Sytuacja wygląda następująco: nie mam się w co ubrać, a dwóch przystojniaków czeka na mnie na dole. Wybornie. Znaczy nie miałabym tego problemu, gdyby nie to, że ten blondyn oblał mnie piwem. W sumie mogłam zrobić awanturę, ale jest tak zniewalająco przystojny, że liczę, że wynagrodzi mi to w zadowalający sposób.
Wbiegając po schodach, oczywiście, potknęłam się milion razy. Już mogę przyznać, że "gracja" to nie jest moje drugie imię. Nawet nie kłopotałam się szukaniem kluczy, zaczęłam pukać jak głupia do drzwi, licząc, że moja współlokatorka mi otworzy.
Usłyszałam zgrzyt zamka, drzwi uchyliły się, a to, co zobaczyłam rozbawiło mnie. Goldie stała z poczochranymi włosami, w dresach, z pudełkiem lodów większym od jej twarzy. Mój zmysł Sherlocka podpowiada mi, że to lody czekoladowe, bo co najmniej połowę z nich ma rozmazaną na twarzy. O, i jeszcze do połowy pomalowane paznokcie u stóp. Lustrując ją, stojąca w drzwiach, usłyszałam dźwięki jakiegoś serialu, który oglądała. Widzę, że ktoś ma bardzo produktywny dzień.
-Mówiłam, żebyś została w domu. W taką pogodę nie warto wychodzić z mieszkania - mruknęła niewyraźnie, z łyżką w ustach.
Szybko przebiegłam do mojej sypialni i zaczęłam szukać ubrań w swojej szafie.
-Nie chce cię martwić, ale tutaj ciągle pada - odpowiedziałam, krzycząc do niej z szafy.
-Ubolewam nad tym od 19 lat - kolejne niewyraźne zdanie. Widocznie, lody są zbyt smaczne, żeby im się oprzeć. -A właściwie, gdzie się śpieszysz. Możesz zostać. Zrobimy babski wieczór, ja dokończę malować paznokcie... - uniosła brwi zachęcająco.
A może zabiorę tę jakże rozrywkową dziewczynę ze sobą. W liceum to Goldie zawsze mnie wyciągała z domu dopóty, dopóki nie wydarzyła się ogromna tragedia tuż po egzaminach. Jej ukochani dziadkowie zginęli w katastrofie lotniczej. Nigdy nie mogłam zrozumieć jej relacji z babcią. Ale znamy się od dziecka, więc będę dla niej wsparciem, niezależnie czy coś rozumiem czy nie.
-Goldie... Mam dla ciebie propozycję. W barze jeden złamas rozlał na mnie piwo i w ramach rekompensaty, on i jego kumpel zaproponowali mi pójście na imprezę - tłumaczyłam, przebierając się. - Mogłabyś pójść ze mną, posiedzimy chwilę, a jak już będziesz miała dość to się zwiniemy stamtąd. To chyba starsze roczniki, więc możemy się po prostu zintegrować. Co sądzisz? - zapytałam w końcu, licząc, że się zgodzi.
Wahała się. Od razu można było to zobaczyć. Możliwe nawet, że nawet już kombinowała, co założy. Spojrzała na swoje dresy i ewidentnie zbyt długo na pudełko lodów.
-Ubranie się zajmie mi wieki. Nie warto, żebyś na mnie czekała. Musiałabym umyć włosy, a to już trwa straszliwie długo - tłumaczyła, mrucząc pod nosem.
Uśmiechnęłam się, wiedząc, że to argumenty nie do pobicia. Ale cóż, to nie ja oblałam kogoś piwem, więc to nie ja będę musiała czekać. Czyli z przyjemnością namówię ją, chociaż moje nadzieję są dosyć małe. Po prostu zaczęłam wybierać jakieś jej rzeczy z szafy.
I wtedy zdarzył się cud
Poszła pod prysznic.
I teraz uzgodnijmy, że cała reszta też była cudem. W rekordowym czasie względnie ją wyszykowałyśmy.
-Carrie, wiem, że chciałabyś jakoś zabłysnąć na tej uczelni, więc muszę zaznaczyć, że takie wyciąganie mnie ze sobą, nie pomoże ci - tłumaczyła, zakładając buty.
-Wiesz, że wolę malować paznokcie z tobą, oglądając serial, ale jednak nie chce, żebyś miała tutaj tylko mnie. I proszę cię, stanie na świeczniku jakoś mnie nie interesuje. Znajdę sobie może posadę w bibliotece - stwierdziłam.

CZYTASZ
Eviva l'arte
General Fiction„I chociaż życie nasze nic nie warte - eviva l'arte" Marigold zaczyna studia informatyczne na Uniwersytecie Oksfordzkim. Pragnie znaleźć coś, czego jej w życiu brakuje, coś czego nawet nie potrafi nazwać. Xavier, chłopak studiujący, wedle rodzinnej...