Piękna i Bestia (Grell x Sebastian)

193 13 0
                                    

-Ludzie uważają nas za szaleńców- westchnął Grell, siadając na stołku.

-Tatę zawsze uważali za szaleńca, ale nigdy się tym nie przejmował- powiedziała kobieta, delikatnie głaszcząc go po policzku.

-Opowiesz mi coś o nim?- Oczy rudzielca zabłysły ciekawością, kiedy patrzył na matkę, która skinęła powoli głową.

Odwróciła się, chwytając młotek i podchodząc do maszyny.

-Był szalony i dziwny- powiedziała z nikłym uśmiechem.-Marzył o przygodach i czymś większym, sam nawet nie wiedział co to, ale pragnął tego jak niczego na świecie- westchnęła ciężko, przybiajając gwoździa.

-Też tak mam, ludzie tutaj mnie nie rozumieją- westchnął opierając głowę na rękach.

-A Lady Red? Jest piękną, młodą damą i z dobrego domu.

-Mamo, może jest piękna, ale zbyt nudna i pewna siebie- powiedział Grell, wzdychając ciężko.

-Ta maszyna nigdy nie zadziała! W końcu wezmę siekierę i rozłupię ją na drewno do kominka!- Warknęła kobieta, marszcząc brwi w grymasie wściekłości i wycierając ręce w fartuch.

-Och, mamo mówisz tak zawsze- Grell uśmiechnął się łagodnie.

-Bo tak zrobię!- Burknęła, nadymając policzki.

-Spróbuj jeszcze raz. Na pewno ci się uda- powiedział Grell, kładąc dłoń na ramieniu kobiety.

Ta skinęła głową, a z jej koka znów uciekła kilka kosmyków włosów.

-Chwila!- Złapała śrubokręt, pomajstrowała coś i odskoczyła od maszynyny.

Siekiera uniosła się, gładko wchodząc w pieniek, który odskoczył na ładnie ułożoną stertę drewna.

-Udało się!- Kobieta przytuliła swojego syna i biegnąc na górę w pośpiechu, zrzuciła ubrudzony fartuch.

Grell zabrał go ze schodów i z uśmiechem obserwował krzątającą się kobietę.

-Jadę na spotkanie wynalazców i wszystkich zadziwię!- Wykrzyknęła, ubierając długi, gruby płaszcz.

***

-Ruth, teraz tu- kobieta zwróciła lejce ku ciemnej ścieżce, ale klacz zdecydowanie przekręciła łbem, chcąc iść jaśniejszym szlakiem, otoczonym smukłymi drzewkami.-Nie wygłupiaj się! Tu będzie dużo szybciej!- Burknęła prowadząc konia drogą, przypominającą nieco wyschnięte koryto rzeki.

Koła wozu turkotały i przez chwilę wydało się to niezwykle spokojnie, wręcz sennie. Nagle wycie przerwało ciszę.

-Ruth!- Kobieta popędziła konia, który ruszył tak szaleńczym pędem, że ledwie udało jej się utrzymać w siodle.

Dokładnie słyszała za sobą ujadanie dzikich bestii, uderzenia łap o ziemię. Nagle klacz stanęła dęba, a zdezorientowana kobieta upadła na ziemię. Gwałtownie wstała i pchana adrenaliną zaczęła uciekać, biec przez warstwy grubego śniegu, aż przed nią zamajaczyła sylwetka zamczyska. Nie miała nawet czasu aby przyjrzeć się dokładnie budowli, tylko popędziła ścieżką. Żeliwna brama otworzyła się za kilkoma szarpnięciami. Kobieta zamknęła ją i odskoczyła jak najdalej od ogrodzenia, gubiąc swój kapelusz. Ruszyła biegiem w kierunku mosiężnych drzwi, które natychmiast otworzyła, opierając się o drewno.

-Jest tu kto?- Spytała w końcu nieco drżącym głosem.

-Musimy jej pomóc- powiedział cicho świecznik, a zegar przerwał mu chłodno.

-Nie! Nie wychylamy się i wszystko będzie dobrze- syknął William i zaraz potem chwycił ramię Ronalda, aby uniemożliwić mu zeskoczenie z pokrytej kurzem etażerki.

-Oj tam, nie marudź- burknął świecznik, wyrywając się zegarowi, który z łoskotem spadł na panele.

-Jest tu kto?!- Pisnęła kobieta, rozglądając się dookoła.

-Mademoiselle- Ronald ukłonił się szarmancko, omal nie podpalając dywanu i wprawiając ich gościa w osłupienie.-Madame, proszę za mną- zarządził, uśmiechając się uprzejmnie i skacząc na złotej nóżce poprowadził ją do salonu.

-Błagam cię Ronald, co na to powie pan!- William złapał przyjaciela za ramię, o mało co nie wywracając świecznika, który spojrzał na na niego z naganą.

-Mamy od tak zostawić bezbronną kobietę! Doprawdzy, nie uczyli cię manier mój drogi!- Powiedział Ronald, otwierając drzwi do ogromnego salonu.

Gdy tylko w kominku zabłysły pierwsze wesołe płomyki ognia, trzaskając radośnie w rytm tylko sobie znanej melodii w pokoju od razu wydało się weselej. Ronald posadził kobietę w fotelu z wysokim oparciem, a przyjazny wieszak okrył ją grubym kocem.

-To nie skończy się dla nas dobrze, nie skończy, pan się dowie- powtarzał gorączkowo William i gdyby nie to, że był zegarem najpewniej zacząłby obgryzać paznokcie, a teraz mógł jedynie iść w jedną i drugą stronę jak lunatyk.

-Może herbaty?- Mey-Rin pojawiła się razem z Finny'm, który podskakiwał wesoło.-Rozlejesz herbatę!- Upomniała go kobieta, a chłopiec znieruchomiał.

Staruszka uniosła do ust filiżankę i upiła trochę, ciesząc się słodkim, niezwykle aromatycznym, a co najważniejsze gorącym naprem. Nagle wszystko zamarło, drzwi uderzyły o ścianę, a do środka wpadła bestia. Kobieta spadła z fotela, próbując ucieczki, ale potwór był tuż przy niej.

-Ja, przepraszam!

-Kim jesteś i co tu robisz?!- Warknął wściekłe, zbliżając się do niej.-Przyszłaś pooglądać sobie bestię?! Skoro tak, będziesz mogła mnie wiecznie oglądać, jako mój więzień!

***

Grell jęknął przeciągle, widząc w judaszu postać Lady Red, o dziwo w białej, niezwykle pięknej sukni. Gorset idelanie opinał jej talię i wypychał piersi w górę, ale przez delikatną koronkę nie był wulgarny tylko uroczy. Falbaniasta, niezwykle obfita spódnica sięgała natomiast ziemi, całkowicie ukrywając stopy.

-Tak?- Spytał rudzielec, a kobieta od raz wpadła do środka.

-Zdecydowanie potrzeba tu kobiecej ręki, choć w sumie i tak nikt tu nie będzie mieszkał- stwierdziła śmiejąc się dźwięcznie i poprawiając (zupełnie niepotrzebnie) idealne upięcie.

-Nie wiem o ci ci chodzi- powiedział nieco nerwowo Grell, a Lady Red rozsiadła się na jednym z krzeseł.

-Jak to kochanie? O tym, że po ślubie wprowadzisz się do mnie, będziemy mieli gromadkę idealnych dzieci.

Mężczyzna zdawała się zbyt oszołomiony, żeby powiedzieć cokolwiek, więc jedynie stał z niedowierzaniem spoglądając na kobietę.

-Nie jesteśmy nawet narzeczeństwem- zaprotestował Grell nieco nerwowo.

-Och, przecież nie jest nam to potrzebne. Możemy przecież od razu wziąć ślub- powiedziała kobieta, uśmiechając się i zamykając go pomiędzy ramionami.

-Przepraszam cię, moja droga, ale- zaczął naciskać dłonią na klamkę, a potem odsunął się.

Kobieta staraciła równowagę i upadła, kończąc w bajorku pełnym błota.

-Będzie mój! Czy tego chce czy nie!- Wrzasnęła, wstając z kałuży.

Bajkowy Kurosz / ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz