Conqueror

11 1 0
                                    

Błąkałem się po mieście próbując opanować swój umysł, starając się nie być zagarniętym przez tę destrukcyjną moc . Musiałem się powstrzymać,  musiałem wygrać... Miałem zasiąść na tronie, jako Samuel.  Miałem władać piekłem, ale... Po co ? Nie mogłem sobie przypomnieć, mój główny cel, znowu był za mgłą. Na samą myśl o kształcie celu, ma głowa wyrzucała to do śmieci, wyrzucała to do życia tych innych bezsensownych ludzi. W porównaniu do mnie, byli śmieciami. Ja, narodziłem się jako wyższy byt, jako byt, pod którego podlega cała ludzkość.  Ja, Ulvar! Nie mogłem tolerować ich istnienia ! Powinni wszyscy zasiąść w czeluściach paląc się i roztapiając przy mym blasku. Przy mej chwale. 
Ale zaraz.... Ja nie jestem.... Ja jestem...
-ZNIKAJ!!!! -Upadłem czując tym samym niemiłosierny ból.  Moje piękne krucze skrzydła, zrzucały swe pióra, mój brzuch, wcześniej obtoczony czerwoną aurą wracał do normalnej postaci. Tak mi się tylko wydawało.  Gdy skóra obtoczyła me ciało, stało się to ponownie. Ponownie została zdarta z mego ciała przemieniając się w smolistą aurę.  Aurę o kolorze moich piór.  Teraz pamiętałem... Jeon już mógłby być żywy, gdyby nie.... Moja żądza. 
-Te piękne malinowe usta. Ten piękny uśmiech.  Ta delikatna cera, której odcień być całkowitym kontrastem mojego. - piękne dotąd skrzydła zamieniły się w zbiór kości, które przbijały się dotykając z osobna każdego mięśnia.  Nie rób mi tego,  Ulvar... Stań się ze mną jednym. Nie popełniaj tego samego błędu.  Razem, zawitajmy u bram piekielnych.
Krzyknąłem z boku dotykając dziwnej mazi,  która obtoczyła moją twarz. Czy to mój koniec ?

______________________________________________________________________________

Wielka armia zmierzała w kierunku Seoul'u, pozostawiając za sobą tylko śmierć. Jeźdźcy apokalipsy, przeczesywali każdy dom, każde miasto, każdą wieś.  Szatan czuł tę wielką moc, która z sekundy na sekundę diametralnie rosła. Dopiero teraz zrozumiał, że może wszystko stracić. Dopiero teraz zrozumiał, że dzielenie się swoją boskością z ludzkością sprowadziła na niego zgubę. W odwecie, on robił to samo. Nie mógł sobie pozwolić na osąd samozwańca -Ulvar'a. Mimo wszystko, gdy Ulvar zasiądzie na tronie, Świat spowije prawdziwa ciemność. Ciemność, która nie dorównuje piekłom.
-Lilith, matko demonów... Leć po tego bękarta. - rozkazał rozpływając się w oparach mgły pozostawiając tylko w pięknym Shanghai'u swe piekielne płomienie.
Demony szalały, wyły, bojowały. Po raz pierwszy w historii tego świata mogły w takiej ilości niszczyć świat, do którego ich wstęp był równoznaczny starciu z samym Bogiem.
Asmodeusz, choć zawsze przyjazny dla ludzi, teraz nimi gardził. Obdarzył ich mocą nieśmiertelną, obdarzył ich częścią swych mocy, a oni tak mu się odwdzięczają. Próbują zmienić hierarchię. Próbują zbić z tronu jego mistrza, mistrza który uczynił go księciem Piekieł.

                                                                                                                                                                                                 ________________________________________________________________________________

Wzniósł się w powietrze, nasłuchując wiatru, wiatru, który grał ostateczną melodię tego Świata. Była ona niezrozumiała... Nie był w stanie odczytać zakończenia tej okrutnej książki.
-Me wybranki, moi wybrankowie. Moi podwładni, moi przyjaciele. Przybądźcie, walczcie u mego boku, a Piekło wam to wynagrodzi. Uzyskacie Korony, uzyskacie tytuły. Wasze miejsce jest u mego boku! A teraz, ZWYCIĘŻMY!!!! - wszyscy zaczęli wykrzykiwać jego imię, tworząc przy tym piękną błękitną kulę. Nastała rewolucja.

Leżałem głową wtulony w piękną, dojrzewającą trawę. Nigdy wcześniej nie pachniała ona tak pięknie. Będę za tym tęsknił... Będę za wami tęsknił, za wszystkimi, którzy stanęli w mej obronie. Za wszystkim, którzy poświęcili część siebie, by mnie uratować.
-Dziękuję.... - wyszeptałem zanurzając swą twarz po raz kolejny w piękno natury.  jednak tym razem poczułem zupełnie inny, cieplejszy zapach... Zapach, który potrafiłem wyczuć z kilometrów.   Zapach, który prowadził mym ciałem przez ostatnie czasy.
-Wyglądasz tak żałośnie, całując ziemię! I to ma być ULVAR? Wyglądasz jak zwykle dziecinnie, Tae - prychnął starszy, momentalnie mnie obejmując. - Tęskniłem TaeTae... -wyszeptał, dotykając delikatnie mego ucha. Boże, minęło tyle czasu, a dalej pamiętam to uczucie doskonale. Przyspieszone bicie naszych serc, rumieniec na twarzy, który gościł u mnie przy każdej rozmowie... I te słodkie, malinowe usta, których smak był tak nieskazitelny.
-KOOKIE!!!! -rzuciłem się na niego, okładając jego brzuch, powiedziałbym że nawet dużą, liczbą ciosów, choć były one całkowicie pozbawione siły. -Nie zostawiaj mnie tak nigdy więcej... Nie wiesz przez co przeszedłem, nie wiesz.... - pojedyncza łza, ostatnia łza, którą mogłem wykrztusić z  swego ciała. Łza dla mojego skarba.
-WIem Tae... Wszyscy patrzyliśmy, i wszyscy jesteśmy tu dla Ciebie! Wampiry, czarownice, a nawet wilkołaki! Wszyscy chcemy zobaczyć cudownego Samu.... - nagle ciało Jeon'a przeszyło jakieś dziwne odnóże. Całe pokryte smołą, jak me ciało, całe splamione krwią, jak me emocje.
-Oh, biedny Samuel stracił swego kochasia? -uniosła się w górę wraz z Jeong Guk'iem nabitym na jej jedno z "nóg". Czuła wygraną, czuła, jak przez me ciało przepływa złość. Czuła, jak moje serce pęka.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 02, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Endless Christmas ~VKook/TaegiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz