Księżniczka i żaba (William x Grell)

72 2 0
                                    

Miał wrażenie jakby nocna zmiana skończyła się ledwie kilka minut temu, a teraz jego drzemka została brutalnie przerwana przez ten piekielny budzik. Spał może z trzy godziny i wyglądał jakby wyjęto go z kostnicy. 

-Świetnie- mruknął pod nosem, uśmiechając się krzywo do swojego wychudłego odbicia w lustrze. 

Przebrał koszulę, która przeszła gryzącym zapachem ostrego potu, dymu z cygar i taniej whiskey, odrzucając ją w kąt pokoju, na stertę, którą łatwiej było chyba obejść niż przeskoczyć. Tyle czasu spędzał w kolejnych pracach, że nie miał nawet czasu zrobić prania u siebie w mieszkaniu. Spojrzał na budzik i o mało nie padł na zawał serca. Szybko założył koszulę i skacząc, zaczął ubierać skarpetki. Kiedy w końcu wpadł do przepełnionego tramwaju, poczuł pewnego rodzaju ulgę, bo ominęło go ryzyko spóźnienia. Wyskoczył na chodnik, niedaleko dość zwyczajnego baru mlecznego, w którym nie było nic niezwykłego. Zapach kawy, bekonu i jajek zachęcał jednak do wpadnięcia za próg, co William zresztą musiał zrobić, bo tam pracował.

-Jadłeś coś?- Margaret od razu wcisnęła mu w dłoń kanapkę i kazała usiąść w rogu kuchni.-I jak tam ze zdobywaniem funduszy na te twoją restauracyjkę?- spytała, podrzucając naleśnika, w czasie gdy jej ulubiony pracownik podkradał nieco kawy ze dzbanka. 

-Powoli, ale idzie-rzucił William, ubierając fartuch i zbierając zamówienia, żeby je zanieść. 

-Znowu harujesz...-Undertaker pokręcił głową, jakby z dezaprobatą, a potem parsknął śmiechem.-A przyjdziesz przynajmniej na tańce dzisiaj wieczorem?

-Nie mogę... Ronald załatwił mi fuchę jako kelner na przyjęciu jego ojca... Jeśli da mi tyle ile obiecał to spokojnie kupię sobie swoją wymarzoną restaurację i...

-Tak, tak... Spełnisz marzenie ojca- prychnął Undertaker, a potem poklepał go po ramieniu.-Stary, zaharujesz się na śmierć- rzucił za przyjacielem, wstając by ubrać swój płaszcz. 

William jedynie westchnął ciężko, idąc do stolika, żeby wytrzeć jego blat, a potem poprawił fartuch.

-William!- Ronald klepnął go w łopatkę tak niespodziewanie, że szmatka wypadła mu z ręki.-Jak tam staruszku?- spytał z szerokim uśmiechem, kiedy jego przyjaciel zabierał się do nalewania kawy.

-Jak widzisz pracuje- rzucił nieco chłodno, bo choć lubił Ronalda, ( w końcu znali się od dziecka), to zawsze irytował go jeden fakt.

Blondyn nie przepracował ani dnia w swoim życiu, a miał wszystko, czego tylko chciał, bo jego ojczulek był dziany. William nie mógł oczekiwać czegoś takiego i na wszystko harował sam, niedosypiając, a także marniejąc w oczach... Wychudłby całkowicie gdyby nie pani Margaret, która okazała się jego wybawieniem.

-Przy okazji to pogadałem z ojcem i prosił mnie, żebym dał ci małą zaliczkę.- Ronald wcisnął mu w rękę plik banknotów.

-Zaliczkę?- Wydusił William, licząc pieniądze.-Przecież to starczy na kupno mojej restauracji!- Wyjąkał, a blondyn poklepał go po ramieniu.

-Zasłużyłeś sobie! A teraz uczcijmy to kawą!

***

-Bard, ruszyłbyś się! Czy dla ciebie to też nie jest cudowne?! Te kolory i muzyka!?

Blondyn, objuczony bagażami jak muł, ledwie szedł, nie mówiąc już o dotrzymywaniu kroku księciu, który zachowywał się jak nakręcona zabawka. Skakał z miejsca na miejsce, biegał jak dziecko i obserwował wszystko z wręcz dziecięcym entuzjazmem, który irytował blondyna. Najchętniej dostałby się już do motelu, w którym mieli się zatrzymać, ale Grell był zbyt rozentuzjazmowany. Pot spływał blondynowi po ciele, przyklejając koszulę do ciała, a kręgosłup promieniował takim bólem, że był pewien trudności jaka spotka go przy próbie wyprostowania się. 

-Gość z zagranicy, sławny książę Grell, który miał odwiedzić nasz kraj, prawda?- spytał z tajemniczym, nieco powściągliwym uśmiechem, czarnowłosy jegomość, poprawiając swój cylinder. 

-Bard, ten pan wie kim jestem! To jakiś czarnoksiężnik!- Rzucił z zachwytem chłopak, ale blondyn spojrzał na mężczyznę z powątpiewaniem, jednocześnie dostrzegając gazetę pod stopą jegomościa. 

-A raczej z dzisiejszego dziennika- rzucił chłodno, po czym złapał swojego przełożonego pod ramię.-Panie chodźmy stąd, to jakiś szarlatan!- Krzyknął mężczyzna, ściszając głos. 

-Radzę ci ze mną nie zadzierać!- Warknął nieznajomy.-Mam przyjaciół po drugiej stronie, których radzę ci uszanować! A teraz chodźcie do mojego gabinetu, omówimy to o mogę dla was zrobić panowie!

Zapraszam na moją książkę ,,Luźne one shoty". Spokojnie księcia na ziarnku grochu będę kontynuować, ale jakoś nie mam nastroju na ostatni rozdział i mam nadzieję, że ten wam się sposoba!

Bajkowy Kurosz / ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz