- Wszystko w porządku?- Mhm. – kiwam głową, trochę zbyt energicznie, ale to zbyt drobny szczegół, żeby zwróciła na to uwagę.
- Okej. Jakby coś, to pamiętaj, że możesz do mnie dzwonić i pisać, kiedy tylko chcesz. – mówi, zarzucając małą, granatową torebkę na ramię i biorąc płaszcz do ręki. Nigdy nie zakłada go, będąc jeszcze w pomieszczeniu, nawet zimą.
- Jasne. Dziękuję. – uśmiecham się, odprowadzając ją do drzwi. Zatrzymuje się jeszcze na chwilę w progu, żeby odwrócić się do mnie i delikatnie pocałować mnie w polik, w geście pożegnania.
- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. – odpowiadam, ignorując naiwność, jaka kryje się za tymi słowami. Jakbyśmy miały się jeszcze zobaczyć. Dopiero echo, niosące po klatce dźwięk, towarzyszący spotkaniu obcasów jej butów ze schodami wyrywa mnie z zamyślenia. Szybko zamykam drzwi i dwa razy obracam klucz w zamku, żeby na pewno nie wybiec za nią. Nie ufam swojemu ciału na tyle, a powiedziałam przecież, że wszystko w porządku. Nie mogę tak zmieniać czyichś planów, przez swoje chwilowe zachcianki. Zwłaszcza jak to, tak bardzo zajęci ludzie jak ona.
Idę do kuchni i sięgam po kubek, w którym wciąż jeszcze jest połowa, zimnej już, herbaty. Na szkle, z jednej strony, widnieje ślad po szmince, w dobrze mi znanym kolorze. Lekko przesuwam po nim palcem, ale dobrze wiem, że tak łatwo nie zniknie. Przykładam kubek do ust, czując mrowienie w miejscu, w którym moje wargi zetknęły się z konturem jej. Wiem, że to tylko moja wyobraźnia, ale nie przeszkadza mi to w cieszeniu się zimną herbatą, o smaku róży, której nie cierpię. Idę z kubkiem do pokoju i siadam w miejscu, które jeszcze przed kilkoma minutami zajmowała. Zabawne, że wszystko co po sobie zostawiła, zdążyło już ostygnąć, z wyjątkiem uczuć, wciąż męczących moje serce. Mimo to, wcale nie jest mi do śmiechu. Mój wzrok zatrzymuje się na stoliku, na którym zostały jej papierosy. Po chwili wahania, wyciągam rękę w ich stronę i wyjmuję z paczki jednego, razem z zapalniczką, którą chowała tam, od kiedy pamiętam. Odpalam go, ignorując to, że jestem w mieszkaniu, a wszystkie okna są pozamykane, więc pewnie nie powinnam tego robić. Zaciągam się i powoli wypuszczam dym, opierając się przy tym o poduszki, poukładane przez nią na kanapie. Staram się myśleć o wszystkim, byle tylko nie przyznać się przed samą sobą, że rzeczywiście jest mi trochę smutno, że czuję się trochę samotnie i, że moje wiecznie zimne dłonie, mogłyby być z łatwością ogrzane, przez uścisk czyichś cieplejszych. Nie wiem ile czasu mija, ale nie dużo, bo dopiero kończę pierwszego papierosa, kiedy ciche miauknięcie dobiega mnie od strony balkonu, informując o tym, że mój kot, w końcu postanowił wrócić. Kąciki moich ust wędrują ku górze, układając moje wargi w coś na kształt gorzkiego uśmiechu. To zwierzę, w przeciwieństwie do mnie, nigdy jej nie lubiło. Zawsze jak tylko pojawiała się u moich drzwi, on znajdywał jakieś okno, uchylone na tyle, żeby pozwolić mu się wymknąć. Ostatecznie okazał się być mądrzejszy ode mnie, nie? W końcu to ja jestem teraz frajerem, ze złamanym sercem, chociaż sama uparcie temu zaprzeczam. Przecież ktoś, kto nigdy nie był Twój, nie może złamać Ci serca, prawda?
Kolejne miauknięcie przypomina mi, że muszę w końcu się podnieść.
Wzdycham, ostatni raz się zaciągając i gasząc papierosa na biało – brzoskwiniowej kartce, złożonej na pół, z wygrawerowanym na złoto napisem, który wyżarł się w mojej głowie, już po pierwszym przeczytaniu, więc równie dobrze mogę przytoczyć go z pamięci: 'Serdecznie zapraszamy na nasz ślub, który odbędzie się...' Reszta nie ma zbyt wielkiego znaczenia skoro nie zamierzam tam być. Jak w transie otwieram drzwi balkonowe i wychodzę na zewnątrz, nawet się nie wzdrygając kiedy moje nagie stopy dotykają zimnych kafelek. Podchodzę do barierki i wychylam się lekko, intensywnie wpatrując się w dół, jakby szukając tam odpowiedzi na wszystkie pytania i wątpliwości, kłębiące się w mojej głowie. Kot ociera się o moje nogi, po raz kolejny wyrywając mnie z zamyślenia. Kucam obok niego i przesuwam dłonią wzdłuż jego grzbietu, kończąc dopiero na ogonie.- Ty byś za mną tęsknił, nie? – pytam cicho, zaprzeczając temu, że drżenie mojego głosu i nagłe problemy z widzeniem w pełnej ostrości mają jakikolwiek związek ze sobą, albo moim nastrojem. Przecież wszystko było w porządku.
YOU ARE READING
writing to say something
Poetry《I've been traveling in the desert of my mind and I haven't found a drop of life I haven't found a drop of you》 bo czasem wykrzykuję słowa bez sensu w puste korytarze z nadzieją, że echo ułoży je za mnie, bo czasem udaję, że mam do powiedzenia więce...