Rozdział 17

554 9 2
                                    

~Violetta

Właśnie idę do szpitala, pierwszy raz nie z powodu Oliw...Idąc korytarzem  zapatrzyłam się w białą podłogę tym samym wpadając na kogoś...

-Violetta..?-pyta, a ja nie wytrzymałam przytuliłam się do niego. Dlaczego moje życie musi być takie trudne. Nie dość, że muszę pracować, sprzątać to jeszcze odwiedzać mojego ojca w szpitalu. Nawet nie chciał na mnie spojrzeć kiedy weszłam. Rozumiem , że mój widok nadal go boli, ale przecież uratowałam mu życie. Reanimowałam go dopóki nie przyjechała pomoc. Nagle zrobiło mi się słabo...-Violu..!!Co się dzieję...?Twoje czoło jest strasznie gorące...-to były ostatnie słowa, które usłyszałam przed zamknięciem oczu.

~Leon

Nagle zobaczyłem luźno opadającą rękę szatynki. Szybko zawołałem pomoc.

*30 minut później

-Czyli będzie tu trochę dłużej...?-pytam lekarza zmartwiony.

-Niestety...jest mocno osłabiona,  trzeba jak najszybciej zacząć leczenie...

-Można do niej wejść..?-pytam

-Jasne...ale nie na długo.-mówi, a ja idę do sali.Podchodzę po cichu i dotykam jej ręki

- Nawet nie wiesz jak ja cię kocham...-pomimo choroby wyglądała uroczo...te czerwone policzki dodawały jej uroku...

-Oliwia....-nagle budzi się...

-Nie bój się pojadę po nią i zaopiekuję-dotykam jej ręki, a ta szybko ją odsuwa

-Leon i tak dużo dla nas zrobiłeś...-po chwili słychać było telefon szatynki, odbiera go, a ja słyszę głos mojego ojca. Zaczął się na nią wydzierać

-Postaram się...-odkłada go na bok

-Nie wrócisz już do tego domu...nigdy więcej...

-Leon co ty mówisz...?-pyta cała w łzach.- Co ja teraz zrobię...?! Ojciec w szpitalu, matka nie daje rady i Oliwia....która nic nie wie. Muszę pracować

-Przetrwamy wszystko .Mamy siebie...i dlatego  już nigdy nie dam ci się tak męczyć i chorować

-Co ty gadasz...? Ty masz dziewczynę...-kręcę głową uśmiechając się

-Tak się składa, że nie...ale  chciałbym...-dotykam jej policzka...-Kocham cię Violetta...

-Leon...daj spokój, jestem nikim...

-Jesteś wspaniała, twoje oczy są prześliczne, twój lekko zadarty nosek...nawet swoim głosem czynisz cuda. Jest prześliczny.-podnoszę jej podbródek i zbliżam jej usta do moich...-ale ona w pewnym momencie się odsuwa...

-Leon...nie chcę znów cierpieć....

-Nie będziesz obiecuję. Ja tym zachowaniem chciałem cię chronić. Mój ojciec mnie szantażował...musiałem się obronić przed nim, ale miarka się przebrała. Violetto kocham cię jak jeszcze nikogo...

-Ja ciebie też-przytula mnie

-Muszę lecieć...odbiorę Oliwię i nie bój się będzie bezpieczna...

-Dziękuję...-wychodzę uśmiechając się...

~Violetta

Muszę zadzwonić do Fran, poprosić ją by zerknęła do mojej matki. Kiedy się dowiedziała co jest ze mną,była strasznie przerażona, ale obiecała, że po pracy zajrzy. A jednak Leon mnie kocha... Nie mogę w to trochę uwierzyć, on syn znanego właściciela firmy, którą zna większość kraju, brat super projektantki i modelki... i kocha takie coś..?Nagle ktoś puka do drzwi i wchodzi, nie mam ochoty nawet z nim rozmawiać, a co dopiero patrzeć na niego...

------------------------------------------------------------------------

Hello tu znów ja <3 Jak myślicie kto to..? Bardzo was przepraszam za ten okropny rozdział, po prostu wena mi jakoś uciekła.Komentujcie, głosujcie <3 Bajo do następnego


Leonetta - Ty jesteś moim ryzykiem...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz