Obudził mnie dźwięk łamanej gałęzi. Natychmiast wstałam. Książka spadła z moich kolan. Rozejrzałam się, w pobliżu nikogo nie było. Musiałam się przesłyszeć. Wzruszyłam ramionami i usiadłam pod drzewem, wracając do czytania książki. Sprawdziłam godzinę, 18. Postanowiłam wrócić do domu. Weszłam między drzewa. Poczułam mocne uderzenie z tyłu głowy. Książka wypadła mi z ręki, a ja osunęłam się w ciemność.
***
Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w dużym, słabo oświetlonym pomieszczeniu bez okien. Na jednej ścianie były wielkie drzwi. Stali przy nich strażnicy. Próbowałam się ruszyć, ale byłam przywiązana do krzesła. Drzwi się otworzyły. Do środka wszedł mężczyzna z dwoma ochroniarzami po bokach.
- Widzę, że śpiąca królewna wreszcie się obudziła. - Uśmiechnął się lodowato.
Szkoda, że nie mogę zabijać wzrokiem.
- Jestem szczęśliwy, że mogę cię poznać - kontynuował. - Czy zdradzisz mi swoje imię?
Z jego wyrazu twarzy wywnioskowałam, że mnie nienawidzi.
- To zależy.
- Od czego?
- Powiesz mi gdzie jestem?
- Nie lubię, kiedy ktoś odpowiada pytaniem na pytanie - zmarszczył czoło. - Jesteś w siedzibie głównej ZKDM.
- Czego?
- Zakładu Karnego Dla Morderców.
- Morderców? Więc dlaczego tu jestem? - Może się nie skapnie.
- Och, nie udawaj. Nikt normalny nie chodzi z nożem w kieszeni.
Ech, skapnął się.
- Czego chcesz? - powiedziałam zrezygnowana.
- Chcę znać twoje imię.
- Nie powiem.
- Zobaczymy, zabrać ją.
Podeszli do mnie dwaj strażnicy. Skąd oni się wzięli? Pewnie stali za mną. Odwiązali mnie od krzesła. Nareszcie! Ale zaraz potem założyli mi kajdany. Ech. Poprowadzili mnie schodami w dół, potem w lewo, prawo, znowu w prawo, lewo, schodami do góry, lewo, prawo...
***
W końcu dotarliśmy do lochów. Cel było całe mnóstwo. Wepchnęli mnie do jednej z nich tak szybko, że nie zdążyłam zerknąć na inne. Zdjęli mi kajdany a na ich miejsce założyli inne, przyczepione do ściany grubymi łańcuchami. Potem wyszli bez słowa. Próbowałam uwolnić ręce.
- To nic ci nie da - rozległ się czyjś głos.
Spojrzałam w stronę, z której dochodził. Zobaczyłam człowieka... nie... raczej elfa w zielonym ubraniu z blond włosami.
- Ben Drowned - powiedziałam.
Uśmiechnął się
- A ty to kto?
- I tak mnie nie znasz.
- A założymy się? - Jego czerwone oczy mieniły się w słabym świetle.
- Dziennikarze nazywają mnie Sorry.
- Czytałem o tobie w gazecie.
- Naprawdę?
- Mhm.
- Od kiedy tu siedzisz?
- Chyba od wczoraj.
Wyglądał na milszego od Jeffa. To pewnie kwestia uśmiechu.
Oczami Jane
Rano poczułam się lepiej. Gorączka minęła. Postanowiłam zadzwonić do Amy. Nie odbierała. Poszłam do jej domu. Nikogo nie było. Zaczęłam się martwić. Zastanawiałam się, gdzie ona może być... Już wiem! Pobiegłam do lasu. Już prawie byłam na miejscu, gdy potknęłam się i przewróciłam. Jak zobaczyłam o co, to serce mi stanęło. To była ulubiona książka Amy. Nigdy, by jej nie zostawiła byle gdzie.
[myślałam, że to romans. serio. a tu jest jakaś większa fabuła, lol]
CZYTASZ
❝i'm sorry❞ jeff the killer fanfiction (re-upload)
FanfictionZanim zaczniesz czytać musisz się przygotować na dziwne rzeczy takie jak: miłość do gofrów, pijanego Jeffa, Amy gapiącą się w sufit i wiele więcej :D ❗❗fanfik pisany przez czternastoletnią mnie w 2016 lub 2017 roku, brakuje kilku ostatnich rozdziałó...