Prolog I

47 6 0
                                    

25 września 1936

Średniego wzrostu dziewczynka o ciemnych włosach sięgających nieco za łopatki szła krok w krok obok postawnego mężczyzny w średnim wieku przemierzając ulicę czarodziejskiego Londynu.

Wokół było bardzo gwarno, ale nie było to nic nadzwyczajnego. Na Pokątnej po prostu tak już było.

- Tato, denerwowałeś się gdy jechałeś na swój pierwszy rok? No wiesz, do Hogwartu? - zapytała zwracając się do swojego towarzysza brunetka.

Popatrzył on na nią pobłażliwie.

- Oczywiście, że tak, kochanie. Będąc szczerym to nie znam osoby, która nie była tym poddenerwowana.

Dziewczynka skinęła głową przetwarzając jego słowa.

- Jak myślisz, do jakiego domu trafię?

- Ciężko mi stwierdzić. Sam byłem Krukonem, twoja mama była w Slytherinie.. Jesteś do niej bardzo podobna.. Dziadek był Puchonem, naprawdę trudno mi określić, ale wiedz, że to decyzja Tiary. Ona będzie wiedziała, gdzie będzie dla ciebie najlepiej. - zakończył, promiennie się do niej uśmiechając, co odwzajemniła.

Szli dalej prosto przed siebie. Prawdopodobnie kierowali się do banku, a później na zakupy, jak większość ludzi, którzy byli obecni na ulicy.

Pokątna, szczególnie krótko przed pierwszym września, była oblegana w szczególności przez młodych czarodziejów robiących zakupy potrzebne im w szkole magii.

Nikt nie traktował jej jak zwykłej szkoły.

Hogwart stawał się ich domem na siedem lat życia.

Nastoletnie miłości, zawarte nowe znajomości, zdobywanie wiedzy przez lata - to wszystko zaczynało się właśnie tam. Dla niektórych też tam kończyło.

Dziewczynka o ciemnych włosach miała właśnie zacząć swoją przygodę z tą szkołą w przyszłym miesiącu.

Czy się cieszyła? Tak.
Czy się bała? Tak.

Akurat ta szkoła była wyjątkowa. Rodzice opowiadali o niej swoim dzieciom, nawet gdy te jeszcze nie rozumiały o czym mówią dorośli.

Dziewczynka bardzo chciała w końcu doświadczyć tego, o czym tyle jej opowiadano na przestrzeni lat.

- Kogo ja widzę! - odezwał się mężczyzna, który był ojcem ciemnowłosej.

Ta podniosła głowę i zobaczyła dobrego przyjaciela jej taty, idącego w ich stronę z żoną i córką.

- Walter, było napisać, że wybieracie się dzisiaj po wyprawkę. Elizabeth i Charlotte byłoby dużo raźniej wspólnie.

Te dwie właśnie złapały się za obie ręce i szeptały podekscytowanym tonem.

- Jeszcze tydzień i będziemy w szkole! Nie mogę się doczekać! - wyszeptała do przyjaciółki nowoprzybyła.

- Tak jak ja. Musimy być w jednym domu. Napewno będziemy.

- Nie ma się o co martwić. Jesteśmy przecież takie same!

- Nawet nie wiem w jakim domu mogłabym być. Tylko Hufflepuff i Gryffindor odrzuciłam, bo nie jestem na tyle otwarta i odważna - boję się głupiego pająka na drugim końcu korytarza, Ellie!

- Ja sama nie wiem.. Najmniej mi chyba do Ravenclawu i Gryffindoru, bo mam ten sam problem co ty. Nie dokładajmy sobie stresu, Lottie. Wszystko się okaże za tydzień.

Uśmiechnęły się do siebie i zaśmiały.

- No Walter, tak jak mówiłem. - oboje mężczyzn się zaśmiało, a kobieta się uśmiechnęła.

- Dawno się nie widziałyście. Chyba, że o czymś nie wiem. - powiedziała kobieta zwracając się do męża z podejrzliwą miną, ale szybko wrócił jej uśmiech. - Może wezmę dziewczynki i spotkamy się wszyscy, jak skończymy zakupy?

- Tak, mamo!

- Co ty na to Charlotte?

- Jeżeli tata pozwoli...

Popatrzyła swoimi wielkimi oczami na ojca, który tylko się pobłażliwie uśmiechnął.

- W takim razie nie będę się wtrącał. Jesteś już duża, a nie idziesz sama. Cioteczka napewno się tobą odpowiednio zaopiekuje. Bardzo cię kocham, Charlie.

Po czym poszła na zakupy.

Po latach ta scena śniła jej się i dręczyła ją w każdym możliwym momencie. Gdyby nie była taka chętna, jej ojciec taki pewny, że to dobry pomysł, aby nie spędzać tego dnia z nią, a okoliczności inne to wszystko potoczyło by się inaczej. Gdyby nie poszli wtedy na zakupy, tylko na przykład następnego dnia. Może wszystko byłoby inne. Historia zakończyłaby się inaczej,
szczęśliwie.

Charlotte z kilkoma strugami potu na czole i pojedynczą łzą w kąciku oka siedziała na swoim łóżku. Codziennie przerabiała tą samą sytuację, cały czas żyła tym dniem, od którego minęło przeszło sześć lat.

Dniem śmierci jej ojca.

Wokół wspólnej osi | Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz