21. Nie bierz nic od obcych.

140 7 1
                                    

Mam nadzieję, że już nigdy nie dostanę metalową rurą w głowę, to naprawdę boli. Rozejrzałam się po pokoju w którym aktualnie się znajdowałam. Nic ciekawego, białe ściany, krzesła pod ścianą, obskrobane drzwi oraz okno bez klamki. Mnie przywiązali do krzesła. Wykręciłam głowę aby wyjrzeć przez okno. Drzewa, drzewa i... więcej drzew. Zastanowiłam się nad tym jak się tu znalazłam. Ten chłopak... to nie mógł być on. Ale wyglądał jak on. Moje rozmyślania przerwał odgłos otwieranych drzwi.

- Nasza śpiąca królewna się obudziła. - W drzwiach stanęła rudowłosa dziewczyna.

Popatrzyłam na nią wrogo.

- Nie patrz tak na mnie, jak dla mnie mogło by cię w ogóle tu nie być. - Uśmiechnęła się wrednie. - Ale muszę spełniać rozkazy szefa...

- Roksana. - to był jego głos. - Nie wdawaj się w pogawędki z więźniami.

Do pokoju wszedł... Maks.

Max z prawdziwego zdarzenia. Nie jakiś zombie, tylko prawdziwy, żywy Max. Nie patrzył na mnie.

- Okej. - Niejaka Roksana westchnęła. - Już nie gadam.

Rozcięła kilka sznurów i wyprowadziła mnie z pokoju. Poszłyśmy długim korytarzem, Max szedł przede mną. Zastanawiałam się, czy mnie pamięta. Musi pamiętać.

Max prowadził nas plątaniną korytarzy. To musi być bardzo duży dom. A ja przez całą drogę myślałam o Jeffie i o Maksie. I nadal nie mogę uwierzyć w to, że on żyje. Widziałam jego śmierć. Ale idzie tu, przede mną. Czy ten świat musi być taki pokręcony??? Nim się obejrzałam znaleźliśmy się w dużym pokoju. Był urządzony, jak zwykły salon w każdym zwykłym domu; kanapa, dwa fotele, telewizor... i tak dalej. Bardziej zainteresowała mnie postać siedząca do mnie tyłem na kanapie. Był to chłopak średniego wzrostu z czarną czupryną, trochę umięśniony. Mógł mieć 18 lat.

- Przyprowadziliśmy ją - oznajmił Max.

Chłopak Wstał z kanapy i odwrócił się do nas przodem. Pierwsze co zobaczyłam to uderzające podobieństwo między nami. Wyglądałabym tak, gdybym była chłopakiem.

- Świetnie. - uśmiechną się do mnie. - Rozwiążcie ją i zostawcie nas samych.

- Ale... - zaczęła Roksana.

- Poradzę sobie.

Roksana rozcięła sznury i z Maksem wyszli z pokoju. Zostawiając mnie z moim czarnowłosym bliźniakiem.


Oczami Maksa

Ja ją skądś znałem. Ale nie mogłem sobie przypomnieć skąd. To tak jakby brakowało mi kilku wspomnień. Nie podobało mi się to uczucie. Obserwowałem ją przez kilka dni i nie dowiedziałem się czegoś pożytecznego. Wiedziałem tylko tyle, że ona mnie rozpoznała. Może uda mi się z nią porozmawiać.

- Maks? - Z rozmyślań wyciągnął mnie głos Roksany.

-Hm?

- Może moglibyśmy gdzieś pójść dziś wieczorem?

A ona tylko o jednym, próbuje mnie poderwać od roku. A ja za każdym razem odmawiam.

- Nie mogę dzisiaj, będę trenować.

Błagam idź sobie.

- Oh, to może jutro?

- Jutro też trenuję.

Powiedziałem to szybko i odszedłem.

- Oh, Maks. Nie umiesz radzić sobie z dziewczynami.

❝i'm sorry❞ jeff the killer fanfiction (re-upload) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz