My Little Palace

633 67 3
                                    

And I'm gonna miss you
And I'm still there
Sometimes I wish we never built this palace
But real love is never a waste of time
Mmm

Drobne, delikatne palce ujęły ołówek i przystawiły go do niewielkiego bloczku karteczek w kolorze pastelowego różu. Kilka powolnych i dokładnych ruchów wystarczyło by pod wpływem spokojnej i naprawdę pięknej melodii chłopiec naszkicował maleńki zamek. Nie był on żadnym dziełem sztuki. Nieproporcjonalny, bez grama cieniowania.. Płaski i zwyczajny. Jednak dla blondyna nagle zaczął znaczyć wyjątkowo dużo.
Uniósł swoje piękne, błyszczące oczy znad kartki i rozejrzał się po miejscu, w którym się znajdował.
Oranżeria była drugim najukochańszym miejscem chłopca. Zapełniona setkami, jak nie tysiącami wspaniałych kwiatów, ale zawsze ku zdziwieniu blondyna pusta. I nie chodziło o brak ludzi, a o brak poczucia piękna w ich spojrzeniach. Patrzyli, ale dziewiętnastolatek doskonale wiedział, że tak naprawdę nie widzieli. Nie dostrzegali tego, co on potrafił dostrzec bez problemu...
Pałac. Jego mały pałac.
Ciepłe promienie słońca wpadające przez szklany sufit ogrzewały jego bose stopy, tupocące na posadzce w rytm piosenki, która tym razem nie grała w jego głowie, a słuchawkach, które on wsunął do swoich uszu. Spokojna, poruszająca piosenka, kończąca się słowami, których chłopiec nie chciał nigdy zapomnieć.

But real love is never a waste of time
Oh no, real love is never a waste of time

W jego świecie nie istniało przez chwilę nic. Był tylko on i słodka melodia prowadząca jego bose stopy po zimnych płytkach. Ludzie nie śmieli rzucić na niego krzywego spojrzenia. Patrzyli z podziwem na precyzyjne i przyprawiające o zachwyt ruchy jego ciała. W jego sali nie było muzyki ani oklasków... Tutaj były.|
Ale tutaj się nie liczyły. Nie istniały.
Chłopiec zdawał się być w zupełnie innym miejscu, innej czasoprzestrzeni. Teraz tańczył w sali balowej w swoim małym pałacu. Niesiony delikatną melodią sunął po parkiecie. Nadal samotny, ale szczęśliwy. Gdzieś w rogu sali stał nieznajomy. Na jego ustach malował się uśmiech, który chłopca przyprawił o nagły dreszcz.
Ten dreszcz w rzeczywistości był zderzeniem z czyimś torsem i nagłym wyrwaniem z pięknego marzenia.
Błyszczące oczy Jimina napotkały te ciemne niczym węgiel nieznajomego, a policzki ich obojga pokrył rumieniec w odcieniu porównywalnym do czerwonej róży. Dłonie nieznanego Parkowi chłopaka leżały na tali blondyna, a te dziewiętnastolatka na ramionach jego "wybawiciela".
Świat znowu zniknął, a chłopiec utonął w głębokiej czerni oczu nieznajomego, który uchronił go właśnie przed upadkiem. Byli teraz tylko oni i muzyka grająca dla nich.

*~~*~~*~~*~~*~~*~~*

Na dworze było już całkiem ciemno, a jedynym źródłem światła były gwiazdy i księżyc. Ta sama pusta sala, szklany sufit, wiatr...
Drobny chłopiec stanął na środku pustego pomieszczenia i uniósł wzrok swoich oczu na zapełnione gwiazdami niebo. Osoba trzecia nie byłaby w stanie powiedzieć co błyszczało piękniej. Gwiazdy czy jego oczy?
Mała dłoń skierowana ku niebu opadła powolnym ruchem, a całe ciało nastolatko włączyło się w poruszający, pełen emocji taniec.
Nie było muzyki.
Był tylko on.
Cichy tupot bosych stóp. Ciche westchnięcia.
Deszcz.
Na szklaną pokrywę lunął nagle i niespodziewanie, jednak blondyn nie pozwolił wybić się z rytmu. Dalej sunął po parkiecie, stawiając swoje małe stopy pewnie, ale z ogromną lekkością. Tańczyło całe jego ciało, dusza i serce.
Kochał... Cierpiał... Był sztuką.
Bo tym chciał być od zawsze w cudzych oczach.
Jedyną i najpiękniejszą sztuką.

*~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tekst piosenki Sam Smith - Palace (bardzo polecam cover Cam)

Miłego dnia/wieczora lub dobrej nocy.

~~Kisses

✓Can we just talk for a while? ||p.jm x j.jk||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz