VI

8.6K 546 713
                                    

Chłopiec obudził się w zimnym pokoju, pełnym dębowych mebli oraz półek zapełnionych setkami książek.
Okno wychodziło na jedną z głównych ulic Paryża, znajdował się na pierwszym lub drugim piętrze kamienicy.
Wygramolił się powoli z łoża i potknął o torbę ze swoimi wczorajszymi zakupami. Panujący wokół chłód uderzył go jak cios w policzek, nie bardzo wiedział co ma teraz zrobić, ujrzał przed sobą toaletkę, zmarszczył brwi.
Po co Adamowi taki mebel?
Julek zbliżył się i przeanalizował przedmioty leżące na toaletce. Był tam ozdobny flakonik perfum, pozwolił sobie psiknąć na nadgarstek i powąchał. Definitywnie damski zapach.
Leżał tam także słoiczek z pudrem oraz krwiście czerwona szminka. Na stołku leżała jedwabna podomka, tylko szczupła niewiasta mogła się w nią zmieścić.
Czyżby wieszcz przebierał się za kobietę? Nie... Oby nie. Wszystko wskazywało na to, że pokój zamieszkuje dziewczyna.
Na brzegu leżał jeszcze list, trudnym do przeczytania, zamaszystym pismem wykaligrafowano:

Do Juliusza

Kiedy się obudzisz, a mnie jeszcze nie będzie zaczekaj proszę cierpliwie. Jeżeli byś potrzebował skorzystać z toalety znajduje się na parterze, a gdy najdzie Cię glód bierz śmiało jedzenie z kuchni. Będę koło 11.

Juliusz odwrócił kartkę papieru, widniała tam dalsza część listu. Szelest papieru był jedynym słyszalnym teraz dźwiękiem, zdawało się jakoby świat stanął w miejscu.

Raz okazja nam się
nadarzy
byśmy stare rany w zabliźnienie posłali.
Cokolwiek po mych słowach się zdarzy
wiedz, Juliuszu, mi Anieli mówić kazali
i owe słowa atramentem zapieczętować.
Takim był zadufany, ale okazja jedną
objawiona. Przepraszam. Pragnę żałować.
Czy uznasz mego rozgrzeszenia?
Przyjmiesz me przebaczenia?
Bo cóż za marne życie człowieka,
gdy się on wszelkiego dobra wyrzeka.
Ludzkości! I niebiańskie istoty,
Wybaczcie! Wybaczcie mej głupoty!

Kocham i cierpię katusze za miljony


Ach jakże się Julek wzruszył cytając ten list. Ogarnęło go dziwne poczucie więzi ze starszym mężczyzną, chciał się jak najszybciej z nim zobaczyć. Teraz jednak udał się do łazienki, przemył twarz zimną wodą i spojrzał w lustro, od razu wyglądał lepiej, znikły jego intensywne cienie pod oczami. Przepłukał usta wodą po czym udał się do kuchni. Zaspany zaczął grzebać w szafkach, zrzucił pudełko z sucharami. Westchnął i przewrócił kapryśne oczami. Pozbierał je i ułożył równo na talerzyku, zjadł sucharki z dżemem malinowym.
Rozglądał się po obszernym, aczkolwiek ascetyczne urządzonym mieszkaniu, bardzo mu się tutaj podobało.
Nagle usłyszał szczęk kluczy w zamku, to był Adam. Wszedł do pomieszania wpuszczając za sobą zimny podmuch wiatru.
Julek przetarł dłonią usta i przeżuwając resztki śniadania poszedł przywitać Mickiewicza.
Widok jaki zobaczył przestraszył go.
Adam miał podbite oko, rozczochrane włosy i kulał na nogę. Spojrzał na niego tymi swoimi jasno niebieskimi oczami przenikającymi duszę.

- Co ci się stało?- wyszeptał zmartwiony Słowacki

Adam machnął wymownie ręką i powlókł się do kuchni. Klapnął na stołku i nalał sobie gorzałki, którą wyciągnął z wewnętrznej kieszeni płaszcza.
Był czymś wyraźnie poruszony.
Julek usiadł obok niego, ciągle szukając kontaktu wzrokowego, wieszcz jednak go nie chciał napotkać. Kiwnął tylko flaszką, pytając towarzysza czy też chce się napić. Julek odmówił, a ten wypił wódkę jednym haustem.
Młodzieniec musiał wypełnić jakoś niezręczną ciszę, zaczął więc rozmowę

- Gdybyś mnie wczoraj nie przygarnął to był bym umarł. Napewno ktoś by mnie okradł i pobił a może nawet zgwałcił i pozostawił w ciemnym zaułku. Nie umiem się bronić- dodał cicho.

Mickiewicz nalał sobie kolejnego kielona który był na stole przez jakieś trzy sekundy. Nadal się nie odzywał, pocierał tylko obolałą twarz.

- Cóż cię trapi, Adamie? Powiedz tylko co się stało, pragnę cię wysłuchać.- nalegał Słowacki

Wieszcz miał nalać następną kolejkę, ale Julek położył alabastrową dłoń na kieliszku i rzekł stanowczo:

- Nie. Nie napijesz się, dopóty dopóki nie powiesz mię co się wydarzyło-

Mickiewicz przygryzł wargę, i poprawił fryzurę. Julek pomyślał, jaki on jest pociągający, taki męski!
Adaś westchnął głęboko, zmusił się do odpowiedzi.

- Biłem się z właścicielem tej kamienicy, kiedyś to mój znajomy był i na ogrom rzeczy oko przymykał. W długi obrosłem, i pozostała już tylko eksmisja. A że on w potyczkach wszelakich się lubuje, to pozwolił mi rozstrzygnąć sprawę po męsku. Miałem się bić z jego kolegą... Widocznie był lepszy ode mnie. Mam tydzień na opuszczenie mieszkania, moja gosposia już się zaczęła wyprowadzać... Ja nie mam dokąd- Mickiewicz podparł się ramieniem, Julek przez cały czas mu się bacznie przypatrywał. Wreszcie spuścił wzrok i zaczął.

- Nie znam Cię zbytnio, Adamie, jednak jestem dobrej myśli. Wydaje mi się że masz takie dobre serce, przez pewien czas możesz u mnie zamieszkać. Jeżeli oczywiście chcesz...-

- Nigdy nie lubiłem się narzucać, będę mieć wyrzuty sumienia, poradzę sobie.-

- Trudne czasy teraz nadeszły, musimy się wspierać.- rzekł Julek i położył dłoń swoją na dłoni Adama która znów sięgała po wódkę. Chwycił ją delikatnie i położył na swoim udzie. Mickiewicz zdziwiony nie widział co począć, cóż ten Słowacki wyprawia?!
W zasadzie to nawet mu się to podobało...

- Julek- zaczął niepewnie, znów zagryzając wargę co tak podniecało młodszego poetę- Czy mógłbyś mi opatrzyć ranę?-

- Ależ to oczywiste. Pokaż ją.-

Wtem wielkie oczy Słowackiego błysnęły dziką iskrą.
Adam wziął się za powolne rozpoznanie koszuli, ukazując szeroki tors.

słowackiewicz~enchanté de poésie |18+|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz