27#

1.5K 127 49
                                    

~Alec~
Alec nienawidził tego, że podczas pracy i stania za tą uciążliwą kasą kazano mu uśmiechać się do klientów. Musiałby nawet to robić, gdyby z zimną krwią zostało zamordowane jego rodzeństwo. Ale przecież uprzejmość nie wiążę się z tym, że trzeba suszyć zęby przy każdym człowieku. Prawda? A jeszcze gorzej było, gdy niektóre osoby mu ten uśmiech odwzajemniały. I to w dość dziwny sposób.

Alexander - jednocześnie rozmyślając, dlaczego los tak okrutnie go ukarał - posłał delikatny uśmiech kobiecie, która podawała mu pieniądze za jej zamówienie. Nastolatek wsadził banknoty do kasy i wybierał resztę z drobnych, kiedy usłyszał głos tej osoby, która stała przed nim.

- Nie bolą pana policzki od tego uśmiechania? - spytała brunetka. Alec podał jej resztę, jednak już bez uniesionych kącików ust. Kobieta miała rację.

- Oczywiście, że bolą. Ale co poradzić na to, że szef twierdzi, że ludzie lubią, jak się na nich gapisz i szczerych - wymamrotał ponuro, przyglądając się kobiecie. Nie znał jej, ale cóż, wspólne narzekanie mile widziane.

- Mamo!

Alec spojrzał na dziewczynę, która biegła do kasy, a jej rude, błyszczące włosy podskakiwały niczym piłka nożna w czasie meczu.

- Już? Czekamy, no - nastolatka zwracała się do kobiety o brąz włosach, a za chwilę, na złość Alecowi, spojrzała na chłopaka. - O, cześć, Alec!

- Hej - odpowiedział, siląc się na jakiś choć najdrobniejszy uśmiech. Tak z grzeczności, której nie przestrzegał w większości swojego życia.

- Dlaczego nie było cię na zajęciach?

- Po co miałem być? Ten układ, co składacie, to przecież ćwiczę z Magnusem, a go nie ma.

- No w sumie... - dziewczyna spojrzała na ladę, a jej, jak się okazało, mama, z uśmiechem odeszła do któregoś ze stolików, zostawiając swoją córkę z Alekiem. - No ale... Ale w sumie mógłbyś być. Ten gościu, co zastępuje Bane'a, jak czasami wyjdzie z sali, nie wraca przez kilkanaście minut - zachichotała. - I wtedy można sobie pogadać i się pośmiać.

- Cóż, śmiałbym się, gdybym zobaczył Izzy, która tak świetnie tańczy i nagle potyka się o powietrze i wpada na ścianę.

- O powietrze? - Clary parsknęła z rozbawieniem.

- Tak. Może nawet o kurz, nieważne o co - Alec wzruszył ramionami.

Mówił z pełną powagą. Gdyby miał oglądać zabawną porażkę jego siostry, byłby na zajęciach. Pomógłby jej, ale i przy okazji by się pośmiał tak jak ona z niego, gdy tak bardzo zapatrzył się na Magnusa wtedy, kiedy ujrzał go pierwszy raz.

- Okey - rudowłosa ponownie zaśmiała się, a Alec dziwił się, jak można cały czas mieć dobry humor. To jest możliwe? Przecież czasami nawet Magnus jest poważny. Chyba...

Dziewczyna uśmiechnęła się do Aleca i odeszła od lady, a szatyn ponownie skupił się na idiotycznym jego zdaniem wymuszaniu uśmiechów reszcie ludzi, których obsługiwał z niechęcią.

Lecz nagle tyłek Alexandra zaczął wibrować. A raczej coś wibrowało na nim. Szatyn szybko wyciągnął telefon z tylnej kieszeni swoich spodni, spoglądając, kto do niego dzwoni. Kiedy zobaczył nazwę, która aż się magicznie skrzyła w jego oczach, zwrócił się do Mai, która stała niedaleko przy swojej kasie.

- Maia! Popilnujesz przez chwilę? - wskazał na swoją kasę, patrząc na dziewczyne z nadzieją i ogromną prośbą w niebieskich tęczówkach.

- Dla twoich romansów? Proszę bardzo - ciemnoskóra dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i pogodnie, co Alec odwzajemnił od razu, a przynajmniej się starał. Zaraz po tym szybko czmychnął na zaplecze, by odebrać wciąż dzwoniący w jego dłoni telefon.

𝕁𝕦𝕤𝕥 𝔻𝕒𝕟𝕔𝕖Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz