Dwie siostry, dzień i noc, obie piękne, ale druga zdawała się dzisiaj lśnić, jak najprawdziwszy diament milionem iskrzących się gwiazd, nasyconym grantem płótna firmamentu oraz srebrzystym, skrzącym blaskiem okrągłej tarczy księżyca, przypominającego wisior. Wiatr pieścił ją ciepłymi, niepewnymi muśnięciami, a słodki bez cieszył nosy, więc kiedy usiedli na ławie czuli się lekko i błogo, choć nieco niepewnie.
-Moi rodzice ponoć poznali się w taką noc, mama właśnie wracała z nad strumienia i myślała, że mój ojciec to elf- mimo śmiechu oczy młodzieńca zdawały się ciemniejsze, a igrający w nich ton smutku nie pozwolił Sebastianowi na obojętność, bo ściskał go boleśnie za krtań.
-Możesz zobaczyć co u niej, poczekaj tu chwilę- z bijącym sercem poszedł po lusterko, o którym istnieniu w zasadzie zapomniał, bo świat zdawał mu się ograniczać do jednej osoby i oprócz niej wszystko mogło by teraz zniknąć, zatapiając ich w błogiej nicości. -Musisz tylko powiedzieć co chcesz zobaczyć, a to ujrzysz- podał mu zwierciadło, a dostrzegając nuty wdzięczności w jego szmaragdowych oczach wiedział, że postąpił najsłuszniej jak umiał.
-Proszę, pokaż mi matką- głos mężczyzny był miękki i tkliwy, pełen słodyczy, przywiązania, czułości, która ścisnęła go za serce, bo sam nigdy nie czuł tak wielkiej miłości do rodziców jak Grell do rodzicielki.
Kobieta wyglądała zaledwie jak cień, strawiona gorączką, rozpalona jej płomieniem, z błędnymi, szklistymi oczami, pustymi i ciemnymi, przykryta po samą szyję wszystkimi kocami i pierzynami jakie znalazła w domu, a niestety było ich niewiele. Włosy jej przypominały zaledwie cienkie nitki, siwe i brązowe, leżące na poduszce.
-Ona jest chora- młodzieniec zdawał się przerażony, jego policzki bielą przypudrował strach, który zawitał również do oczu, które zdawały się robić mokre od łez.
Sebastian poczuł ucisk w sercu i krtani, nie pozwalający by przemówić czy cokolwiek zrobić. Ciężko opadł na ławę, wiedząc spojrzenie Grella, które sprawiało mu jakiś niewymowny ból. Widział jak bardzo cierpi, zdając sobie sprawę, że jego matka może w każdej chwili oddać ducha, a mimo to nie może w żaden sposób jej pomóc, bo jest zobowiązany wobec niego. Musi tu zostać jako jego więzień, nie może odjechać by się nią zaopiekować. Nie może pomóc osobie, która tyle lat tak dzielenie walczyła o jego zdrowie i życie. Spojrzał ku oknu zachodniej wieży, tam gdzie pod kloszem skryta była róża, powoli marniejąca, jako że już jutro przypadał dzień jego 21 urodzin, do których to musiał sprawić by ktoś pokochał go ze wzajemnością. Wiedział, że jeśli go puści to umrze, zostanie w tym ciele i nie powróci do dawnej postaci. Jedno jednak spojrzenie na twarz Grella uświadomiło go w tym jak bliska jest mu matka, ile musiała dla niego wycierpieć, co zrobiła by rudzielec stał się tak uprzejmą i ujmującą osobą. Wiedział, że jej życie jest więcej warte niż jego. Nie zasługiwał na miłość tak jak ta kobieta, nie mógł być tak egoistyczny i okrutny. Mimo ściśniętej krtani spojrzał na ukochanego i powiedział:
-Oddaje ci twoje słowo, nie jesteś już moim więźniem. Możesz powrócić do domu, dobrze się nią zopiekuj.
Jedno spojrzenie na uśmiech Grella, tak tkliwy i wdzięczny, spodowało że był pewien swojej decyzji. Dał mu jeszcze lusterko, tłumacząc iż jemu się na przyda, ale tak naprawdę chciał odgonić od siebie pokusę ciągłego patrzenia na ukochanego.
***
-Dlaczego?- William spojrzał na galopującego przez dziedziniec Grella, przez ogromne okno.
-Musiałem- to było jedyne co wyrzekł Sebastian nim pogrążył się w ciemnościach zachodniej komnaty.
Sad scene 😭😭😭, ale za to na dzień kobiet ❤❤❤ wszystkiego najlepszego... Dobra to ja zmykam zanim zostanę ukrzyżowana.
CZYTASZ
Bajkowy Kurosz / ZAKOŃCZONE
FanfictionWyobrażacie sobie postacie z Kuroshitsuji jako postacie z sławnych bajek braci Grimm, Andersena czy słynnych animacji Disney'a? Jeśli nie to zobaczcie co mi wyszło w tej książce.