9: Moja nadzieja właśnie umarła

4.5K 135 1
                                    

Chłopak był tak samo zaskoczony jak ja. Skąd mogłam wiedzieć, że akurat tu go spotkam. Myślałam, że przestał przyjeżdżać do Wisconsin od czasu wypadku tej dziewczyny.
Targały mną różne uczucia. Byłam wkurwiona, a z drugiej strony chciało mi się po prostu płakać.
Zamiast wstać, usiadłam po turecku, oparłam łokcie na kolanach, a twarz na dłoniach próbując uspokoić swoje emocje.
Mieliśmy od siebie odpocząć dwa miesiące. Nie minęły nawet dwa tygodnie. To było dla mnie za wcześnie po tym wszystkim co stało się między nami w ostatnim czasie.

-Mia wstawaj - do rzeczywistości przywrócił mnie głos Violet. Jednak nie słuchałam jej. Nie słuchałam nikogo - Mia nie wydurniaj się wstawaj - dziewczyna szarpnęła mnie za ręce tak, że byłam zmuszona wstać.

Tak szybko jak wstałam, tak szybko ruszyłam przed siebie, aby nie musieć patrzyć na twarz Walkera.
Jednak nie wszystko szło po mojej myśli. Zostałam brutalnie odwrócona przez dziewczynę.

-Po coś tu przyszłyśmy. Nie myśl teraz o tym palańcie tylko o tym, że chcesz zamknąć pewien rozdział w swoim życiu.
-A może ten rozdział dotyczący Walkera też chcę zamknąć?
-Zrobisz to po wyścigach.
-Ciekawe jak - prychnęłam.
-Nie wiem. Jakkolwiek. Możesz na przykład zamknąć mu drzwi przed nosem jak Rachel Rossowi. Każda opcja jest dobra, ale teraz nie przejmuj się Nathanielem tylko sobą i ostatnimi wyścigami w swoim życiu. Okej? - zapytała.

Miała rację. Stuprocentową. Przyszłam tu w określonym celu i powinnam się do tego dostosować. Zapomnieć na chwilę o istnieniu kogoś takiego jak Nathaniel Walker i po prostu skupić się na własnym życiu. Obejrzę te wyścigi do końca, a potem na spokojnie wrócę do domu i spróbuje wymazać z pamięci, dzisiejsze wydarzenia związane z chłopakiem. Taka opcja wydawała się najodpowiedniejszą ze wszystkich pomysłów.

-Okej - westchnęłam
-Cieszę się - posłała mi uśmiech - a teraz chodź bliżej toru, bo jednak chciałabym coś zobaczyć.
-Dobra. To rusz się.

Skierowałyśmy się w stronę trasy i tym razem nie trafiłyśmy na żadną niepożądaną osobę.

-Ile zostało do rozpoczęcia? - zapytałam.
-Jakieś dwadzieścia minut, ale przecież wiesz, że tu zawsze są opóźnienia.
-Mhm - przytaknęłam.

Mimo że miałam o nim nie myśleć, chłopak cały czas siedzi w mojej głowie. Po co tu przyjechał, kiedy i czy ma zamiar brać udział w wyścigu. Co by się nie działo zawsze jebany Walker. Ta cholerna bipolarna świnia, która miesza w moim życiu lepiej niż mikser ciasto na babeczki. Mam okropne wrażenie, ze jest to jakieś fatum. Ciągnie nas do siebie nawet gdy tego nie chcemy. To jest normalne? Nie. Czemu nie może być tak jak wcześniej? Ja nienawidzę jego, on nienawidzi mnie. Uprzykrzanie sobie życia nawzajem pasowało mi tysiąc razy bardziej niż to, co dzieje się teraz. Heh. Skoro Bóg postanowił już tak spieprzyć sprawę, to czemu nie zesłał mi z nieba jakiś mało skomplikowanych lecz dokładnych wskazówek i instrukcji jak naprawić tą sytuacje.

-Mia zaczyna się - Violet stuknęła mnie ręką w ramie i uświadomiła o rozpoczęciu się wyścigu. 

Skupiłam wzrok na zawodnikach i wow. Jaka niespodzianka. Nathaniel Walker we własnej osobie siedział na motocyklu ustawionym przy linii startu.
Chuda tleniona blondyna weszła na środek toru i ustała tak aby ruszające maszyny nie były w stanie od razu jej potrącić. Zakręciła swoimi blond lokami na palcach a następnie uniosła rękę z jakąś czerwoną chustą do góry. Z głośników wydobyło się liczenie od trzech do jednego. Zakończyło je machnięcie chustą przez blondynkę i głośny pisk kibiców dzisiejszego zbiorowiska.
Motocykliści ruszyli, a ja jak na złość w tłumie zawodników próbowałam wyszukać Walkera. Po krótkiej chwili dostrzegłam go na pierwszym zakręcie toru, który był dróżką prowadzącą wokół fabryki, która miała około kilometra długości. Stałyśmy akurat po stronie startowej, wiec przez pewien okres czasu ludzie na tym obszarze stracili z oczu wszystkich zawodników. Jednak przez całą trasę, która liczy czterdzieści okrążeń fabryki zdążymy się jeszcze naoglądać. Przez pierwsze kilka okrążeń Nate jechał spokojnie i raczej znajdował się w tej drugiej części wyścigu. Jednak z każdym kolejnym okrążeniem przybliżał się do przodu coraz bardziej. Robił to do tego stopnia, że na trzydziestym kółku zajmował drugie miejsce. Przed nim znajdował się jedynie jeden zawodnik. Oboje zawzięcie walczyli o pierwsze miejsce, jednak pod sam koniec ostatniego okrążenia Nate zajechał drogę swojemu przeciwnikowi, co skończyło się tym, że biedak wjechał w ściany fabryki, a Walker w spokoju przejechał przez linię mety.
Usłyszałam tylko i wyłącznie szczęśliwy pisk ludzi. Zero współczucia, zero złości za zachowanie tego skurwiela. Dosłownie nic.
Spojrzałam zdezorientowana na Violet.

-Zero zasad. Nie pamiętasz? - odpowiedziała nawet na mnie nie patrząc. Byłam pewna, że ma teraz wizję wypadku swojej przyjaciółki zresztą jak ja. Nie rozumiem jak można być tak bezdusznym. Nathaniel zachował się jak ostatni śmieć - chodź zbieramy się.

Odwróciłam się w stronę dziewczyny i ruszyłam z nią w stronę wyjścia z placu. Przechodząc obok toru zobaczyłam, że chłopak, którego zablokował Nate na szczęście żyje. Niestety wyglądał okropnie. Rany na twarzy, krew sącząca się z rąk i nóg. Wyglądał jak wrak człowieka, a na sam widok tej ilości krwi przeszły mnie ciarki, zmuszając mnie do odwrócenia wzroku.

-Mia! - niespodziewanie usłyszałam wołanie mojego imienia. Odwróciłam się w stronę osoby, która krzyczała, a ta okazała się być Walkerem - Mia poczekaj.
-Nie Walker. Liczyłam na to, że jeszcze się zmienisz, że cokolwiek zrozumiesz, ale nie. Jak zwykle robisz wszystko po swojemu i żebyś to ty zyskał. Nic się dla ciebie nie liczy oprócz twojego tyłka! Jesteś zwykłym gównem - popatrzyłam na niego z rozczarowaniem w oczach i odwróciłam się w stronę Violet.

Moja nadzieja właśnie umarła.

Chłopak, który chciał wszystko naprawić || zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz