Biblioteka była całkiem pusta. Siedział w niej tylko Jimin. Na szklany dach spadały drobne płatki śniegu. Jimin z chęcią by im się przyjrzał, jednak nie miał takiej możliwości. Szklana kopuła znajdowała się ponad sześć metrów nad nim.
Gorąca herbata parowała w jego dużym kubku, a książka którą czytał powoli się kończyła. Powiedział, że zostanie dziś na dwie zmiany, by pani Lee mogła spokojnie gotować potrawy świąteczne. Jej rodzina była bardzo wierząca i kolacja wigilijna była konieczna. A Jimin i tak spędzał każde święta całkiem sam. W tym roku nie chciał ich w ogóle obchodzić...
W końcu przyjemne ciepło budynku zakłócić powiew mroźnego, grudniowego wiatru, wpuszczony przez otwarte drzwi. Park nawet nie uniósł wzroku znad książki, by spojrzeć na osobę wchodzącą do budynku. Usłyszał tylko jak dziewczyna żegna się i chowa telefon, po czym rusza w kierunku ogromnego regału. Jej obcasy stukały naprawdę głośno.
Minęły już ponad dwa tygodnie i blondyn tracił wiarę w to, iż jego stokrotka wróci.
Tym razem to on zostawił mnie, pomyślał Park.
—Przepraszam –dziewczyna stanęła przed dębowym biurkiem, w ręku trzymając dwie książki. Przysiadła przed Jiminem i je na nim położyła – Myśli pan, że dostanę je gdzieś do kupienia?
Jimin spojrzał na książki i zaraz na swoją torbę. Jedną z nich kupił przed przyjściem tutaj. Ostatni egzemplarz. Kosztował go majątek...
—Na prezent? – spytał niepewnie sięgając po swoją własność. Dziewczyna przytaknęła, więc Park podał jej książkę – Wesołych świąt – uśmiechnął się do niej lekko.
—Co? Nie... Nie mogę – powiedziała chcąc mu ją oddać.
—Zatrzymaj ją i podaruj temu komuś. A tą drugą widziałem w księgarni przecznicę dalej – powiedział ze spokojem, a oczy nieznajomej zabłyszczały od łez.
—Odwdzięczę się panu, obiecuję –wyjęła z torebki banknot i niewielkim nominale i położyła go na biurku, zaraz biegiem ruszając do wyjścia z biblioteki.
Nominał ni jak się miał do tego ile Jimin zapłacił za książkę, ale nie przeszkadzało mu to. Uwielbiał pomagać... Może Pan mu się za to kiedyś odwdzięczy otwartą bramą Nieba?
Chłopak wrócił do czytania swojej lektury, popijając ją spokojnie swoją herbatą owocową. Mimo wielu dobrych uczynków jakie zrobił w przeciągu tych szesnastu dni, czuł się okropnie. Brakowało mu Jungkooka.
Masz nauczkę, Park. Trzeba było go nigdy nie zostawiać. Jak mogłeś mu to zrobić? On cię potrzebował, zbeształ się w myślach i westchnął cicho, odkładając książkę.
Nawet nie zauważył kiedy po jego policzkach pociekły łzy.
Nagle usłyszał głośny trzask spomiędzy regałów. Zmarszczył brwi i podniósł się zza biurka. Nikt przecież nie wchodził...
—No nie –jęknął widząc, że na podłogę spadło kilka książek z najwyższych półek. Podniósł je i niepewnie zaczął wchodzić na mało stabilną drabinę, by odłożyć je na ich miejsce.
—Jimin hyung? –po bibliotece rozniósł się doskonale znany chłopakowi głos.
Blondyn zamarł przytulony do drabiny i spojrzał w dół, powtarzając w kółko pod nosem tylko "oh nie". Dopiero teraz przypomniał sobie o swoim lęku wysokości...
—Jimin... Ja.. Przepraszam... Wiem, że tu jesteś, nie chowaj się przede mną –brunet jęknął cicho i zaczął rozglądać się za swoim hyungiem.
No i w końcu go znalazł.
Jego nogi drżały, a on niepewnie usiłował zejść z drabiny. Całkiem nieźle mu szło, ale jakieś dziesięć stopni nad ziemią, noga mu się osunęła, a on bezwiednie poleciał w dół, piszcząc niczym mała dziewczynka.
Jednak twardy grunt go nie spotkał.
Nie było bólu, ani żadnej ciemności.
Były tylko silne ramiona Jungkooka i ich twarze, które dzieliły milimetry.
Ich serca zabiły nagle szybciej.
W jednym, wspólnym rytmie.
Jakby chciały zagrać tą samą piosenkę.*~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Miłego dnia/wieczora lub dobrej nocy.~~Kisses
CZYTASZ
✓Can we just talk for a while? ||p.jm x j.jk||
Fanfic"Nie musisz wiedzieć... Nie chcę, żebyś wiedział. Nie możemy po prostu przez chwilę porozmawiać?" odpowiedział mu załamujący się i słaby głos, którego Jimin nie był w stanie rozpoznać. Spomiędzy jego warg uleciało ciche westchnienie "Oczywiście, że...