Z czasem ludzie zapominają; o tym, że mieli kupić mleko wracając z pracy, o tym, że nie wyłączyli piekarnika, o tym, że ktoś ważny miał dziś urodziny, o t o b i e.
I nie dziwi mnie, że telefony pytające o moje zdrowie i samopoczucie urywają się po miesiącu, że cała norweska kadra już pewnie o mnie zapomniała, wypełniając braki innymi, że nawet moja własna dziewczyna wolała poleciec na wakacje niż być ze mną.
I kurewsko boli mnie noga. Może dlatego jestem tak drażliwy.
Przechodzę do kuchni, by zapić dwie tabletki wodą, choć wolałbym sięgnąć po wino i papierosa, ale według lekarza, nie powinienem; gówno prawda. Dlatego odszukuję paczkę papierosów i butelkę wina, schowane pod zlewem na czarną godzinę, choć wszystkie w moim życiu były czarne, czarniejsze niż węgiel.
Dochodzi piąta, kiedy siedzę na ganku, w białym szalafroku i klapkach na nogach, a moje ciało drży z zimna. Mija minuta nim zapalam papierosa, pociągając łyk wina wprost z butelki.
Niebo jest jasne, a moje myśli ciemne.
Minął miesiąc; odkąd wróciłem, przestałem myśleć o Domenie jako osobie, której potrzebuję, od rozpoczęcia leczenia zerwanych więzadeł.
Minęły trzy minuty; odkąd znów zapragnąłem uciec, znów poczułem potrzebę wykręcenia jego numeru i rzucenia rehabilitacji ze skokami w pakiecie.
Ale jestem zwykłym tchórzem, bo nie potrafię rzucić skoków, Domena i przywiązania do domu. Nie potrafię też nienawidzić wszystkich osób, które odwróciły się do mnie plecami i zapomniały o moim istnieniu, tak szybko jak tylko odszedłem.
Jestem...
— Głupi. — Gdy unoszę wzrok i wydaje mi się, że przepadam.
Domen Prevc stojący przed moją chudą sylwetką jest taki jakiego go zapamiętałem; naburmuszony, z oceniającym spojrzeniem, trzyma w ręce mentolowego papierosa i szczelnie zakrywa się puchową kurtką. I mógłbym przysiąc, że pachnie miętą.
Mrugam kilkukrotnie, uśmiechając się półgębkiem; oszalałem, zdecydowanie oszalałem z samotności i tabletek popitych alkoholem. Przecież Prevc z walizką przy nogach nie mógł być p r a w d z i w y.
— Mówię do ciebie, Tande. Jesteś głupi, głupszy niż Cene i Peter razem wzięci. Dlaczego mi nie powiedziałeś co się stało?
— Bo zablokowałeś mój numer?
— To słaby powód?
— Jesteś nienormalny Prevc, jest piąta rano, a ty jesteś w innym kraju, daleko od domu.
— A ty głupi, Tande, jest piąta rano, a ty pijesz wino i siedzisz na dwudziestostopniowym mrozie w szlafroku.
— Co tu robisz, Domen?
— Stoję.
— Domen.
— Daniel.
— Po prostu odpowiedz.
— Po prostu jestem.
O piątej pięć, kiedy miłość pachnie miętą, Domen rzeczywiście jest i to mi wystarcza; że śmieje się gładko, gdy kuśtykam chodząc, gdy zasypia w moim łóżku, wiercąc się niemiłosiernie, gdy następnego poranka nie ucieka. I nie dbam o to, jak wszystko się skończy, wydaje mi się, że nie dbam już o nic, oprócz n i e g o. I wydaje mi się, że nie odczuwam już pustki.
CZYTASZ
05:05 | D.prevc & D.tande ✔️
FanfictionNienawiść pachnie miętą, a miłość pojawia się tylko o piątej nad ranem ⏰