Wybrzydzanie nie było w moim stylu, a co nie było w moim stylu, wpisywało się w styl życia Domena. A wszystko co nie pasowało mu w zbyt tandetnym i zbyt drogim przyjęciu nie zmieściło mu się na palcach dwóch rąk podczas ospałego wymienia; lampy przy suficie świeciły zbyt jasno, jedzenie było mdłe, szampan smakował jak przeterminowana lemoniada, jego marynarka była zbyt krótka, krawat zbyt czarny, a sukienka jego partnerki zbyt beżowa...
— Beżowa, Daniel, mówiłem, żeby ubrała czerwoną — piekli się, mamrocząc w poduszkę. Okazuje się, że Domen ze złamanym sercem jest jeszcze bardziej nieznośny i niezrównoważony niż zakochany Domen. — Spoliczkowała mnie i oblała szampanem! — dodaje pod nosem, choć brzmi to jak rozpaczliwy bełkot pomieszany z zaznaniem pierwszej porażki i odtrącenia. Parskam prześmiewczo i siadam obok, nasłuchując skrzypiącego materacu, uginającego się pod moim ciężarem.
Poluźniam krawat, zerkając na ten, który Prevc wręcz z siebie zerwał, wpadając do mojego pokoju niczym huragan, bez pozwolenia włażąc na łóżko (znów w butach). I niech gówniarz dziękuje Bogu, że Anja wróciła do domu.
— Nie spoliczkowała cię bez przyczyny, prawda, Prevc? — Mimowolnie, całkiem nieświadomie wplątuję palce w jego przydługie włosy, delikatnie za nie pociągając.
— Powiedziałem, że jej sukienka jest równie tandetna co pozłacany świecznik na stole. — Podnosi się do siadu, nie zważając na jakakolwiek przestrzeń osobistą, bezczelnie kładzie ręce na moich udach i spogląda na mnie z miną męczennika, zranionego nastolatka.
— Przed tym czy po tym, jak b e z c z e l n i e pocałowałeś ją na moich oczach? — pytam, siląc się na uprzejmy ton głosu.
— To było przed czy po tym, jak zmiażdżyłeś kieliszek w dłoni? — odpowiada pytaniem na pytanie, jeszcze bardziej cynicznie, przewracając w dodatku zmęczonymi oczami. Gdzieś w międzyczasie jego palce prowadzą niewidzialną linię po moje dłoni i zacięciach od odłamków szkła. — Mogę dziś zostać? — mówi tak cicho, że ledwo go słyszę, a swój wzrok wlepia w moją pokaleczoną skórę. Domen nie prosi, Domen zawsze bierze, to czego akurat mu potrzeba i na co ma ochotę, dlatego milknę, orientacyjne poszukując podstępu w jego słowach. Jednak spojrzenie smutnego szczeniaka, które posyła w moją stronę, zmusza mnie do jednego:
— Dwie zasady; nie wchodź w butach na łóżko i ani się waż palić tych obrzydliwych mentoli w moim pokoju.
Zgadza się skinieniem głowy.
Trzydzieści minut po północy znów zaczyna wybrzydzać i marudzić; bo jest mu zimno, bo zabieram mu całą kołdrę, bo naprawdę ma złamane serce, bo chciał dobrze, a wyszło jak zawsze. Dlatego pozwalam mu zapalić, a gdy nie może zasnąć i przestać narzekać, obejmuję go ramieniem, wodząc skaleczonymi palcami pod powierzchnią jego koszulki, w nikły sposób gładząc jego skórę.
Trzydzieści pięć minut po północy okazuje się, że usta Prevca smakują miętą i szampanem, który niespodziewanie zaczyna mi smakować.
CZYTASZ
05:05 | D.prevc & D.tande ✔️
FanfictionNienawiść pachnie miętą, a miłość pojawia się tylko o piątej nad ranem ⏰