❄ 4 ❄

806 113 14
                                    

Słów: 2123

❄❄❄

Louis nie przyszedł do Harry'ego następnego dnia. Nie zrobił tego też kolejnego dnia. Pogrążał się w melancholii, a na klientów kwiaciarni warczał bardziej niż pomagał. I tak było przez dwa tygodnie. Czternaście dni przyjaciele się z nim użerali, gdy ten nie chciał nic powiedzieć. Zbywał ich wszystkich mówiąc, że temat Harry'ego jest skończony. Dopiero po dwóch tygodniach Niallowi udało się wyciągnąć więcej informacji. Był w szoku, że Louis się zrobił mu krzywdy, bo od ostatniego spotkania z Harrym jego wilk szalał i szatyn ledwo go kontrolował. To dlatego reszta trzymała się na uboczu. Chciała dać mu czas, by ten wszystko sobie poukładał, a tak naprawdę było coraz gorzej, bo nie miał przy sobie Harry'ego.

Niall jednak, gdy o wszystkim usłyszał, wściekł się tak, że Louis dostał od niego po twarzy.

  - Jak na alfę z tak wielkim ego, jesteś również okropnym tchórzem. - Powiedział wtedy, a Louisowi oczy zaszły lekko czerwienią. Opanował to jednak szybko, bo wiedział jaki był Niall, który był przede wszystkim jego przyjacielem. A także człowiekiem, o czym czasami udawało mu się zapomnieć.

Przez ponad godzinę Irlandczyk tłumaczył mu, dlaczego źle postąpił. Louis słuchał wszystkiego w ciszy, ani razu się nawet nie odzywając. Nie do końca się z tym zgadzał, ale liczył, że Niall wyjdzie po tym kazaniu i nie wróci.

Tak jednak nie było. Blondyn uprzedził go, że jutro Harry ma pierwszą zmianę, więc Louis pójdzie do niego zaraz po pracy. Dowiedział się tego od Zayna, który nawet w wiadomościach nie był zbyt skory do rozmowy i udzielania informacji.

Teraz jednak był czwarty grudnia, a Louisa od rana zżerał stres. W pracy siedział jak na szpilkach i na niczym nie mógł się skoncentrować. Wykonywał życzenia klientów niczym robot, by po chwili zawiesić się, patrząc na spadający za oknem śnieg. Myślał wtedy jak bardzo przez te dni spieprzył swoją szansę.

Dochodziła czternasta, a po Niallu nie było śladu. Za to do kawiarni wszedł kolejny klient. Louis przeklął pod nosem, bo miał już dość tego dnia i użerania się z ludźmi. Od zawsze kochał tą pracę, jednak nie dzisiaj. Zaczęło go to męczyć.

  - Dzień dobry. Poproszę najpiękniejszy bukiet lilii, jaki tylko pan ma. - Mężczyzna uśmiechał się szeroko i z zaciekawieniem przyglądał kwiatom.

Louis kiwnął głową i poszedł na zaplecze. Nie minęło nawet kilka minut, a bukiet był gotowy. Na szczęście wciąż miał wprawę. Klient wyglądał na zadowolonego, więc Louis mimowolnie się uśmiechnął. Kiedy mężczyzna wyszedł, w kwiaciarni pojawił się Niall.

  - Przepraszam Louis, utknąłem w korku. Zdążysz jeszcze, prawda?

  - Raczej nie. Dlatego pójdę do domu i obejrzę jakiś film. - I szatyn faktycznie był już w trakcie zakładania kurtki i wychodzenia na zewnątrz.

  - Och na litość boską. Pakuj ten swój tłusty tyłek w samochód i do niego jedź. A jak się dowiem, że się wycofałeś, to ci przyłoże. - Louis uniósł obie brwi na słowa przyjaciela, ale pozostawił to bez komentarza. Spojrzał na zegarek i cóż, miał jeszcze koło dwudziestu minut, więc teoretycznie powinien zdążyć. Był jednak tchórzem.

  - A jeśli nie zdążę?

  - To pojedziesz do niego do domu. No już! Ruszaj się!

I tak właśnie Louis został siłą wepchnięty do samochodu. Ręce mu się pociły, a w głowie pojawiały się różne wizje. Co jeśli nie będzie chciał z nim rozmawiać? Szatyn i tak już mocno cierpiał z powodu jego amnezji. Nie mógł pojąć, dlaczego świat jest tak cholernie nie sprawiedliwy.

Magical Christmas Time / L.S ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz