1. Zagubiona dusza

48 1 0
                                    

Gorączkowo krążyłam między wagonami pociągu. Nie mogąc się odnaleźć, mijałam kolejne przedziały zajęte przez starsze roczniki. Stanełam rozglądając sie w poszukiwaniu znajomej twarzy, jednak nie przyniosło to oczekiwanych efektów. Wizja tylu nowych ludzi była nieco stresująca, ale wiedziałam że dam radę, zawsze miałam doskonałe zdolności adaptacyjne.Gwałtownie odwróciłam sie by znaleźć miejsce w jednym z przedziałów. Niespodziewanie  wylądowałam prosto na jednym z drugorocznych. Usłyszałam jak moje książki upadają na ziemie a ja kurczoro usiłowałam złapać równowagę. Gdy stanęłam stabilnie spojrzałam na sprawcę całego zamieszania. Zobaczyłam chłopaka o ciemnych, kręconych włosach, okalających jego smumłą twarz. Uśmiechnął się zadziornie.
- Uważaj jak chodzisz. - Wysyczałam pogardiwie i zaczęłam zbierać książki. Mimo młodego wieku nie bylam miłą osobą, szczególnie dla nieznajomych. Mysle że była yo głównie kwestia mego wychowania. Chłopak schylił się by mi pomóc jednak gdy obdarowałam go nienawistnym spojrzeniem stracił pewność siebie i zrezygnował. Szybko zabrałam reszte książek i wślizgnełam się do pierwszego lepszego przedziału. Opadłam na siedzenie oddychając ciężko. Byłam sama, oparłam się więc o szybe i wyciągnęłam książkę o klasyfikacji i zastosowaniu roślin w alchemii. Wreszcie mogłam zebrać myśli i obmyśleć moją drogę edukacji w Hogwarcie. Pogrążyłam sie w lekturze i pędzących jak wicher myślach.
Po czasie odsiadło się do mnie pare starszych ślizgonów. Ich dyskusje nie bardzo mnie ciekawiły ale widziałam że kątem oka zerkali w moją stronę.
Bliżej mnie siedziala szczupła kobieta o włosach koloru śniegu. Czarno zielone barwy jej domu podkreślały tylko trupio bladą cere. Po jej lewej siedział mężczyzna o równie jasnych włosach jednak rysy jego twarzy byly znacznie surowsze niz delikatna twarzyczka koniety. Wygladali na dużo starszych. Po chwili zapadła cisza, rozmowa ucichła a ich wzrok skupił sie na mojej osobie. Wpatrywali się we mnie jak wilki które upatrzyły ranną łanie.
- Pierszoroczna jak sie nazywasz ... jeśli mogę spytać.- Mówiąc te słowa mężczyzna starał się być ironiczny co udało mu się osiągnać jedynie przez krzywy uśmieszek. Powoli zamknelam książkę i podniosłam wzrok .
- La Veill.. Abigeil- Powiedziałam czując świdrujacy wzrok towarzyszy podróży. Gdy wypowiedziałam swoje nazwisko zobaczyłam ulge na twarzy ślizgona.
- To witamy jedną z nas i zapraszamy do slitherinu. Jestem Luciusz Malfoy a to moja  przyjaciułka Narcyza Black.- wydeklamował uczeń z dumą w głosie. Sięgnęłam głową i wymamrotałam pod nosem szybkie powitanie wracając do nauki.

Po dotarciu na miejsce wszyscy  pierwszoroczni zostali skierowani do łodzi. Płynęliśmy powoli, powietrze było ciężkie od mgły a wszedzie panował gwar. Uczniowie z zapałem przygladali sie ciepłym światłą Hogwartu błyszczącym w oddali. Opatuliłam się szczelnie szatami chroniac się przed chłodnym wiatrem. Reką odgarnekam czarną fale z twarzy i skupilam sie na otaczającym mnie krajobrazie.

Wszyscy z klas pierwszych  zostali zgromadzeni przed ogromnymi drzwiami do sali głównej. Nagle unosząc sie nad rozmowami młodych uczniów rozległ sie doniosły głos profesor McGonagall.
- Witajcie uczniowie. - powiedziała lustrujac tłum wzrokiem. W sali powoli zapadła cisza na którą czekała profesor.
- Za chwile zostaniecie powitani w naszej szkole magi i czarodziejstwa. Przed uroczystą kolacją zostaniecie przydzieleni do swoich domów do których po wieczerzy podąrzycie wraz z prefektami.- Wyrecytowała z pamięci. Profesor odwróciła się a ogromne dębowe drzwi uchyliły sie przed nia z lekkoscią.
Po bokach sali rozciągały się długie stoły pełne uczniów, przyozdobione flagami domów. Szliśmy zwartą grupą do podestu na którym zasiadali nauczyciele, obecnie stała tam profesor McGonagall trzymajac tiare przydzialu.
Gdy Tiara przemówiła, kątem oka zauważyłam jak kilku czarodziejów z rodzin mugolskich się wzdrygneło. Dla nich zapewne był to jedynie stary kapelusz. Uczniowie byli wyczytywani alfabetycznie więc moja kolej przyszła dopiero po jakimś czasie.
- Abigeil La Veill- usłyszałam donośny głos pani profesor. Wzięłam glaboki oddekch podniosłam głowę i powoli zaczęłam iść w stronę podestu czując jak ludzie przede mna sie rozstepują. Dotarłam na miejsce odwróciłam się i usiadłam na drewnianym krzesle czując na sobie spojrzenia całej sali. Profesor nałożyła na moje skronie kapelusz. Nie był ciężki wrecz przeciwnie, pachnial skurą i starym pergaminem.
- hmmm - usłyszałam cichy dźwięk który z czasem zaczął się nasilac.
- hmmm ciężki wybór, ciężki wybór. Jesteś żadna wiedzy, bystra i niezwykle inteligentna. Nadajesz się do ravenclow jak twoja matka...- Poczułam ogarniajacy mnie smutek i uczucie pustki.
-ALE ! Twa ambicja i zasadność nie zostawiają watpiwosci. Dzięki swemu sprytowi i dociekliwosci będziesz wielką czarodziejką a w osiagnieciu tego pomoże tobie SLITHERIN!!!- usłyszałam krzyki i wiwaty ze stłu po prawej... oniemiała wstałam i podsmażyłam w tamtą stronę. Wszyscy klepali mnie po ramieniu i gratulowali. Moj umysl przebiegalo tysiac mysli w ciagu chwili. Jeszcze nikt z mej rodziny nie byl w slitherinie , myślałam że trafię tam gdzie matka. Jednak czułam w głebi duszy że to dobry wybór .
Usiadłam na wolnym miescu obok starszego chlopaka w długich czarnych wlosach gapiacego sie na stolik gryfindoru. W okolicy siedziala Narcyza patrząca prosto na mnie, szepcząc cos przy tym do jasnowlosego chłopaka. Zignorowałam to i wróciłam do badania swego otoczenia. Chłopak oboknawet nie spojrzał gdy usiadłam, wpatrywal się jak zachipnotyzowany daleko przed siebie. Próbowałam dostrzec na co patrzy jednak nie udało mi się.
- jestem Abigeil... przydzielili mnie tu- powiedzialam zakolopotana sytuacją.
- Wiem - powiedzial nie odrywajac wzroku od obiektu swego zainteresowania.
- To Severus- powiedziala dziewczyna siedzaca naprzeciw. Miała długie rude włosy i przyjemna twarz o dużych oczach.
- Nie prosiłem o przedstawianie mnie Alecto- parsknoł zirytowany chłopak.
- Ale przyda ci się, jeśli sam nie umiesz tego zrobić.- zwróciła głowę w moją stronę.
- Nie przejmuj się nim on taki jest. Upartego barana nie zmienisz. Ja nazywam sie Alecto Carrow. - powiedziala uśmiechając sie ciepło dziewczyna.
- Abigeil. Abigeil La Veii. - powiedizalam dumnie i wyprostowalam sie odwzajemniajac usmiech.

Wracając Po Zmroku Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz