Rozdział 6

188 30 2
                                    


Po kilku lekcjach Stiles postanowił poszukać Dereka. Musiał wyjaśnić z nim kilka spraw, co nie było łatwe. Jednak dzięki temu, że brunet na kartce zostawił jeszcze swój numer, to ułatwiło mu zadanie. Pisząc szybko, by spotkali się pod trybunami, ruszył w wybrane miejsce.

Oczywiście w porze najdłuższej przerwy musiał nieźle przeciskać się przez korytarze, aby w ogóle dostać się na umówione miejsce. Wybrał jednak specjalnie te, bo wiedział, że w porze lunchu nie znajdzie tam nikogo, więc będą mogli spokojnie porozmawiać. A zdecydowanie mieli o czym.

Gdy w końcu przepchał się przez tabun uczniów, to reszta drogi była całkiem szybka. W kilka chwil znalazł się na umówionym miejscu, jednak wciąż nie było Dereka. Stiles irytował się, ponieważ mógł spokojnie spędzić ten czas ze swoimi przyjaciółmi na stołówce. Wtedy jednak ktoś szturchnął go w ramię, a on podniósł głowę. Zobaczył bruneta, który głupio się uśmiechał.

— W końcu uznałeś, że kilka chwil sam na sam to poprawna odpowiedź na moje zaproszenia związane z wyjściem gdzieś? — zagaił go Derek, siadając obok chłopaka.

— Chciałem tylko podziękować, Derek — powiedział prosto z mostu. — Nie musiałeś go naprawiać ani odnawiać, o kwiatach już nie wspominając. Nie wiem, jak ci się odpłacę. To na pewno kosztowało fortunę — dodał, patrząc na bruneta ze skruchą. Było mu trochę głupio, że tak zachowywał się w stosunku do niego, a ten odnowił mu auto bez żadnego „ale".

— Nie wiem, o czym mówisz. Ja o niczym takim nie słyszałem — rzucił z uśmiechem Hale, rozciągając się tak, aby jego ramię przypadkowo opadło tak, że oplotło te chłopaka. — Ale chętnie przyznam się, że to moja robota, jeśli gdzieś ze mną wyjdziesz, Stiles.

Szatyn tylko westchnął, zastanawiając się chwilę nad słowami Dereka. Skoro ten odnowił mu auto, tylko po to, by młodszy się z nim umówił, to o czymś świadczyło...

— Niech stracę — szepnął do siebie i spojrzał w brązowe oczy Hale'a. — Tak, wyjdę gdzieś z tobą — dodał.

— Mówiłem, że się zgodzisz — powiedział zadowolony Derek, wstając ze swojego miejsca. — Znajdę cię po twoich lekcjach, więc nie uciekaj z nich.

— To raczej twoja domena — burknął Stiles, zakładając ręce na piersi. Nie sądził, że tak szybko pójdzie mu z Derekiem. Chyba nie umrze od jednego spotkania poza szkołą.

— Dla takich pielęgniarzy mogę zwiać nawet z lekcji u Payne'a.

Słowa bruneta rozbawiały Stilesa, który pokręcił lekko głową. Derek rzucił jeszcze krótkie „do później" i poleciał w swoją stronę, zostawiając chłopaka samego na trybunach. Stiles był lekko zaskoczony, ponieważ myślał, że Hale będzie męczyć go swoimi głupotami o wiele dłużej.

Stilinski westchnął tylko, ruszając pod salę, bo wiedział, że zaraz będzie koniec przerwy, a co było najgorsze, miał lekcje ze znienawidzonym przez niego nauczycielem, przez co nie był zadowolony z tego powodu.

Dzisiaj jednak szczęście musiało mu w jakiś sposób sprzyjać, ponieważ udało mu się przetrwać całą, caluteńką lekcję, bez ani jednego upomnienia, ani wezwania do tablicy. Oczywiście dalej nie zmieniało to faktu, że gdyby mógł, to nawet nie wchodziłby do klasy, ale jak na standardowe warunki, jakie panowały podczas lekcji, to dzisiaj naprawdę nie było tragicznie. Zazwyczaj był gdzieś między chęcią zabicia się a oczekiwaniem na to, by nauczyciel złamał sobie, chociażby mały palec u nogi i nie będzie chodził do pracy. Jednak jak to mówią: złego diabli nie biorą. Nie dość, że nauczyciel przyszedł, to jeszcze szykowało mu się spotkanie z Derekiem.

*

Po zajęciach Stiles ruszył wolnym krokiem do swojej szafki, by wziąć książki na jutrzejszy dzień oraz odebrać swoją kurtkę, którą zostawił w niej. Wyjął wszystko w szybkim tempie i zamknął szafkę z wielki trudem. Chcąc się odwrócić, uderzył w coś, a raczej kogoś.

— Aj, aj, zaraz wyjdziemy, ale do szpitala — odezwał się Derek, a Stiles spojrzał na niego, jakby zobaczył ducha. Bo skąd niby ten miał wiedzieć, gdzie chłopak miał szafkę? Szkoła była na tyle duża, a on na tyle niewidoczny, że musiałby dokładnie go obserwować albo mieć spore wtyki u pań w sekretariacie. — Chociaż nie będę narzekał, kiedy taka pielęgniarka będzie się mną zajmowała. Dobrze, widzę twoją minę. To gdzie byś chciał pójść?

— Em, to był twój pomysł... Także ty wymyśl — powiedział młodszy, poprawiając swój plecak. — Tylko pamiętaj, że jestem samochodem — powiedział cicho, idąc obok bruneta w kierunku wyjścia ze szkoły.

— Chciałem ci dać wybór, żebyś wybrał jakieś miejsce, w którym czujesz się komfortowo. Tylko nie bibliotekę. Jednak skoro nie, to nie. — Zaśmiał się Hale, wpatrując się w Stilesa. — A o samochód się nie martw. Mogę zrobić tak... — Derek pstryknął nagle palcami. — A z rana znów będzie na podjeździe. Magia, co nie?

— I to jaka. — Zaśmiał się cicho, kręcąc głową i wyszedł przez główne drzwi na zewnątrz. Był bardzo ciekawy, gdzie Derek postanowi go zabrać.

Ramię w ramię wyszli ze szkoły w akompaniamencie szeptów niektórych osób, ponieważ Derek Hale — dokładnie TEN Derek Hale — szedł z kimś spoza swojej paczki i nie wyglądał, jakby chciał tej osobie wyjaśnić miejsce w szeregu. Co więcej, na jego twarzy pojawiał się cień uśmiechu, o który niektóre dziewczyny walczyły miesiącami.

Podeszli do auta Dereka, a ten musiał chyba naczytać się jakichś pisemek dla zakochanych nastolatek, ponieważ otworzył nawet drzwi od strony pasażera dla Stilesa, a ten zastanawiał się, czy z brunetem było wszystko w porządku albo, czy nie był częścią jakiegoś głupkowatego zakładu. Rozejrzał się, jednak nie zauważył żadnego ze znajomych Hale'a. Z lekka dozą niepewności wsiadł jednak do BMW ciekawy tego, jak potoczy się to niecodzienne popołudnie.

there's nothing holding me back » SterekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz