Rozdział IV

4.6K 281 49
                                    

— Przyszliśmy na żarcie — oznajmił Mieczyk, pojawiając się nagle na wysokiej skarpie niedaleko domu Czkawki.

— Ta, ale skoro jeszcze nie jest gotowe, to sobie pójdziemy i wrócimy później, żeby nic nie robić — dodała Szpadka.

— No, ma się ten łeb — przyznał jej brat, po czym oboje zaśmiali się i stuknęli głowami. Sączysmark przewrócił oczami.

— Przynieście więcej drewna, śmierdziuchy — rozkazał. Astrid i Czkawka spojrzeli na siebie z porozumiewawczymi uśmiechami.

— Hej, a ta nowa nie przyjdzie? — zapytał Śledzik, przynosząc naręcze suchych gałązek. Dopiero wtedy szatyna olśniło i przypomniał sobie, o czym miał pamiętać i co dręczyło go już od dłuższego czasu.

— No tak! — Przyłożył dłoń do czoła. — Słuchajcie, Amadea prosiła, żeby ktoś po nią poszedł. Wiecie, nie zna jeszcze wyspy.

— No jasne, to pewnie tylko pretekst. — Zarechotał Sączysmark. — Dziewczyna chce zostać ze mną sam na sam, wiecie, przez całą podróż nie mogła oderwać ode mnie wzroku. W końcu ktoś dostrzegł, jaki jestem niesamowity.

Śledzik uniósł brwi.

— Patrzyła na smoka — sprostował. Wszyscy parsknęli śmiechem. Twarz Sączysmarka zrobiła się dokładnie tak czerwona jak łuski Hakokła.

— Zamknij się, Śledziuchu — wycedził i wrócił do rozpalania ogniska.

— Ja pójdę — zadeklarowała nagle Astrid, podnosząc się z ziemi.

— Ty? Nie no weźcie, będzie rozczarowana — wtrącił Sączysmark. Blondynka uniosła brwi, patrząc na niego groźnie.

— Nic nie mówiłem — mruknął brunet, znów pochylając głowę.

— Zaraz przyjdziemy — obiecała, patrząc głównie na Czkawkę. Ten uśmiechnął się i skinął głową. Astrid ruszyła w kierunku Akademii. Życzyła dobrej nocy ostatnim kilku Wikingom wracającym właśnie do swoich chat, a gdy przeszła w nieoświetlone miejsce, mogła w końcu zrzucić maskę. Zatrzymała się, potrzebując chwili oddechu. Martwiła się. Naprawdę się martwiła. Wiele razy próbowała wyrzucić z siebie jakoś tę okropną zazdrość o każdą dziewczynę, która tylko pojawiała się przy Czkawce, ale wciąż nie mogła. A ta Amadea... była zupełnie inna. No i miała Nocną Furię. Widziała te zafascynowane spojrzenia swojego narzeczonego, rzucane w stronę smoka. Miała jedynie nadzieję, że ciemnowłosej przybyszce nie podoba się Czkawka. A jeśli...
Potrząsnęła głową, chcąc odsunąć od siebie wszystkie czarne myśli. Ruszyła dalej. W końcu dotarła na teren Akademii. Zdziwiła się, gdy zobaczyła Amadeę śpiącą spokojnie pod zdrowym skrzydłem swojego smoka. Mimo wszystko, musiała przyznać, że był to naprawdę przeuroczy widok. Gdyby nie to, że chciała z nią porozmawiać (i zresztą nie tylko ona), zapewne by jej nawet nie budziła.
Zrobiła jednak parę kroków w jej stronę i zamarła, gdy zobaczyła otwierające się oczy smoka. Nocna Furia wydała z siebie cichy pomruk, mający odstraszyć intruza. Ten właśnie dźwięk obudził śpiącą przy zwierzęciu dziewczynę.

— Co się dzieje? — zapytała zaspanym głosem, podnosząc się do pozycji siedzącej i jedną ręką przecierając klejące się oczy.

— Przyszłam, żeby odprowadzić cię na kolację — powiedziała Astrid, co natychmiast rozbudziło Amadeę.

— Co? Już? Zasnęłam, naprawdę? — zapytała retorycznie takim tonem, jakby sama była zawiedziona swoim zachowaniem. Blondynka postanowiła zrobić krok w jej stronę, co spotkało się z kolejnym sprzeciwem smoka.

— Spokojnie, Miko — powiedziała Amadea, wstając. Czule przejechała dłonią po łbie zwierzęcia. — To przyjaciółka. Zaraz wrócę, maleńki. Śpij.

Blask nocy || Jak Wytresować Smoka fanfiction ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz