Każdą sekundę wypełnia szum, przejmujące dygotanie. Kończy się życie, kończy świat, a ja mam wciąż tyle do zrobienia. To komiczne, jak wiele może skończyć jeden ruch, jeden krok, jedno słowo wypowiedziane bez celu. Moja niepewność obezwładnia. Jestem kaleką, dlatego nie płaczę. Wciąż nie rozumiem, wciąż jestem nieświadomy, że straciłem. Wciąż myślę o tobie w czasie teraźniejszym, tak jak kaleka próbuje działać amputowaną kończyną.
W oczekiwaniu na koniec świata, słyszę, jak Melpomene wygrywa mi smutną sonatę. Ma zimne oczy, takie martwe, takie zielone i takie nieludzko twoje. Przełykam ślinę, zaciskam dłonie. Nie czekam, robię krok, ale jestem jak kaleka - wciąż nie rozumiem, że odebrano mi łaskę chodzenia. Nieporadny jak dziecko, ślepy jak ślepiec, zbyt głuchy i niemy, by z tobą pomówić.
Oddaję się myślą, fantazją. Tworzę historie niestworzone. Nie sypiam, bo wciąż liczę, że to wszystko nocna mara, a ja wybudzę się zlany goryczą i lodowatym potem, by ujrzeć zdrowe kończyny i ciebie. Cała rewolucja to był koszmar, cała wojna, krew na dłoniach. Twoja śmierć to raczej świadomość, że nie mogę się z tego wybudzić.
W życiu zawsze czuwała nade mną Klio. Pozwoliła mi uciec tak daleko, dała w dłoń pióro, najpierw kurze, później raczej gęsie, wciąż krzycząc "twórz". Więc pisałem z jej imieniem na ustach "za matkę historię, za naszą uciśnioną nację", czując, że robię dobrze. Moja walka była słuszna, a czoło wciąż uniesione.
Wdrapałem się na samo Patos dumny jak paw, zmęczony jak starzec, by wykpić Apollina. Bo moją jedyną sztuką była prawa, a torem historii rewolucja.
Położyłeś mi dłoń na ramieniu, nic w niej nie było z kobiecej delikatności, zero subtelnej magii. Ostra, przeszywająca, chłodna jak styczniowy poranek duma. Byłeś prawdą, której całe życie poszukiwałem, jedynym uznanym przeze mnie odłamem sztuki. A pachniałeś jak rewolucja.
I teraz gdy jest już po wszystkim, gdy krew splamiła nasze dłonie, rzucam kałamarz. Robię plamę na kartach historii, nie zważając na to, że Klio zawodzi. Wiatr rani mi oczy, gdy zbiegam z Patos, pędzę jak wariat, jak szaleniec, jak głupiec, co poznał prawdę. Patrzę na moje omyłki, nagle rozumiejąc, że jestem kaleką. Dostrzegam czarne dziury na stronicach i zadaję nieme pytanie:
Czy świat zapłakał?
CZYTASZ
pustosłowie
Short Storydyrdymały, austriackie gadanie i ogólnie samo mydło i powidło. (niegdyś fandomowe wypociny, tak bardziej randomowe)