Wyrzuty sumienia i kac moralny stają się moimi najbliższymi przyjaciółmi prawie każdego poranka, uporczywie przypominając, że skontaktowanie się z diabłem w celu zapewnienia sobie najwygodniejszej miejsca w piekle, jest pomysłem klasyfikującym się jako; genialny i słuszny.
Marszczę brwi, gdy mój umysł wydaje się być całkowicie cichy i spokojny tego poranka. Nie czuję się źle z faktem, że Domen Prevc, maskotka i słodka buźka słoweńskich skoków, spędził całą nocą w moim hotelowym pokoju, a schludna pościel nadal pachniała jego niebotycznie drogimi perfumami. Może dlatego, że odpychał mnie na stosowną odległość pół metra i nie pozwolił sobie na jakikolwiek dotyk, co jakiś czas perfidnie przyklejając łapska do każdej części mojego ciała, by później fukać z irytacją, gdy przekroczyłem niewidziany próg pięćdziesięciu centymetrów?
Nie zamierzałem i nie musiałem nikomu tłumaczyć, co dziewiętnastolatek przez całą noc robił na drugim pietrze, a nie na trzecim, gdzie znajdowali się wszyscy jego kadrowi przyjaciele. Bo kto uwierzyłby, gdybym z ręką na sercu przyznał, że zwyczajnie spał? Zasnął koło północy, zwijając się w kłębek na skraju łóżka, trochę pomruczał przez sen, ślinił się jak Forfang na widok bułek cynamonowych i raz czy dwa uderzył mnie ręką. A później zniknął, choć jestem pewien, że przed wyjściem zapalił mentolowego papierosa, by doprowadzić mnie do szału już z samego ranka.
Więc to całkiem oczywiście, że zapach mięty jest pierwszym co dociera do moich nozdrzy po przebudzeniu. Gdy poruszam niespokojnie nosem, woń ta zmienia się w słodki aromat róż.
Róże?
Podnoszę się do siadu, by stwierdzić, że jedynym dźwiękiem odbijającym się od białych ścian jest woda lejąca się pod prysznicem. Gdy odgłos ten cichnie, a subtelne kroki rozprzestrzeniają się po pokoju, dochodzę do wniosku, że karą boską za moje grzechy są nie tylko słabe skoki i Domen Prevc, ale także te c u d o w n e odwiedziny.
— Anja, skarbie, co ty tu robisz? — Gdy blondynka okryta puchowym ręcznikiem przystaje w progu, zmuszam się do nieszczerego uśmiechu, od którego bolą mnie policzki. Powinnaś być w Norwegii i karmić mojego kota, chcę dodać, ale porzucam ten pomysł, gdy wskakuje na łóżko, bezczelnie wypijając się w moje usta.
— Niespodzianka! — Wolałbym ciasto czekoladowe, albo przynajmniej lampkę dobrego wina.
— Jesteś niemożliwa, kochanie — silę się na słodki głos i melodyjny śmiech, żeby potraktowała to jako komplement, który tak naprawdę koło komplementu nie stał nawet przez trzy minuty.
O czternastej dwadzieścia dziewięć zapach róż drażni mój nos bardziej niż przeszywająca mój umysł mięta, a papieros, które zapalam, gdy Anja wychodzi na zakupy jest mentolowy.
CZYTASZ
05:05 | D.prevc & D.tande ✔️
FanfikceNienawiść pachnie miętą, a miłość pojawia się tylko o piątej nad ranem ⏰