Rozdział XIX

1.4K 110 35
                                    

— Wym! Jot! — krzyczały bliźniaki na zmianę zza metalowych prętów. Amadeus przyłożył dłoń do skroni.

— Och, zamknijcie się — wymruczał, po raz kolejny przyglądając się pomiętej mapie. Dobrze, że bliźniaki nie ruszyły się spod znaku, w okolicy którego znalazł tę kartkę. Inaczej nie miałby karty przetargowej, a tak zawsze to jakaś przewaga. Minusem działania w drużynie jest to, że zrobi się wszystko, by tylko uwolnić swoich towarzyszy. Palcem zawędrował do dużego iksa, w pamięci odtwarzając zaznaczoną na pergaminie drogę.

— Klatki? — zdziwił się. — Ale co, u licha, mogą chcieć od... — Podniósł głowę, jakby go olśniło. — Amadea.

Zmiął mapę w kulkę i skierował się w stronę wspomnianych klatek.

— Hej, gdzie idziesz? — zawołał za nim Mieczyk. Amadeus lekko odwrócił głowę z uśmiechem.

— Spotkam się z waszymi przyjaciółmi na miejscu.

***

— Tu jesteście, zaczynaliśmy się już martwić — odetchnął Czkawka, widząc Śledzika i Sączysmarka, z obrażonymi minami dochodzących właśnie na miejsce spotkania.

— Śledziowi nie spieszyło się z wejściem — wyjaśnił brunet, podchodząc do reszty jeźdźców i rozglądając się. — A gdzie Szpadka i Mieczyk?

Czkawka i Astrid spojrzeli po sobie.

— Mieliśmy nadzieję, że spotkacie ich gdzieś po drodze — przyznał. Sączysmark przewrócił oczami.

— Świetnie! Misja ratunkowa zmieniła się w podwójną misję ratunkową! Jakbym naprawdę nie miał co robić w życiu!

— Ciiiszej — skarcił go Matteo. Nie patrzył na nich, tylko kucał przy ziemi, jedną dłonią szukając jakichś śladów, jakichkolwiek.

— Tam. — Pokazał palcem Cirillo i brunet natychmiast podniósł głowę. Jego nadzieja znikła tak szybko, jak się pojawiła. Zauważył tylko wypaloną ziemię. Zero śladów Amadei. Przeklął cicho.

— Albo trafiliśmy nie tu, gdzie trzeba, albo ją stąd zabrali. — Podniósł się, otrzepując ręce. Spojrzał na niebo. Trochę czasu już minęło, odkąd wylądowali na wyspie. Mam tylko nadzieję, że nic jej nie jest — pomyślał, ale nie powiedział tego na głos.

— Dobra, to co robimy? — zapytał, patrząc znacząco na Cirillo. Ten wzruszył ramionami z zakłopotaniem.

— Nie wiem, gdzie ją trzymają. Nie pamiętam tego.

— Poza tym — wciął się Czkawka — musimy też znaleźć bliźniaki. Nie możemy ich tu przecież zostawić.

— Rozdzielmy się — zaproponował Sączysmark. — Wy pójdziecie po ofermy, a ja w tym czasie uratuję Amadeę. — Wypiął pierś z dumą, lecz zaraz skulił się pod piorunującym spojrzeniem Matteo. — Nie? No dobra, to nie.

— Ale rozdzielenie się nie jest głupim pomysłem — zaoponował Cirillo.

— Jest najgłupszym — oznajmił Czkawka. — Nie możemy się rozdzielać.

— A może jak znajdziemy cele, to znajdziemy również wszystkich? Znaczy, gdzieś muszą trzymać również Amadeę, prawda? — Uniosła brwi Astrid.

— Chcesz upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? — zastanowił się Matteo. — Nie, nie sądzę, że to będzie takie proste.

— Zawsze możemy spróbować.

— I przynajmniej się nie rozdzielimy.

— Ale i tak nie możemy chodzić taką dużą grupą. Jeszcze nas ktoś zauważy. — zaprotestował Cirillo.

Blask nocy || Jak Wytresować Smoka fanfiction ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz