Rozdział 5

94 7 1
                                    


   Całe te zajście było dla mnie dziwne. Nie rozumiem, dlaczego ich zdaniem nie pamiętam tak wielu wydarzeń. Zaczynam się martwić o siebie. Gdy odeszliśmy wszyscy z parku, Bonnie poszła ze mną do domu. Było dość późno, ale musiałam dowiedzieć się więcej szczegółów, żebym cokolwiek zrozumiała.
   Pierwsze co mi oznajmiła to, że jest czarwnicą. Przez parę sekund dochodziło to do mnie, bo jednak było to dla mnie szokujące. Bym w to nie uwierzyła, ale jednak faktycznie czułam jakąś dziwną fale przechodzącą przeze mnie. Te uczucie ciężko porównać do czegokolwiek, czułam się jakby jakaś dziwna esencja przechodziła przeze mnie. Jednak to jednak nie było wszystko. Podobno bracia Salvatorowie są wampirami, teraz to się boję o swoje życie skoro otaczają mnie takie nadprzyrodzone istoty. Teraz rozumiem czemu panował mrok od starszego brata, lecz nie potrafię zrozumieć, dlaczego Stefan nic mi nie powiedział. Przecież był wczoraj u mnie. Muszę z nim poważnie porozmawiać. Mam nadzieję, że będzie miał naprawdę dobrą wymówkę. Ponadto tego złego, uprzedzono mnie przed Klausem, żebym na niego uważała. Jestem zła, że nie chcieli mi powiedzieć co jest tego przyczyną. Jakby to był jakiś wielki problem. Ja oczywiście wyjaśniłam im, że on nie stwarza dla mnie żadnego zagrożenia. Nie mogą też się zachowywać jakbym była małą dziewczynką.
Lecz będę miała oczy szeroko otwarte. Zresztą nie muszę im we wszystko wierzyć, to nie trzyma się nawet kupy. Ehh...
Muszę się poważnie zastanowić nad wszystkim i wtedy może coś zrozumiem, teraz nie mam czasu na to, bo jeszcze spóźnię się.

   W tym biurze, każdy miał swój przedział, znajduje się tam komputer i szafa na dokumenty. Wiadomo, można urządzić się według swoich upodobań, chociażby przywieźć sobie telewizor bądź jakieś kwiaty. Nie byłabym sobą, gdybym nie przytałgała wielkiej poduchy do siedzenia. Najczęściej używam ją do czytania książek w wolnej chwili lub po prostu gdy jestem zmęczona. Była szara a do tego strasznie wygodna, wszystko za winą skórzanego materiału, który uwielbiam. Wiadomo wszystko urządziłam w kolory szarości.
   Mam chyba bzika na tym punkcie.
  
   Obok wielkiego okna, przez który mam widok na centrum miasta, stoi średnich rozmiarów kwiat, który całe szczęście nie potrzebuje dużo pielęgnacji a pasuje tu idealnie. Są to zwykłe duże ciemno zielone liście. Żadna filozofia. Wiadomo na biurku mam parę zdjęć prywatnych oraz parę bzdet.

   Zwykle siedzę tutaj i robię przydzielone mi projekty. Czasami muszę dopracować jakąś konkretną reklamę, którą wykonał ktoś inny.
   Teraz będę musiała spędzić tutaj więcej czasu, nie mogę zapomnieć o projekcie a awans nie zleci mi z nieba.
   Przez te wszystkie rozmyślania, przypomniałam sobie o ostrzeżeniach przed Klausem. Chyba będę musiała z nim porozmawiać, choć obawiam się troszkę tego. Samo jego spojrzenie sprawia, że przechodzi przeze mnie fala dreszczy.
   Jak na zawołanie usłyszałam pukanie do drzwi. Aż cała drgnęłam. Moim oczom ukazał się Klaus.
   Wstrzymałam powietrze i szybko poprawiłam włosy. Przez niego zapomniałam o oddychaniu. Gdy nareszcie złapałam oddech mój szef  kroczył w moją stronę ciężkimi krokami. W moich uszach odbijały się dźwięcznie jego kroki. Moje bicie serca przyspieszyło. Nerwowo zacisnęłam pięść na materiale spódnicy. Wykonał ten swój uwodzicielski uśmiech. Zarumieniłam się od razu, całe szczęście mój puder przykrył choć trochę tego co wpłynęło na moją twarz. Trochę głupio się przyznać, ale brakowało mi tego uśmiechu.
Ale on tego nie musi wiedzieć.
- Czy nie powinien Pan być teraz na konferencji prasowej?- szybko wzięłam duży łyk jakiegoś płynu. To była chyba kawa. Nie czułam smaku. I to wcale nie przez Klausa.
- Proszę mów na mnie Klaus- uniósł brew kpiąc ze mnie- odmówiłem, dosyć mam tych wszystkich konferencji i tak więcej się nie dowiedzą o mnie.
- Pewnie bywa to uciążliwe...
Usiadł na biurku i zlustrował mnie powolnym ruchem w dół.
- Najważniejsze, że mamy teraz więcej czasu dla siebie- zgarnął mi kosmyk włosów i włożył mi za ucho. Drgnęłam.
- Jest coś takiego jak przestrzeń osobista to, że mogę mówić ci po imieniu do niczego cię nie uprawnia.
  Spojrzał się zdziwiony.
- Źle się zrozumieliśmy- wstał, przeszedł się do okna i spojrzał się na miasto.
- Jesteś pieprzonym zboczeńcem! To, że jesteś moim szefem nie oznacza że możesz robić co chcesz. Są jakieś granice!

Zaśmiał się

Łajdak.

- Tobie się tylko wydaje, że tego nie chcesz baa... Ja doskonale wiem czego byś chciała.
- To jest śmieszne...chyba lubi Pan sobie dopowiadać.
- Moja kochana... Co we mnie jest takiego, że zastanawiasz się w jaki sposób mogłabyś zdjąć ze mnie tą koszulkę?
 
   Śmieje mi się w oczy. I myśli, że to jest zabawne. Mam ochotę stąd wyjść jak najszybciej.

- Nie przystoi opowiadać takich rzeczy swojej pracownicy...
- Mógłbym powiedzieć to samo Car... Ale podoba mi się to w jaki sposób o mnie myślisz.
   Nawet nie zauważyłam w jak szybkim tempie pojawił się obok mnie.
   Szybko wstałam i twardo spojrzałam mu w oczy.

   Nagle zakręciło mi się w głowie. Miałam przed oczami mrzonki. Miałam ochotę upaść, ale jednak jakby coś mnie trzymało.
  
   Wszystko ustało. Jakby ręką odjął.
Nie miałam ochoty nic mówić tylko czułam potrzebę, żeby wysłuchać osobę obok mnie.
- Ohh.. Biedna Car. Myślałem, że masz mądrzejszych przyjaciół- pogłaskał mnie po głowie co mi się bardzo spodobało- myślą, że pierwotny nie zna tych tanich sztuczek na barierę- podrapał się po brodzie.
- Będę musiał coś z tym zrobić, bo za dużo wiedzą, tak to jest jak się za bardzo interesuje cudzym życiem...

Niespodziewanie złapał mnie za głowę i poczułam ostre pulsownie.
- Zapomnij o całym wydarzeniu wczoraj, o wszystkim co powiedzieli twoi przyjaciele.
- Nic się wczoraj nie wydarzyło.
- Jesteś bardzo grzeczna Car- pogładził mnie po brodzie- to dla twojego dobra.
- Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej.
- Dlatego jutro wyjeżdżamy do Nowego Orleanu.

  

♥//Klaroline//♥ Trust MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz