XXIV. (nie)udany wieczór cz. I

480 47 26
                                    

Ten dzień należał do niezwykle słonecznych. Nic nie wskazywało na to, że może zacząć padać. Spuściłem wzrok z nieba na osobę siedzącą przede mną. Skrzyżowałem nasze spojrzenia i szatyn także zaczął mi się przyglądać.

Zupełnie bez słowa.

-Jesteś wyjątkowy - powiedział niespodziewanie, ciągle nie odrywając wzroku od mojej osoby.

I ja chciałem to powiedzieć.
Chciałem powiedzieć, jak piękny i wspaniały jest.
Bo przy nim ja nie byłem ani odrobinę wyjątkowy.
Moment później Louis gwałtownie się ode mnie odsunął i zakaszlał.

-Gdyby ktoś się dowiedział, że znowu przeze mnie jesteś na wagarach, to chyba miałbym maleńki problem - uśmiechnął się lekko. - Mam nadzieję, że Gem się nie dowie. Nie chcę cię sprowadzać na złą stronę - spojrzałem na niego kpiąco. - Że co? - zapytał, podskakując w miejscu z szerokim uśmiechem na ustach. - Uważasz, że już się sprowadziłem na złą stronę hm? - uniósł brew.

Z uśmiechem pokiwałem głową. Rozbawiło mnie jego zachowanie.
On też się uśmiechał.

Od ponad godziny wbijałem tępy wzrok w przypadkowe przedmioty w moim pokoju. Byłem przekonany, że w domu byłem sam. Między innymi dlatego, że był piątkowy wieczór, a dookoła mnie panowała cisza.

Jednak myliłem się. Zrozumiałem to, gdy moja siostra z uśmiechem uchyliła drzwi do mojego pokoju. - Mam dobry pomysł jak poprawić ci humor - pomijając fakt, że nie wydawało mi się, żeby cokolwiek mogło 'poprawić' mi mój humor, to dodatkowo byłem pewien, że za moment z jej ust usłyszę słowo impreza. -Wychodzę do Zayna na wieczór z przyjaciółmi. Chciałam, żebyś poszedł ze mną.

Westchnąłem unosząc na nią wzrok. - Nie chcę.

-Harry, prawie w ogóle nie wychodzisz z pokoju - powiedziała, po czym na chwilę zamilkła. - Boję się o ciebie - wyznała słabszym głosem.

Pokręciłem głową, wyrażając to, że nie ma podstaw do strachu. Dawałem sobie radę.. Przynajmniej próbowałem.

-Nie chcę, żebyś musiał być sam, nieważne z czym się zmagasz. Chciałabym, żebyś dał temu szansę.

Po raz kolejny głośne westchnięcie opuściło moje usta. Wiedziałem, że chce jak najlepiej..

Dotarło do mnie, jak bardzo obnoszę się ze swoim złym samopoczuciem. Powinienem chociaż starać się udawać, że wszystko jest takie, jak dawniej. Nawet, jeśli wcale takie nie było..

Nie powinienem martwić nikogo dookoła siebie tym, że wszystko straciło dla mnie jakikolwiek kolor.

Uniosłem spojrzenie na blondynkę i wysiliłem się na uśmiech, którego na moich ustach nie było bardzo, bardzo dawno.

-Czy to znaczy, że pójdziesz ze mną do Zayna?

Ułożyłem usta w linię i skinąłem głową. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, mimo że starała się to ukryć. Wycofała się i wyszła, a ja gwałtownie położyłem się na łóżku. Przejechałem dłońmi po twarzy i podniosłem się z powrotem do siadu.

Tamtym razem moje wieczorne wyjście z Gemmą skończyło się pierwszym kontaktem z Louisem.

Dlatego bałem się tego, co los szykuje dla mnie tym razem...

***
Byliśmy już pod domem mulata, gdy zrozumiałem, że powinienem był zostać w domu. Na ustach starałem się utrzymywać jak najszerszy uśmiech, mimo że, gdybym tylko został sam prawdopodobnie nie byłbym w stanie powstrzymać wybuchu płaczu.

„say that" • larry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz