Ciemniejsza strona księżyca (I)

12.8K 145 49
                                    

Kiedy się obudziła, na zewnątrz wciąż panował mrok.

W pokoju było niesłychanie duszno. Otarła wierzchem dłoni spocone czoło i sięgnęła po butelkę wody, stojącą na nocnym stoliku. Jej mdły, słodkawy smak wywołał ustach kobiety grymas obrzydzenia.

Wstała i podeszła do okna.

Nienawidziła takich nocy jak ta. Blask księżyca w pełni, zalewał zimnym światłem niewielki ogród, wydobywając z mroku dziwnie nierzeczywiste kształty. Serce biło niespokojnym rytmem, wyczuwając obecność wroga. Najgorsze było jednak to, że nie potrafiła przed nim uciec. Bo nieprzyjaciel mieszkał gdzieś w głębi jej duszy, czaił się na obrzeżach umysłu, czekając na okazję, gdy będzie mógł się uwolnić.

Dotknęła rozpalonym czołem chłodnej powierzchni szyby. Potem z niechęcią spojrzała na leżący tuż obok list. Jaśniał bielą w mroku pokoju, jakby przyzywając ją, kusząc swą zawartością.

Kolejne zlecenie. Kolejna walka. Choć tak naprawdę nie była wojownikiem.

Była czarownicą.

Taką, którą jeszcze dwieście lat temu ścigałby cały tłum dyszący nienawiścią, aby czym prędzej spalić ją na stosie.

Uśmiechnęła się ponuro.

Poradziłaby sobie z nimi bez problemu. Siła iluzji, kilka zaklęć i rozgoniłaby to całe towarzystwo na cztery strony świata. Może nawet kilkoro by uśmierciła? Tak na pokaz i z czystej przekory.

Sięgnęła po otwartą kopertę. Po raz kolejny zamyślona przeczytała te same słowa, suche i precyzyjnie określające cel jej przyszłego zadnia.

W zasadzie to nie miała wyjścia. Kończyły się pieniądze z poprzedniego zlecenia, a za to dobrze płacili. Nie wiadomo kiedy trafi się takie następne?

Na samym dole dopisała krótkie „zgadzam się" i na powrót zakleiła kopertę. Znając możliwości poczty, wiedziała, że pewnie przybędzie na miejsce prędzej niż jej odpowiedź, ale w gruncie rzeczy mało to ją obeszło.

Zjawi się i tylko to było ważne.

***

To było małe miasteczko, zagubione gdzieś na krańcach Polski.

Kiedyś otaczałyby go pola falujących zbóż, gdzie każde źdźbło uginałoby się pod własnym ciężarem, nabrzmiałe, gotowe do ścięcia.

Jednak w czasach pseudo rozkwitu gospodarczego, gdzie wolano importować niż produkować, gdzie młodzi ludzie w poszukiwaniu lepszego jutra, wyruszali za zachodnią granicę, wiele rolniczych niegdyś rejonów było w stanie postępującego upadku.

Teraz dookoła jak okiem sięgnąć, widziała same nieużytki. Łąki, lasy i jakiś dziwny cień smutku, towarzyszący każdemu, kto tu zawitał. Domy w miasteczku nosiły ślady minionej świetności, gdzieniegdzie jeszcze widać było cały ornament, rdzawy kolor dachówek. Kawałek zadbanego ogródka. A jednak w przeważającej części straszyły tu odrapane rynny, brudne okna i odpadające tynki. Dookoła zabudowań piętrzyły się śmieci, wszystko to, co było niepotrzebne, ale jeszcze mogło się przydać i z tego powodu nie trafiło na wysypisko. Chodnik pojawiał się i znikał, droga wijąca się przez środek miasteczka była pełna dziur i asfaltowych łat.

Kiedy wjechała na mały, kwadratowy rynek, syknęła z irytacją. Jeden sklep spożywczy, tandetnie wyglądający bar, pod którym nawet teraz, o poranku, stało kilku miejscowych pijaczków, popijając tanie wino. Dwa inne lokale były puste, zza pordzewiałych krat, widać było brudne szyby i kruszące się, drewniane ramy.

Na środku, z dłonią wyciągniętą ku górze, stał pomnik jakiegoś lokalnego bohatera. Być może prezentowałby się dumnie, gdyby nie gęsto pokrywające go ptasie odchody.

Ciemniejsza strona księżyca [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz