Prologos

75 3 1
                                    


Mając przed sobą całą ich historię nie była pewna, czy żałuje, że to wszystko się wydarzyło, czy może wybrałaby bez wahania przeżywanie tego bez końca od nowa. Wydawałoby się to prawdopodobne, że po kilku tygodniach rozłąki patrzyłaby na te zdjęcia z pewnym dystansem... W rzeczywistości, nie mogła zebrać myśli, nie potrafiła znaleźć powodów ani skutków, połączyć elementów historii. Najwyraźniej ten rok ją zmienił diametralnie. Kiedyś potrafiąca spojrzeć na problemy z rezerwą, teraz nieumiejąca myśleć o tym bez ogólnego poruszenia i ciała i rozumu.

Cały poranek dziewczyna przechadzała się po galerii. Oglądała znajome twarze, odtwarzała w kółko minione wydarzenia. Czuła się jakby słuchała szczególnie wzruszającej historii, a przecież nic smutnego nie wydarzyło tutaj się, czyż nie?

Jeden rok. Trzysta sześćdziesiąt pięć dni. Minął dokładnie rok odkąd to wszystko się zaczęło. Niezliczona ilość prób, niezliczona ilość spotkań. Tysiące spojrzeń w oczy, każde znaczące co innego. Słowa rzucone mimochodem, teraz rozpamiętywane jakby zmieniły losy wszechświata. Przypadkowe muśnięcia dłoni, teraz tak wytęsknione. Głowa pełna niewypowiedzianych myśli. I wypowiedziane zdania pełne zakłamanych słów.

Galerie wypełniała nieprzenikniona cisza, tylko od czasu do czasu można było usłyszeć stukot jej obcasów. A tuż za dziewczyną unosiła się woń jej perfum. Zmieniła się, rzeczywiście. Ubiera się teraz o wiele bardziej elegancko, jej zachowanie jest bardziej stonowane i właśnie, pojawiły się perfumy. Moglibyśmy rzecz, że uleciało z niej to, co ją kiedyś określało, że utraciła szczęście. Jednakże to nie tak, że wypełniał ją smutek, to była nostalgia. Poczucie, że w momencie, w którym powiedzieli kilka niepotrzebnych słów za dużo, świat wcale się nie zatrzymał. Życie toczyło się dalej. Niezmienione. W końcu nie wydarzyło się nic, co mogłoby zostać uznane za znaczące. Jednak czasem właśnie te ulotne rzeczy zmieniają najwięcej.

Miała już wychodzić stanęła tuż przed długimi schodami, którymi mogła zejść z poziomu galerii. Odwróciła się w stronę zdjęcia, które rozpoczynało wystawę. Oni wszyscy. Wieczór premiery spektaklu. Na scenie. Uśmiechnięci. Szczęśliwi. Coś na co pracowali tyle miesięcy nareszcie zaowocowało.

Patrząc na to zdjęcie, poczuła łzę lecącą po policzku. Nie wierzyła, że odeszła od tego, że opuściła te wszystkie osoby. Świat wydawał jej się o wiele bardziej odległy, jakby za mgłą. Jej nogi ugięły się pod nią przez gwałtowny napływ żalu i tęsknoty. Właściwie to zachwianie zakończyło się tym, że musiała złapać się barierki, żeby nie osunąć się na ziemię. I wtedy, odchylając jedną nogę do tyłu, jej szpilka zahaczyła się i upadła, odbijając się od kolejnych stopni.

Wyprowadzona już doszczętnie z równowagi, z zrezygnowaniem wymalowanym w postawie ciała, odwróciła się w stronę schodów, aby sięgnąć po but leżący niemal w połowie schodów.

Lecz zamiast zagubionego obuwia, jej wzrok przyciągnęła postać stojąca u wyjścia.

On.

Ten który przekreślił ich szansę na rozwiązanie sprawy swoim wylotem do Lizbony. Pomimo to, że nie chciała tego okazywać miała do niego żal, że nie mogli porozmawiać o tym, co ich poróżniło. A właściwie to nie było jej jedyne uczucie, które do niego żywiła.

Był ciepłem, był domem utraconym i znalezionym po latach, był nadzieją, szczęściem, dobrocią. A jednak tak często starał się pogłębiać dystans miedzy nimi, udowadniać, że nie powinni próbować na stałe. Problem w tym, że wiedziała jak przełamać ten jego schemat myśli. I była pewna, że to chłodne serce w rzeczywistości jest delikatnym. A przecież delikatne serca nie są żarliwe.

Uśmiechnął się, wyrażając tym samym skruchę i tęsknotę. Ona jednak czuła, że sparaliżowało każdy jej mięsień. Zawsze, gdy wyobrażała sobie te chwilę, myślała, że rzuci się w jego ramiona. Teraz jednak nie wiedziała jak to zrobić.

Ruszył do niej powolnym krokiem, nie odrywając od niej wzroku. Nie było to napastliwe spojrzenie. Było to jednym z tych przekazujących więcej niż słowa. Było przeprosinami, a jednocześnie prośbą o wybaczenie. Było powrotem do przeszłości. Do najlepszych momentów ich życia. Tych nierealnych. Tych jakby ze snu. Bo w końcu to mógł być sen.

Kiedy był już wystarczająco blisko, ujął mocniej w dłonie wcześniej podniesiony bucik. Spojrzenie skierował na ów przedmiot i pokręcił głową. Nie był zwolennikiem takim gestów, ale w tym momencie to wydawało mu się takie oczywiste.

Ukląkł na jedno kolano i podał jej upuszczony pantofelek. Zupełnie jak w bajkach kiedy królewicz odnajduje dziewczynę swoich snów. Zaskoczona dziewczyna nie wiedziała z początku, co zrobić. Jednak po chwili przytrzymując się jego wyczekującej dłoni, wsunęła stopę w bucik. Wstał, nie puszczając jej dłoni. Kilkakrotnie otworzył usta, próbując powiedzieć coś do niej. Ale każde zdanie wydawało się nie na miejscu. A ona, widząc każdą kolejną próbę, czuła jak w jej oczach pojawia się więcej łez.

Stali tak wpatrzeni w siebie, nie mogąc wykrztusić ani słowa.

Dopiero, gdy usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi, a po tym gwar tłumu odwiedzającego wystawę, odsunęli się od siebie, puszczając złączone dłonie.

Mężczyzna podał jej rękę, proponując tym samym wspólne zwiedzenie galerii.

-Myliłem się. Bałem się zawierzyć ci wszystko, co miałem. Ale w mieście pełnym obcych mi osób, uświadomiłem sobie, że cały czas wypatrywałem twojej twarzy. Wypatrywałem kogoś, bez kogo nie wyobrażam sobie... - zawahał się nad ostatnim słowem.

A ona uśmiechnęła się niepewnie, ale promiennie. Ujęła jego dłoń i powiedziała:

-Cieszę się, że wróciłeś.

Eviva l'arteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz