New York's gang

17 2 0
                                    

Telefon nie pozostawiał złudzeń, tata Madeline postanowił zadzwonić do niej z samego rana.
-Halo?- zapytała pzrecierając oczy.
-Ubieraj się, za pół godziny masz pierwszą lekcje!- jego glos wskazywał na to, że sam całkowicie o tym zapomniał.
-Nie mam podręczników, ani zeszytów, ani zupełnie nic.- Powiedziała zakładając nowe jeansy.
-Masz, Ludwik ma je w aucie, weź sobie jakiś notes do torby i się śpiesz, bo w aucie czeka syn mojego przyjaciela, dyrektora szkoły.

Jeszcze bardziej zestresowana Madeline rozczesując włosy wybierała bluzkę. Syn dyrektora? Może uda sie go poderwać? Wybrała chyba najkrótszą bluzkę jaka miała w szafie- biała z napisem I am princess.

Jednak kiedy tylkowsiadla do auta i spojżała na chłopaka miała ochotę się zaśmiac. Chłopak miał na sobie teczową bluze i pełno kolczykòw, puźniej w oczy rzucił jej się kolor skory chłopaka- zupełnie ciemny.

-Dean Andrews- podał jej rękę.

-Madeline Bennet- uścisnęłam dłoń chłopaka.

Podróż mineła nam na przyjemnej rozmowie, chociaż po spojżeniu chłopaka widziałam, że nie czuje sie konfortowo przez mój strój.

-Spoko, twoja bluza mi dość wyraźnie przekazała jakie są twoje preferencje.- szturchnęła go w ramie- mam założyć bluze? Poczujesz sie wtedy lepiej?

Chłopkak zarumienil sie mocno, ale potwierdził, kiedy dziewczyna sie ubrała dalej rozmawiali, lecz o wiele krócej bo dotarli na miejsce. Nie była to wielka, stara szkola z milionem klas. Mieściła się w budynku, ktory wzrostem nie odstawał od tego, w którym mieszkała Madie. Korytaż był wąski, białe ściany swietnie kontrastowały z czarnymi szafkami, Madeline udało się naliczyć cztery sale lekcyjne, jedną do ćwiczeń, sekretariat i gabinet dyrektora, do którego prowadził ją Dean.

Pchnął drzwi bez pukania i wszedl do środka po jednej stronie biorka siedział ciemniskóry męszczyzna w podeszłym wieku, a na przeciwko niego, nieco młodsza, kobieta, również afroamerykanka. Pili kawę.

-Cześć mamo, cześć tato, to jest Madeline.- Wskazał na dziewczynę po czym przyciągnąłją bliżej-No chodź, nie wstydź się.
-Dzieńdobry- Starał sie zrobic dobre wrażenie, dziekując sobie w duszy, że założyła bluzę na top.
-Witaj Madie, nie poznakezz mnie?- Własnie wtedy coś w głowie Bennet kliknęło, przecież kiedy dwa lata temu mieszkala w Ameryce nazywała tego człowieka wujkiem!
-Czesć wujek! Dopuki sie nie odzywałeś nie wiedziałam, że to ty!- zaśmiała się serdecznie- Ciociu- kiwnęła głowa kobiecie, z nią utrzymywała chłodne stosunki, głównie przez to, że kobieta nie chciala aby jej syn sie z zadawał z corkami bogatych kolegów jej męża.

Chwilę jeszcze porozmawiali, Madeline dostała kluczyk do szafki i listę dostępnych profili. Musiała tez odrazu okreslic się czy rozszeża francuski poniewaz wtedy nie mogła bu rozszeżyć WOS-u, do czego jej soe nie specjalnie śpieszyło. Za to we Francji mieszkala dluzej niz w ojczystm Bostonie, językiem porozumiewała sie tak samo płynnie jak angielskim. Po krutkim zastanowieniu rozszeżyła też Sztukę, Historię, Angielski i zapisała sie na kółko teatralne oraz szewskie. Po paru minutach miała gotowy plan.

Pożegnała się z dyrektorem i jego żoną następnie podając plan Deanowi, ktory bardzo chciał sprawdzić jaki lekcje maja razem.
-Gegre, pewnie sztukę bo ja tez rozszeżam... matme, anglika i chemie. - Teraz masz Francuski, to jest jedynka, te czerwone drzwi.

-A moja szafka? Szesnastka?- Blondynka pomachała kluczem przed oczami afroamerykanka.

-Tutaj- Andrews wskazal szafke obok, ktorej stali- ślepota.
-Bywa- dziewczyna wzruszyła ramionami i otworzyła gablote.
Na szybko wyjęla z torby niepotrzebne książki i ruszyła pod klasę od francuskiego. Nie byla by sobą gdyby na kogoś nie wpadła. O tym razem miała szczęscie bo była to Ashley w towarzystwie ich wspolnego przyjaciela Taylera.
Szybko przywitała sie ze znajomymi i chciała odejśc pod czerwone drzwi, kiedy podszedł do nich wysoki brunet i przywitał się z Ashley buziakiem w policzek i z Teylerem uścisnięciem ręki.
-Kto to?- zagadnął do dwojki.
-Przyjaciółka, Madeline- blondynka wyciągnęła do chłopaka rękę, teb uścisnął ją przygladając sie uważnie branzoletkom.
-Daj spokój Will, nigdzie nie należy, jest w Ameryce drogi dzień.- Ash pociagneła chłopaka dalej.- Pogadam z nią, jeśli uzna, ze chce pomóc- przyprowadzę ją w sobotę.
Chłopak chwycił sie za kark i wyglądał chwile na zamyślonego.
-Dobra- warknął po czym owrócił sie do zielonookiej- Mam nadzeję, że dobrze wybierzesz, laseczko.

We Are Keep MeetingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz