that one girl

24 3 0
                                    

Zawsze wybierała najpiękniejsze słowa do opisania naszej ponurej rzeczywistości. Szarość świata przybierała dzięki niej kolory, z których istnienia nie zdawałem sobie wcześniej sprawy. Wyrafinowane słowa otulały jej szyję, zupełnie jak naszyjnik z pereł, nie pozwalając, żeby cokolwiek, co nie było nieskończone, opuściło jej usta.
Czułem się jakby wiecznie recytowała przy mnie poezję, nawet mówiąc o błahostkach.
A czasami... czasami zawieszała spojrzenie swoich pięknych, czarnych oczu na czymś, co sama uznawała za sztukę. Czy to były kwiaty, zachód słońca, czy gwieździste niebo, to nie miało znaczenia, bo tak naprawdę patrzyła na coś, co było głębiej. Na kogoś, kto nigdy nie opuszczał wnętrza jej, tak skomplikowanego, ale i pięknego, umysłu.
W takich momentach mówiła najpiękniej. Najkwieciściej, najbarwniej, najjaśniej. Jej policzki różowiały, serce zaczynało drżeć, a oczy nie mogły przestać lśnić. Zazwyczaj tak ważone z elegancją słowa, jakby wypływały z niej bez kontroli.
Myślę, że w tych krótkich momentach, naprawdę szczerze się w niej zakochiwałem.
W tych chwilach, kiedy mówiła o swojej niebieskookiej, smukłej kochance, pachnącej domem. W tych chwilach, kiedy wszystkie cuda naszego wszechświata, były tylko tłem dla tej kobiety, której nigdy nie dane mi było zobaczyć, ale której obraz, z usłyszanych słów, wyłaniał się niczym bogini.
Piękna, nieskalana, ale tak boleśnie odległa i okrutna, że skazała ją na wieczność wśród śmiertelników, samemu znikając za nieboskłonem.

writing to say somethingWhere stories live. Discover now