Więzienie [Reylo]

257 21 4
                                    

Rey miała wrażenie, że to nie powietrze, a okrutny strach wtłacza się w jej płuca, wywołując ból w klatce piersiowej. Minęło tak wiele czasu od bitwy na Crait, ale Kylo nie potrafił opuścić jej myśli. Co by się stało, gdyby zgodziła się za nim podążyć? Może z czasem oboje zrozumieliby gdzie znajduje się ich miejsce, czego poszukują i pragną. Jednak czas ma to do siebie, że raz podjętą decyzję, bardzo trudno jest zmienić. A właśnie dziś, dwa lata i czterdzieści pięć dni od ich ostatniego spotkania, Rey otrzymała informację, że Ben został pojmany. Jakiś irracjonalny strach pchał ją do przodu, a ucisk w klatce piersiowej nie chciał zniknąć. Kiedy wylądowała w pobliżu obecnej bazy Ruchu Oporu, bez pardonu udała się prosto do budynku służącego przetrzymywaniu jeńców i wszelkich potencjalnych wrogów. Nie rozpoznawała twarzy ani słów, które kierowali do niej rebelianci. Wszystko działało jak zawsze, dobrze naoliwiona maszyna ze swoimi małymi pionkami. Musiała się od tego odciąć, widząc wszędzie śmierć i poświęcenie, które szło na marne. Sama już nie potrafiła się w tym wszystkim odnaleźć, tracąc kontakt z rzeczywistością. Dwóch gwardzistów zastąpiło jej drogę, w pewnym sensie odciągając myśli od krążenia w ponurej spirali.

- Nikomu nie wolno tam wchodzić – nieznajomy mężczyzna wyjaśnił z pozoru spokojnie, jednak pod tą maską kryło się zdenerwowanie.

- Wpuścicie mnie i grzecznie pozostaniecie na posterunku – użyła nacisku psychicznego. Nie miała czasu, bo jeszcze chwila niewiedzy i miała wrażenie, że zwariuje z nerwów. Byłaby głupia, nie zdając sobie sprawy z oczywistych kwestii. Martwiła się, tak bardzo bała o to, co się dzieje z Benem. „grzecznie pozostaniemy..." – końcówki zdania nawet nie usłyszała, już zamykając za sobą wrota i próbując zorientować się w rozmieszczeniu ciemnego bunkra. Pod niskim sklepieniem korytarza, zawieszono jedynie kilka lampek, dających nieznaczną ilość światła, jednak jej oczy szybko przyzwyczaiły się do półmroku. Pierwszym co dostrzegła, były rdzawe plamy krwi na posadzce i już to sprawiło, że serce podeszło jej do gardła. Wiedziała, że to on, bo wyczuła nikły cień energii, tak charakterystycznej, jednak w tym momencie znacząco przytłumionej. Przełknęła ślinę i miała wrażenie, że te kilka kroków, które przebyła, było najcięższą ścieżką, którą musiała w życiu pokonać. Myślała, że jest gotowa na ten widok, ale z jej gardła dobył się gardłowy szloch. Przekręciła mechanizm i klatka otworzyła się. Na sztywnych nogach podeszła i opadła obok nieprzytomnego mężczyzny. Leżał na zimnym kamieniu, przytwierdzony do ściany łańcuchem, biegnącym do szerokich kajdanów, zapiętych na szczupłych nadgarstkach. Pot i zaschnięta krew z rozcięcia na głowie, skleiła ciemne włosy na skroni. Ślady otarć i siniaki od kajdanów, odcinały się od bladej skóry, jednak najgorsze były poprzeczne pręgi na plecach, wyglądające jak krwawa miazga w miejscach, w których nacięcia zachodziły na siebie. Łzy zaczęły spływać po policzkach dziewczyny, kiedy patrzyła na zmasakrowanego i zgnębionego mężczyznę. Taki samotny i porzucony, a teraz jeszcze torturowany i upokorzony. Nie mogła wręcz tego znieść. Skupiona na płaczu i bólu, nawet się nie zorientowała, że Ben się przebudził, podniósł dłoń do jej policzka i wytarł spływające łzy. Był to jedyny wysiłek na który mógł sobie pozwolić.

- Wróciłaś do mnie? – usłyszała jego cichy szept, jedynie dzięki nieprzeniknionej ciszy, panującej wokół. Rey nie będąc w stanie wykrztusić z siebie ani słowa, po prostu schyliła się i pocałowała jego skroń i drżącymi dłońmi odgarnęła część włosów z jego twarzy. Nie mogła go tak zostawić i wiedziała, że Leia nigdy by na to nie pozwoliła. Niestety Generał Organa zmarła jakiś czas temu i Ruchem Oporu zaczęli rządzić bezkompromisowi tyrani. Między innymi dlatego musiała się od wszystkiego odciąć i przemyśleć działanie obecnego świata.

- Wróciłam i zabiorę cię stąd, obiecuję – słowa wypłynęły naturalnie, bo nawet jeśli nie chciała tego wcześniej przyznać, od początku wiedziała, dlaczego przybyła na tę jałową planetę ze strachem czającym się w sercu. Ben nie mógł już tego słyszeć, pogrążając się głębiej w gorączce potęgującej koszmary. Rey złapała swój miecz świetlny i odwróciła się w stronę drzwi hangaru, które otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Wiedziała co robić i spojrzała jeszcze raz na skuloną sylwetkę, leżącą u jej stóp, zanim przystąpiła do dzieła.

Star Wars OneShotyWhere stories live. Discover now