Harry nie dostał się na jeden z najlepszych uniwersytetów w kraju bez przyczyny. Oczywiście, sam by tego przed innymi nie przyznał, ale wszyscy wiedzieli, że był świetny w tym, co robił i każdy jego profesor, który wystawiał jego oceny, czy rekomendacje, powiedziałby, że Harry Styles to przyszły rewolucjonista w świecie plastycznym i dzięki niemu odzyskali wiarę w sztukę (co jego zdaniem było grubo przesadzone). Nikt inny nie wyjawiał tak świeżego, pełnego i prawdziwego spojrzenia na sztukę jak on. Potrafił dojrzeć najmniejszy mankament jakiegoś przedmiotu i przekształcić go w artystyczną perfekcję, sam o tym nie wiedząc, ale inni to podziwiali. Widać było w tym naturalną chęć pokazania sztuki dla świata w najszczerszy sposób. Lekka kreska, ale z naciskiem na perfekcje, sprawiała, że ludzie rwali się do obrazów tego młodego artysty.
Miał tylko dwadzieścia jeden lat, szkołę średnią za sobą oraz rok na studiach, a już i tak zjednał sobie sympatię większości ludzi na roku, a może nawet i więcej. Jakimś cudem brunet miał coś w sobie, przez co ludzie nie byli zazdrośni o jego dar - bo jego zręczność i nieprzeniknione oko były prawdziwym skarbem ukrytym w jego ciele, a pędzel tworzył jedność z jego prawą dłonią, jakby nigdy go nie wypuszczał.
Przez swój charakter nie miał problemów, aby nawiązywać nowe znajomości. Chociaż rozmawiał z dużą ilością osób, to nie miał dużego grona przyjaciół. Większość z nich została w jego rodzinnym mieście, gdzie pracowali w miejscowych sklepach lub przejmowali rodzinne zakłady, więc czuł się czasami samotny w wielkim Londynie, ale umiał sobie z tym radzić swoimi sposobami.Jednak jak na artystę przystało, potrzebował zaszyć się czasami w parku lub nad rzeką i po prostu patrzeć, aby przełożyć to, co widział, na płótno, szkło lub cokolwiek (naprawdę, mógłby malować nawet na papierze toaletowym, jeśliby musiał), aby w końcu poczuć się spełnionym i wypuścić z siebie to napięcie tworzenia piękna. Nie traktował tego jak zarobek, wykształcenie. To był po prostu Harry.
Uniwersytet tylko podsycał jego pasję (lub może sens życia), kiedy widział tych wszystkich ludzi malujących, szkicujących, rysujących na ścianach, w zeszytach, czy czasami na własnym ciele. Harry mógłby cały dzień przechadzać się po korytarzach, aby oglądać, jak studenci eksponowali sztukę. Następnie mógł stworzyć coś niezwykłego lub po prostu się tym rozkoszować, jak kawałkiem najlepszej czekolady, która rozpalała cię od środka i powodowała dreszcze w całym ciele, a ty chciałeś więcej i więcej. Bo sztuki zawsze było za mało według Stylesa.
Miał kilka wystaw i sprzedał niewielkie obrazy, a raz spotkał nawet swojego ulubionego malarza, który wziął od niego wizytówkę, ale nie uważał się za znawcę sztuki, który już dawno osiągnął to, co inni mogą zrobić przez całe życie. Nie. Styles nigdy nie zatrzymywał się w miejscu i nawet nie myślał, aby kogoś do siebie przyrównywać. Sztuka była przewrotna, więc wiedział, że w każdej chwili może stracić to coś, dzięki czemu wyróżniał się na tle innych. Traktował to tak, jakby było jego prawdziwą miłością, domem, ciepłem - to należało tylko do niego i było częścią jego ciała, umysłu... Wszystkiego, jeśli musiałby przyznać.
Jednak uniwersytet nie był już miejscem, gdzie mógł tworzyć to, co tylko chciał. Musiał spełnić wymagane oczekiwania, aby zdobyć stypendium i móc uczyć się dalej, więc uczęszczał na wszystkie zajęcia, które mieściły się w jego grafiku - ten aż pękał w szwach i nikt nie wiedział, jak Harry Styles funkcjonował. Jego mama dzwoniła co dwa dni sprawdzić, czy na pewno jadł przynajmniej dwa posiłki - czasami nawet o to było ciężko, kiedy student spełniał się jako artysta, ale jego rodzina dawno się do tego przyzwyczaiła i doskonale rozumiała jego sposób patrzenia na świat, dlatego wspierała go, jak tylko mogła.
Dzisiaj rozpoczynał dzień najtrudniejszymi zajęciami w jego rozkładzie i sam nie wiedział, czego się spodziewać. Lekcje z profesorem Louisem Tomlinsonem nie należały do jego ulubionych, jeśli miałby być szczery. Przez ostatnie miesiące wykładał na temat człowieka w sztuce i choć Harry potrafił malować ludzi, to nie podobał mu się ten zapał w niebieskich oczach, które były często zakryte przez roztrzepane, karmelowe włosy. Czuł wtedy, że szatyn traktował ciało bardziej przedmiotowo, przez co nie widział w nim zamierzonej głębi. Oczywiście, nigdy nie przyznał tego przed nauczycielem i żadnym kolegą z grupy, ale jego wrażliwa część nie mogła zrozumieć patrzenia na ciało właśnie w taki sposób. Nie oceniał tego profesora, bo wiedział doskonale, że ten przewyższał go w tej dziedzinie, więc czuł się w tym jak ryba w wodzie. On za to miał tylko węzły na swoich dłoniach, kiedy musiał trzymać ołówek na tych zajęciach.
CZYTASZ
Ciało.
FanfictionHarry Styles to prawdziwy artysta, który pomimo młodego wieku zapisał się już jako następca najwybitniejszych malarzy. Na Akademii Sztuk Pięknych zaczyna zajęcia z profesorem Tomlinsonem, który specjalizuje się w aktach i mówi o ciele ludzkim, jak o...