20:37

257 41 2
                                    

Strach był ludzki, był czymś siedzący głęboko w umyśle, czając się na samym dnie, czekając na odpowiedni moment do stopniowego atakowania ciała, od delikatnych dreszczy, przez histeryczny płacz przerażenia.

Boję się wielu rzeczy; wysokości, za każdym razem gdy siadam na belce startowej, samolotów, gdy niespodziewanie wpadają w turbulencje, nagłych wypadków, które biernie mogę obserwować z boku, zwracając się do wszystkich bóstw o wyrozumiałość i z tą jedną, ostatnią prośbą:

Błagam, niech wszystko będzie dobrze, błagam, błagam. Nie wiem czy cokolwiek jeszcze może być d o b r z e, gdy biegnę przed siebie, w najmniej delikatny sposób przepychając się między kolejnymi sylwetkami, niektórymi sparaliżowanymi, niektórymi nerwowo szepczącymi między sobą. Od mroźnego powietrza palą mnie płuca i oczy, oddech urywa się co chwilę, a rozkołysany wzrok próbuje znaleźć element zaczepny, potwierdzenie, że jest w porządku, że Domen Prevc podniósł się z twardego jak beton śniegu o własnych siłach, że odmachał publiczności wspierającej go oklaskami.

Martwa cisza wokół sprawia, że drżę ze strachu, prawdziwego przerażenia swoją niemocą.

Gdy widzę jego sylwetkę na śniegu, niewielkie czerwone plamy obok i Petera klęczącego przy jego boku, chcę krzyczeć, nazwać go najbadziej pokurwionym nastolatkiem z jakim zdarzyło mi się poznać, uderzyć go w potylicę i nauczyć zachowywać sylwetkę w locie niepozwalającą na takie lądowania. Gdy ręka Fannemela opada na moje ramię, a gest głowy nie zezwala na żaden z tych kroków, czy choćby mały krok w przód, przed wszystkie skierowane na Domena kamery, trzęsą mi się nogi, a dolna warga drży.

Strach jest ludzki. Smutek jest ludzki. Łzy są ludzkie. A wszystko to rozrywa cię od wewnątrz, kawałek po kawałku, tak abyś odczuł najbadziej dotkliwy ból, na który nie możesz nic zaradzić.

Odliczam kolejne sekundy, być może na chwilę przestaję oddychać, prawie upadłam.

Wstań, idioto, po prostu wstań.

Wpierw widzę niewielki ruch, później uśmiech Petera, oklaski setek ludzi i sylwetkę Domena, która niepewnie unosi się do pozycji siedzącej.

I znów oddycham, dłonie trzęsą mi się jeszcze mocniej, a oczy palą jeszcze bardziej niż wcześniej.

O dwudziestej trzydzieści siedem, gdy napotykam jego wzrok, zupełnie bezbronny, wystraszony, ludzki, gdy kamery wyłączają się, a szpitalna sala pustoszeje, Domen płacze jak dziecko, chowając się w moich ramionach. Uczucia też były ludzkie. Nawet n a s z e.

05:05 | D.prevc & D.tande ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz