╔══════════╗
NEW JERSEY,
U.S.A
1943
╚══════════╝― ...wyczuwam w powietrzu niebezpieczeństwo ― stwierdzam, jakby ze zdegustowaniem, gdy wraz z Peggy Carter docieramy wreszcie do bazy militarnej w New Jersey. ― Szkodliwy dla środowiska, ponadprzeciętny poziom stężenia testosteronu...
Przyjaciółka patrzy na mnie przez ramię, niemalże z pożałowaniem. W każdym razie, w taki sposób odbieram ten widniejący na jej ustach, rozbawiony uśmiech. Wzruszam dyskretnie ramieniem, koniec końców, także wykrzywiając wargi w przyjacielskim geście. Przeczucie coś mi podpowiada, że spędzimy tu całkiem przyjemny czas.
― Od kiedy boisz się mężczyzn? ― pyta nagle Peggy. Unoszę wysoko brew, zaskoczona takowym osądem. Po chwili odchrząkuję ostentacyjnie, gdy zaczyna drapać mnie w krtani, i poważnym tonem zapewniam:
― Nie boję się. Po prostu ich nie lubię.
― Z wyjątkami ― podpuszcza mnie. Peggy znów patrzy w moją stronę, tym razem nie szczędząc sobie tajemniczego mrugnięcia okiem. Tkwi w nim ten znajomy błysk.
― Bez wyjątków ― trzymam się uparcie swojego zdania. Poprawiam rękami górę swojego munduru. Nienawidzę tego odzienia. Jest niewygodne, a koszula dusi mnie pod szyją. ― Wszyscy denerwują mnie w identycznym stopniu.
― ...przekażę Londyńczykowi, kiedy już wróci z frontu ― szepce niby do siebie Peggy. Nie wydaje mi się, żeby nie chciała, abym tę informację usłyszała. Już nie wiem, czy to wina mocno zawiązanego krawatu, czy słowa Carter przyprawiły mnie o wstęp do hiperwentylacji. Moje usta opuszcza przeciągłe westchnienie, a co gorsza nie towarzyszy temu żaden protest. W głosie Peggy słyszę cień śmiechu, gdy dodaje: ― Podejdzie do tego z wyrozumiałością. To mądry facet. I cierpliwy ― a to we współpracy z tobą jest chyba najważniejsze.
― Peggy! ― udaje mi się wreszcie wydusić z siebie głos. Pomijam fakt, że zapiszczałam niczym mała dziewczynka. Choć Carter na mnie nie patrzy, domyślam, jak bardzo musiała rozbawić ją moja reakcja.
― Czuły punkt?
― Nie mamy przypadkiem do załatwienia czegoś ważniejszego niż moje życie uczuciowe, które próbujesz właśnie insynuować? ― odpowiadam pytaniem na pytanie. Nie bardzo rozumiem, dlaczego reaguję w taki, a nie inny sposób. Chcę skrzyżować ręce na piersi, ale powstrzymuję się, gdy przypominam sobie, że na daną chwilę muszę sprawiać pozory nieugiętej i stanowczej jednostki. ― Nie wpadaj w świat abstrakcji, Peggy. Utkniesz w nim na dobre.
― Niektóre rzeczy trzeba zaakceptować, Mabel ― kontynuuje kobieta. Ścisza głos, gdy zbliżamy się do stojących w równym rzędzie żołnierzy, stąd mam niemały problem, aby zrozumieć, co jeszcze wymyśla pod tym swoim idealnym nosem. ― Nie są aż tak przerażające, kiedy już się z nimi oswoisz...
― ...specjalistka.
Peggy spogląda na mnie po raz trzeci i ostatni, dodając do tego słodkawy uśmiech, zanim zatrzymujemy się naprzeciwko wspomnianej grupy panów. Wszyscy są młodzi i skorzy do walki. Bije od nich pewność siebie. Ich odwaga jest jeszcze świeża, a co się z tym równa ― ich patriotyzm również funkcjonuje na najwyższych obrotach.
― Rekruci, baczność! ― rozkazuje Peggy. ― Agentki Carter i Higgins... ― wskazuje kolejno siebie i mnie; przechylam głowę lekko w przód na dźwięk swojego nazwiska i znów unoszę dumnie brodę. Wzrokiem wodzę po twarzach mężczyzn. Ich miny wyraźnie wskazują, że... spodziewali się kogoś innego, a nie dwóch kobiet, które właśnie próbują nimi rządzić. Niektórzy podchodzą do sprawy poważnie, jak choćby Steve Rogers, którego dostrzegam po lewej stronie rzędu, inni nadal wierzą, że mają tu coś jeszcze do gadania. ― Nadzorujemy operacje tego oddziału.
CZYTASZ
TIME MACHINE | CAPTAIN AMERICA, THE FIRST AVENGER [ 1 ]
Fanfic❝GDY PEWNEGO DNIA LUDZIE NA NOWO ZACHŁYSNĄ SIĘ KAPITANEM AMERYKĄ, KTOŚ BĘDZIE MUSIAŁ PRZYPOMNIEĆ ŚWIATU, KIM BYŁ STEVE ROGERS.❞ Mabel Higgins miała tylko jedno marzenie; ujrzeć na własne oc...