Przyszedł czas na ostatni mecz. Finał. Gryffoni przeciwko Ślizgonom. Walka o Puchar Domów. Nie był to spokojny mecz. Obie drużyny były zorganizowane, aby wygrać. Mecz od początku był nieczysty. Slytherin grał bardzo agresywnie. Nagle dwa tłuczki śmignęły tuż obok mojej głowy. Było to o tyle dziwne, że nawet nie miałam kafla. Odwróciłam się i zobaczyłam, że w moją stronę pędzi dwójka pałkarzy.
- An! - krzyknęłam do Angeliki, która miała kafla.
Ta natychmiast mi go podała. Złapałam go i ruszyłam w stronę bramki. Gdy byłam niedaleko zatrzymałam się gwałtownie. Puściłam się miotły i odwróciłam do góry nogami. Pałkarze praktycznie wpadli na obrońcę, a ja oddałam celny rzut.
- Tak! To właśnie była najlepsza zagrywka od czasu meczu z Puchonami! Meadowes jak zawsze jest w najwyższej formie! - krzyczał Lee.
Machnęłam w jego stronę, po czym wraz z dziewczynami ruszyłyśmy do obrony. Co do jednego chłopak miał racje. Ja zawsze byłam w świetnej formie. Nagle usłyszałam odgłos kończący mecz. Spojrzałam na Harry'ego i uśmiechnęłam się widząc jak trzyma w ręku znicz. Podleciałam w jego stronę i przytuliłam go mocno. Co wyszło niezgrabnie zważając na to, że byliśmy na miotłach. Już po chwili pojawił się Wood. Objął nas i zaczął płakać ze szczęścia. Bliźniacy też szybko dołączyli gratulując, a dziewczyny latały w kółko krzycząc
- Zdobyliśmy puchar! Zdobyliśmy puchar!
W końcu Wood odebrał go, po czym dał potrzymać przez jakiś czas Harry'emu. Ten uniósł go mocno do góry.
Euforia po zdobyciu Pucharu Quidditcha utrzymywała się bardzo długo. Zbliżał się czerwiec, a dni stawały się coraz cieplejsze. No i nadeszły również egzaminy. Wszystkie przeszły bardzo płynnie. Nie byłam może Hermioną, ale radziłam sobie bardzo dobrze. Wszystko zatrzymało się, gdy był czas na wróżbiarstwo. Harry był tuż przede mną. Wyszedł, a ja usłyszałam jak pani mnie woła.
- Powodzenia - usłyszałam głos Harry'ego.
Przytuliliśmy się jeszcze, gdy nagle pociemniało mi przed oczyma. Mój słuch i wzrok całkowicie się wyłączył. Nie mogłam ruszyć nawet palcem. Czułam, że trzymam Harry'ego zbyt mocno. Straciłam możliwość oddychania. Poruszałam ustami, więc chyba coś mówiłam. W końcu wszystko mnie opuściło, a ja padłam jak długa. Gdyby nie Harry pewnie przywaliłabym o ziemię. Brałam głębokie i płytkie oddechy, serce mi waliło, a w głowie mi się kręciło.
- Mel? Mel! - usłyszałam krzyk Harry'ego.
- Nic mi nie jest - zapewniłam podnosząc się - Stało się coś? - spytałam przyjaciela, gdy zorientowałam się, że gapi się na mnie jak muł w pomalowane wrota.
Gdy nie odpowiadał, więc pstryknęłam mu przed twarzą.
- Co się stało? - spytałam, gdy w końcu otrzeźwiał.
- Nie wiem. W pierwszej chwili myślałem, że dostałaś ataku, ale później odezwałaś się trzema głosami - odpowiedział.
- Co? Co takiego mówiłam?
- Nie pamiętasz? - spytał zaskoczony.
- Nawet nie wiedziałam, że coś mówiłam.
- Mówiłaś, że to dzisiaj, coś o ujawnieniu się zdrajcy, wyścigu ze śmiercią i... - zaciął się.
- I?
- Zjednoczonej rodzinie - skończył, a ja pokręciłam głową.
- Panno Meadowes! - usłyszałam krzyk z góry.
- Muszę iść na egzamin - zauważyłam i szybko weszłam do sali.
Na egzaminie nagadałam jakiś głupot, ale chyba panią to zadowalało. Wracałam właśnie do pokoju wspólnego, gdy nagle zobaczyłam profesora Lupina. Nie rozmawialiśmy zbytnio odkąd przyłapał mnie na korytarzu z mapą, a ja musiałam wyjaśnić parę spraw
- Profesorze! - zawołałam i podbiegłam do niego.
- Panna Meadowes, jak poszły egzaminy? - spytał, ale ja zmarszczyłam brwi - Stało się coś? - spytał widząc moją zdziwioną minę.
- Zwrócił się pan do mnie po nazwisku - zauważyłam.
- No tak - przytakną.
- Dlaczego? - spytałam.
- Nie rozumiem.
- Zawsze się pan do mnie zwracał po imieniu, a nawet zdrobnieniem... Dystansuje się pan - stwierdziłam.
- Czego potrzebujesz? - spytał zmieniając temat.
- Chciałabym porozmawiać o tym wieczorze, w którym przyłapał mnie pan z profesorem Snapem na korytarzu - wyjaśniłam, a ten westchnął.
Już miał coś powiedzieć, ale go uprzedziłam.
- Skąd pan wiedział, że to mapa? Znał pan jej twórców? - spytałam.
- Poznaliśmy się - stwierdził jedynie.
- Nie jest pan ciekawy dlaczego wyszłam? - spytałam nagle - Co mnie wybawiło?
Profesor spojrzał na mnie zaintrygowany.
- Skoro znał pan właścicieli, to wie pan czy na tej mapie zdarzały się błędy? - spytałam.
- Nie słyszałem o żadnym takim przypadku. Do czego zmierzasz?
- Pokazała ona kogoś, kto podobno od dawna nie żyje - odpowiedziałam
- Kogo?
- Petera Pettigrew - odpowiedziałam, a on wytrzeszczył na mnie oczy - Jego też pan znał, prawda? Podobno często łaził za Syriuszem Blackiem - zauważyłam - Chcę, żeby pan wiedział jedno. Ja dowiem się prawdy. Prędzej czy później. Będę węszyć, aż jej nie odkryję. I nie obchodzi mnie niebezpieczeństwo na jakie się narażę - stwierdziłam pewnie.
- A co z twoimi przyjaciółmi?
- Widzi ich tu pan? To moje śledztwo i sprawa osobista.
- Śledztwo w sprawie Blacka zostało zamknięte dawno temu.
- Może za wcześnie! - zauważyłam - Ma pan jeszcze tą mapę? Może skoro raz się pojawił to ponownie na niej jest - spojrzałam na niego wielkimi oczami.
- Chodź - westchnął jedynie.
CZYTASZ
Melody i Więzień Azkabanu
FanfictionOpowiadanie na podstawie trzeciej części serii książek "Harry Potter". Opowiadanie jest pisane z perspektywy dodanej przeze mnie postaci.