-Więc chodź Clary, pora być zaczęła znowu żyć. - Zacząć żyć. Rozpocząć nową drogę. Nowy początek, ale czy ja tak potrafię. Czy potrafię zapomnieć o ostatnich pięciu latach? O całym bólu i wspomnieniach, które wypalają moją duszę. Nigdy nie będę na to gotowa ale skoro zaryzykowałam w życiu już tyle, dlaczego nie miałabym więcej?
Niebieskooki wyciągnął w moją stronę rękę,a ja spojrzałam na nią trochę niepewnie tylko po to aby zaraz ją złapać i podciągnąć się do pionu. Pominęłam jednak jedną bardzo ważną informację. Stan moich nóg. Kiedy byłam już pewna swoich sił one ugięły się pode mną jakby były z waty. Przed moimi oczami pojawiły się mroczki a całe ciało oparło się o łucznika stojącego przede mną, który w tym momencie chronił mnie przed bolesnym upadkiem.
-Dasz radę iść sama? -Spojrzał na mnie niepewnie, lekko odsuwając od siebie aby spojrzeć na moją twarz. Ja zaś uparcie patrzyłam w dół.
-Nie mam pojęcia. -Odrzekłam cicho, wyzywając stan w jakim się teraz znalazłam.
-W takim razie nie mam wyboru. - Zanim zdążyłam zrozumieć co szatyn miał na myśli,poczułam ręce wsuwające się pod moje nogi i plecy. Zostałam uniesiona jednym szybkim ruchem do góry.
Nie zamierzałam się kłócić, nie miałam sił ani na to, ani na dalszą wędrówkę pieszo.
-Dziękuję. - Powiedziałam jedno słowo, które w całym swoim życiu usłyszałam tyle razy, że mogłabym je zliczyć na palcach jednej ręki.
-Nie ma sprawy, no to komu w drogę temu czas.
-A gdzie dokładnie mnie zabierasz? - Zapytałam ciekawa gdzie i przez jak długo zamierza mnie nieść.
-Do quinjeta. - Odparł lekkim, zadowolonym tonem. Przechyliłam głowę lekko na bok zadając mu nieme pytanie, na które odpowiedź powinna mi lekko rozjaśnić sytuację. Gdy łucznik na mnie spojrzał szybko się zreflektował.
-To nasz samolot. - No i wszystko jasne, jakby nie mógł od razu tak powiedzieć. Szliśmy już dłuższą chwilę, poprawka – byłam niesiona już dłuższą chwilę. Przez ten czas żadne z nas się nie odezwało nie chcąc przerywać ciszy jaka nastała. Jednak w tym przypadku nie była ona niezręczna lecz przyjemna, pozwalająca przemyśleć nam sytuacje jakie niedawno się wydarzyły.
W mojej głowie szalała burza pytań a kilka cały czas nawracały i stawały się wręcz natrętne.
„Jak dużo mogę im powiedzieć?", „Komu powinnam ufać". Przez drzewa zaczął przebijać się duży czarny kształt, który po bliższym przyjrzeniu, okazał się samolotem. Zrozumiałam, że to musi być ten cały quinjet o którym mówił mi Clint.
-Otwórz. - Spojrzałam zdezorientowana na łucznika. Raczej nie mówił do mnie, więc pytanie brzmi do kogo? W jego uchu zauważyłam mały, czarny przedmiot, który okazał się komunikatorem trochę podobnym do tego jakie nieraz widziałam u moich oprawców.
Zrozumiałam, że niebieskooki musiał mówić to do kogoś w środku samolotu. Długo nie musieliśmy czekać, już po chwili klapa otwarła się ukazując sylwetkę kolejnego mężczyzny. Ubrany był inaczej niż Clint, miał na sobie czarne spodnie i fioletową koszulę. Gdybym nie wiedziała powiedziałabym, że przed chwilą wyszedł z domu.
-Kto to Clint? - Zapytał spoglądając na mnie z zaciekawieniem i ostrożnością. Nie wiedziałam do końca jak zareagować dlatego odwróciłam wzrok.
-To Clary, która od teraz będzie nam towarzyszyć.
-Dlaczego? - Zapytał czarnowłosy, a łucznik spojrzał na mnie szukając niemo zgody na wyjawienie niektórych faktów. Kiwnęłam lekko głową bo niby co miałam zrobić. Nie powinien nawet się mnie pytać o zgodę w końcu byłam przyzwyczajona do tego, że nie mam nic do powiedzenia.
-Uciekła z Hydry. - W tym momencie mogłam dokładnie poczuć wzrok nieznajomego na sobie.
-Uciekła? Sama?
-Tak. - Nie. Nie sama ale oni nie mogą o tym wiedzieć a ja nie będę ich wyprowadzać z błędu.
-Spotkaliśmy ją na tej polanie, którą mijaliśmy lecąc tutaj. Goniła ją cała horda agentów Hydry. - Spotkaliśmy? A więc Clint był w grupie tych osób, które widziałam uciekając.
-Rozumiem, wskakujcie.Reszta też niedługo powinna wrócić. - Reszta? Czyli spotkam dzisiaj jeszcze parę osób, które albo mi pomogą, albo mnie zabiją. Nie powiem optymistyczna wersja. Niebieskooki wniósł mnie na pokład samolotu i posadził na jednym z foteli.
Trzeba przyznać że wygląd zewnętrzny quinjeta był imponujący ale wnętrze również powala na kolana. Środek urządzony był skromnie lecz funkcjonalnie. Podejrzewam, że właśnie na takie akcje. Cały lśnił czystością a uwagę przyciągały różne przyciski i ekrany.Poczułam że ktoś trąca mnie w ramie. Za bardzo zajęłam się podziwianiem wnętrza, że aż wyłączyłam się na to co działo się dookoła mnie.
Moim ktosiem okazał się uśmiechnięty łucznik podający mi butelkę wody, którą przyjęłam z wdzięcznością.Uświadomiłam sobie jak bardzo jestem spragniona dopiero wtedy gdy butelka była całkowicie pusta. W naszym kierunku szedł czarnowłosy mężczyzna, który pilnował wcześniej samolotu.
-Nie było okazji się jeszcze przedstawić. Jestem Bruce Banner albo jak niektórzy wolą Hulk.
-Clary, miło mi cię poznać Bruce. - Uścisnęłam rękę Bruce'owi, wpatrując się w jego ciemnobrązowe oczy.
-Co ci się stało w nadgarstek?
-Źle upadłam. - Bąknęłam pod nosem zawstydzona swoją niezdarnością.
-Mogę zobaczyć? -Spojrzałam na niego nieufnie, co musiał dostrzec bo jego mina zamieniła się w zakłopotaną.
-Spokojnie, nic ci nie zrobię. Jestem lekarzem. - Spojrzałam na niego ostatni raz aby doszukać się choć drobiny kłamstwa, lecz nic takiego nie znalazłam.Westchnęłam ciężko i wysunęłam rękę w stronę czarnowłosego.Mężczyzna odwinął delikatnie mój nadgarstek i zaczął go uważnie oglądać, lekko ściskając. Zabolało a z moich ust wydobył się syk. Bruce spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem.
-Clint przyniesiesz mi apteczkę?
-Pewnie. - Odpowiedział szybko niebieskooki odchodząc po potrzebny przedmiot. Kiedy apteczka została przekazana w ręce Bruce'a, mój nadgarstek został dokładnie wysmarowany maścią i ponownie owinięty w bandaż.
-Staraj się go zbytnio nie nadwyrężać. Bardzo mocno go sobie stłukłaś.
-Postaram się i dziękuję.- Postałam w jego kierunku mały, zmęczony uśmiech. Kiwnął w moją stronę głową i odszedł odłożyć apteczkę na swoje miejsce. Zamknęłam oczy i oparłam się wygodnie o fotel.
-Jak się czujesz? -Otwarłam jedno oko i przekrzywiłam głowę w stronę łucznika,który teraz siedział w fotelu obok mnie.
-Zmęczona i oblała jak cholera.
-Odpoczniesz jak już dotrzemy na miejsce. - O, a właśnie jeśli o tym mowa, pojawiła się kolejna kwestia do wyjaśnienia.
-To właściwie znaczy gdzie?
-Do bazy albo inaczej jeżeli wolisz do Avengers Tower.
a/n
Ilość słów - 979
Witam w kolejny rozdziale. Mam wielką nadzieję, że przypadnie wam do gustu mimo iż zbyt wiele się w nim nie dzieje :D Do zobaczenia w kolejnym rozdziale, który mam nadzieję, że ktoś przeczyta ;)
CZYTASZ
Bo jestem tylko Cieniem (Avengers FF)
Fanfic"(...)-Kim jesteś? - Pytam starając się nie jąkać. Pytanie to krążyło w mojej głowie odkąd tylko go zobaczyłam. Kim jest i dlaczego się mną interesuje. Dlaczego nie zostawi mnie samej. Powinien, tylko na to zasługuję. Na samotność, nie na współczuci...