Książe na ziarnku grochu (Alois x Claude)

114 7 2
                                    

-Nie możemy pozwolić żeby dziecko Filipa objęło po nim tron- stwierdził chłodno Vincent, bawiąc się zdobionym pierścieniem i wpatrując nieprzytomnie w ogień.-To jakimś kompletny absurd, że zdobył tron ojca!- Warknął, uderzając pięścią w stół, tak że jego ukochana zadrżała.-Ja powienem być na jego miejscu, a po mnie nasze dziecko! Nie pozwolę by znowu nas oszukano, nie tym razem!- Warknął, zaczynając spacerować po ich komnacie w te i z powrotem, ciągle się namyślając.

Nigdy nie potrafił wybaczyć bratu tej hańby i wstydu, gdy ten wyprzedził go, wchodząc na korancję pierwszy. Prawo wyraźnie mówiło, że starszy potomek króla miał pierwszeństwo, lecz ten wykorzystał jego spóźnienie i zabrał mu tron. Odebrał władzę, szacunek i zdegradował do roli zwykłego księcia, sprawiając że stał się obiektem drwin.

-Skarbie... Mam pewien plan- mruknął po chwili z powoli powiększającym się uśmiechem Vincent.

Spoglądał ku szydełkującej żonie, która posłała ku niemu pytające spojrzenie. Plan coraz wyraźniej malował się w jego głowie, aż w końcu powiedział;

-Rozpowiemy, że nasze dziecko umarło przy porodzie, a tak naprawdę to zabierzemy potomstwo Filipa i je oddamy.

-A co z Elizabeth?- spytała cicho księżna, patrząc na męża z przestrachem.

-Położna nie będzie mogła zatamować krwotoku i biedna królowa odejdzie, zostawiając dziecko- powiedział spokojnie Vincent, uśmiechając się cierpko i dotykając policzka ukochanej.-Zobaczysz najdroższa... Nasze dziecko zasiądzie na tronie, a wychowasz je ty.

-J...ja?- wydusiła kobieta, a jej mąż skinął głową.

-Powiesz królowi, że jedyną rzeczą jaka może zasklepić w twym sercu pustkę po stracie dziecka, jest wychowanie mojego bratanka albo bratanicy.-Vincet ucałował jej czoło, delikatnie przesuwając palcem po jej policzku. -Nie dam znieważyć naszego dziecka jak mnie znieważano- wyszeptał z nutą stali w głosie, a potem schylił się do okrągłego brzucha żony.-Nie dam cię skrzywdzić me maleństwo. Dostaniesz tron jak powinno być.

-Ale nie skrzywdzisz dziecka Filipa? Nie jest przecież niczemu winne- wydusiła kobieta, patrząc na niego z przerażeniem.

-Oczywiście że nie... Znajdę mu odpowiedni dom. W końcu to mój bratanek albo bratanica- zapewnił z łagodnym uśmiechem, który uspokoił jego żonę.

***

-To jest to dziecko?- spytał z niechęcią Vincent, patrząc na drobne zawiniątko, śpiące w objęciach położnej, której oczy nerwowo wodziły wkoło.

-Tak, panie mój- wyszeptała z przerażeniem, podając mu chłopaczyka, a ten jedynie uniósł brew, uśmiechając się z nutą satysfkacji.-A więc to ten przyszły władca?- Parsknął śmiechem, patrząc na jego bladą, drobną twarzyczkę i prawie białe, rzadkie włoski.-Czy wszystko jest zgodnie z planem?- spytał chłodno, patrząc na przysadzistą kobietę, która z przerażeniem skinęła głową.

-Tak panie... Królowa nie żyje, a na sali jest tylko jedno dziecko. Twój synek panie... Zdrowy, silny chłopiec. Wyrośnie na wspaniałego króla, mój panie.

-Syn.-Vincent wypowiedział to słowo wręcz z lubością, uśmiechając się łagodnie, jakby urokliwie. -Dobrze ci poszło pani... Twoja zapłata.-Rzucił jej sakiewkę, lecz wiedział że niedługo będzie musiał i tak kazać ją zabić.

Pieniądze potrafiły kupić milczenie, lecz trupy wcale nie umiały mówić, co było dużo bezpieczniejsze. Na razie śmierć położnej wzbudziłaby zbyt wielkie zainteresowanie, lecz potem mógłby się jej spokojnie pozbyć. Wtedy dopiero będzie miał pewność, że jego dziecko zostanie królem jak powinno od początku. Uśmiechnął się, poprawiając dziecko w ramionach. Praktycznie nic nie stał na jego drodze do władzy.

Ktoś tęsknił? *świerszcze*... Dobra nie ważne! Mam nadzieję, że taki mały prolog wam się podoba, to do następnego!


Bajkowy Kurosz / ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz