Piękna i Bestia (Grell x Sebastian)

102 11 8
                                    

-Panie, zamek! Atakują nas!- William ledwie wyrzekł te słowa, ciężko dysząc, bo podróż od drzwi do komnaty przebiegł jak najszybciej potrafił.

Sebastian spojrzał ku róży, na ostatni płatek, który ledwie końcem trzymał się całym kwiatem, z pewnym tonem smutnej melancholii w sercu. I tak nie miał nic do stracenie. Umrze już za chwilę, mogą go zabić. Nie był nigdy nawet warty życia.

-Ratujcie siebie, nie walczcie z nimi- mruknął, a zadziwiony sługa zamarł, sam nie wiedząc co ma uczyć.

-Panie- zaczął cicho, ale Bestia mu przerwał:

-Wynoście się i dajcie mi spokój- nie było w tym agresji, ale rezygnacja.

Po cóż miałby mu ktoś towarzyszyć? Zginie tak jak żył, samotnie, bez nikogo, nie licząc triumfującego zabójcy. Spojrzał w szybę, dostrzegając bestię, potwora, którym przecież był. Jego parszywej postaci nie okrywała wspaniała powłoka jak kiedyś, całe zło wyszło. Oparł dłonie o stolik pozwalając sobie na płacz. Opłakiwał lata jakie stracił, a nigdy nie miały być mu dane. Wylewał z siebie żal, który zaległ na dnie jego serca, stary i zakrzepły. Stracił wszystko, na własne życzenie i tylko siebie mógł w tej chwili obwiniać. Nie chciał litości. Nie chciał pomocy. Nie chciał widoku innych, oprócz... Egoistyczna myśl przemknęła przez jego głowę jak ćma: ,,ostatni raz chociaż zobaczyć Grella, choćby i z daleka, ale byle by zobaczyć...''. Czy jednak na to zasługiwał? Czuł, że nie, a jedyne czego teraz mógł oczekiwać to śmierć. Słyszał już kroki, ciche i kobiece. Odwrócił wzrok, patrząc na drzwi komnaty nim w mdłym świetle nocy ukazała się smukła postać.

-Jesteś z siebie zadowolony potworze?- Spytała, napinając łuk.-Omamiłeś go, zabrałeś go ode mnie!- Wycedziła, puszczając cięciwę.

Sebastian nie chciał uskoczyć, ale nie wiedzieć czemu zrobił to. Szyba pękła na miliony kawałeczków, wpuszczając do środka zimne, ostre powietrze i rzęsisty, lodowaty deszcze.

Wypadł przez okno na dach i wtedy usłyszał krzyk:

-Nie!- Grell, to on.

Spojrzał ku młodzieńcowi, który ruszył galopem przez drzwi.

-Wrócił- Sebastian obrócił się, unikając strzały, który o mało nie wbiła się w jego pierś.

Skoczył na równe nogi, opierając się plecami o zimne, mokre mury. Lady Red rzuciła się ku niemu, celując w niego.

-Nie odbierzesz mi go- mruknęła pod nosem, nim ktoś chwycił ją za łokieć.

Pchana adrenaliną uderzyła tą osobę w brzuch łokciem i wtedy Sebastian zamarł. Rzucił się ku kobiecie, która zbladła niby płótno. Próbując uciekać poślizgnęła się i zjechała po dachu, końcami palców trzymając się rynny.

-Nie rób tego!- Grell spojrzał na Sebastiana, które wizję zalała czerwona mgiełka mordu.

Miał ochotę skręcić kobiecie kark, albo zrzucić ją z dachu, by spadła w zimny mrok. Spojrzał jednak na mężczyznę, który wlepiał w niego błagalne spojrzenie szmaragdowych oczu. I wtedy zrozumiał, że ta decyzja mogła na zawsze zatracić w nim cień człowieczeństwa, który odzyskał dzięki Grellowi. Nikt nie zasługiwał na śmierć, bo przecież każdy popełniał błędy. Spojrzał ku kobiecie i wtedy zobaczył w niej siebie. Osobę zatopioną w przekonaniu o swojej słuszności, zamkniętą w bańce, z której nie chciała się wydostać. Ruszył ku niej i delikatnie złapał za ramiona chcąc ją bezpiecznie odstawić na dach. Nagle strzała przeszyła jego bok, a Sebastian puścił kobietę, która z krzykiem spadła w ciemną otchłań. Chciała jeszcze się czegoś złapać, ale nie mogła. Rudzielec chwycił ukochanego za rękę, próbując cokolwiek zrobić z bronią, która była jedyną pamiątką po zemście Lady Red, za utraconą miłość.

-Zostaw to. I tak umrę- powiedział spokojnie Sebastian, patrząc na niego z miękką, tkliwą nutą.

-Nie! Nie umrzesz! Słyszysz mnie!- Grell wpadł w pewien rodzaju obłęd i panikował, aż nie poczuł na policzku, mokrej od deszczu, lodowatej dłoni, pokrytej futrem.

-To nic takiego- powiedział miękko.-Zasługiwałem na to i jedyne za co dziękuje niebiosom to twój widok. Nawet nie wiem czy jestem go wart.

-Ani mi się waż! Ja cię kocham, rozumiesz?!

Bestia nie odpowiedziała, leżała ze strzałą wbitą w brzuch, skąpana w zimnym deszczu, nowego dnia. Grell załkał, nim zobaczył jak deszcz zamienia się w snopy iskier, spływające z burzowego nieba, na postać jego ukochanego i otaczają go miękką łuną, złotego blasku. Z otwartymi ustami, spoglądał na miejsca, które jaśniały pod naciskiem ulewy. Mury jaśniały, kwiaty zakwitały, a pan zamku... Rudzielec zamarł spoglądając ku mężczyźnie, który siedział tuż przy nim.

-Książę- wydusił, uświadamiając sobie, że w jego umyśle ustąpiła bariera, ukazując mu wspomnienia z monarchą.

-Sebastian wystarczy- powiedział mężczyzna, z ciepłym uśmiechem, rozświetlającym jego pobladłą, smukłą twarz.

Grell rzucił się ukochanemu na szyję, całując tak zapalczywie, że książę upadł. Oboje byli zmarźnięci i mokrzy, ale żadnemu to nie przeszkadzało. Smakowali swych warg z największym zapałem, wiedząc że to jest to. Nitki miłości splatały ich ciała, prowadziły dłonie i usta. Kazały poznawać twarz drugiej osoby czułym dotykiem i delikatnymi muśnięciami. Byli tylko oni, zamknięci w słodkiej bańce miłości. Zatracali się w sobie, będąc jednością. Stanowili całość, dzielili teraz wszystko.

Kochani! Z okazji końca egzaminów wstawiam ostatni już rozdział tej książki! Mam nadzieję, że wam się podobała! Jeśli mam być szczera to na początku myślałam, iż to będzie jedynie one shot, a wyszła książka :/... Ale nie ważne!

Bajkowy Kurosz / ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz