Gapiłam się w osłupieniu na moje odbicie w lustrze. JAK??? Pytam się: jak on to zrobił? Ze stanu osłupienia wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi.
- Och... Już nie śpisz - powiedział Max.
Odwróciłam się do niego.
- Trudno to nazwać spaniem.
Mam prawo być wredna, nie dawał znaku życia przez DWA LATA.
- No Tak. - Wyglądał tak jakby usiłował sobie przypomnieć coś ważnego. - Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz...
Oczami Maksa
Czuję się tak jakby brakowało mi ostatniego kawałka układanki. Do tego ta dziewczyna przeszywa mnie wzrokiem jakby chciała mnie zabić, ale to chyba normalne... u mordercy.
- Czy ty mnie pamiętasz? - zapytała.
- A powinienem?
Szczerz mówiąc nie pamiętam prawie nic. Nie pamiętam nie przed poznaniem Jasona. Nawet tego spotkania dobrze nie pamiętam bo byłem prawie nieprzytomny. Jason znalazł mnie W lesie, z tego co mi później opowiadał wynika, że spacerowałem przez las 1 napadły mnie Wilki. A potem ciągnęły mnie przez pół lasu i w którymś momencie walnąłem głową w kamień, to spowodowało zanik wspomnień.
- Powinieneś. - Spojrzała na mnie tymi pięknymi czarnymi oczami, były podobne do oczu Jasona, ale inne.
Oczami Jane
Przeszukaliśmy cały las, nigdzie jej nie ma. Jeff wariuje całymi dniami i nie daje nam spokoju.
- Może pójdziemy do jej domu? Może przeszukamy las? Może ją złapali? - Tak jest przez cały czas.
- Jeff, weź kilka głębokich wdechów i się uspokój - powiedziałam.
Zrobił jak powiedziałam.
- Ale gdzie ona może być? - zapytała Karoline.
- Nie wiem, na razie musimy uzbroić się w cierpliwość i czekać.
- Łatwo ci mówić - burknął Jeff.
Oczami Sileny
Nareszcie! Mogę pójść gdzie chcę, mogę robić co chcę i nie muszę nikogo słuchać! A teraz chcę uciec jak najdalej od Jasona... Może najpierw opuszczę wirtualny świat? Tak, to dobry pomysł.
Wyskoczyłam z laptopa jakiegoś dzieciaka, który na mój widok o mało zawału nie dostał.
- Nic nie widziałeś, nie było mnie tu. powiedziałam i wyskoczyłam przez okno, na szczęście mieszkał na parterze.
Rozejrzałam się dookoła. No to już jest szczyt wszystkiego! Mogło mnie teleportować gdziekolwiek, ale nie, musiałam znaleźć się w tym głupim, pełnym morderców mieście! Czyli zmiana planów, wracamy do Internetu! Jej, co za radość.
Przeszłam się ulicami miasta poszukując jakiegoś urządzenia z dostępem do Internetu. Oczywiście ludzie się na mnie dziwnie patrzyli. Czy oni zawsze byli tacy wkurzający?
Kiedyś nawet mnie lubili, ale potem przyszedł Jason i wszystko zniszczył. Zakładam, że wszyscy znają historię Bena Drowneda. A jak ktoś nie zna to ma problem. W każdym razie moja historia jest podobna do jego. Jak się zostaje takim karłem jak Ben, to ma się przerąbane do końca życia. Ludzie są wredni i bardziej wredni, no może nie wszyscy, ale większość na pewno. No Więc ja i Danny jesteśmy rodzeństwem, jestem od niego starsza o jakieś dwa lata, ale od czasu śmierci jesteśmy tego samego wzrostu i nigdy się nie starzejemy. Każdy skrzat jest nieśmiertelny no chyba, że ktoś nas zabije wtedy to nawet Slenderman nie pomoże. Ale wróćmy do tematu. Zginęłam śmiercią tragiczną.5 lat wcześniej
Byli tacy dwaj kolesie, podwórkowi tyrani. No wiecie „jak nie dasz kasy to cię pobijemy" i tym podobne. Prześladowali mojego brata. Oczywiście ten cymbał nic mi nie powiedział. Jakby powiedział to może teraz nie miałabym szpiczastych uszu. Danny poszedł na podwórko. Jakąś godzinę później mama kazała mi iść do sklepu, już nawet nie pamiętam po co. No to poszłam, po drodze zobaczyłam Danny'ego i tych dwóch debili. Przepychali się. Schowałam się za drzewem i podsłuchiwałam.
- Jak to nie masz? - powiedział jeden z nich.
- Normalnie! - krzyknął Danny.
Jak tylko to powiedział ten większy uderzył go w twarz. Danny'emu zaczęła lecieć krew z nosa. No i w tym momencie nie wytrzymałam. Wyskoczyłam zza drzewa.
- Co wy z nim robicie? - Zawsze należy zaczynać od dialogu.
- A co cię to obchodzi? - odezwał się mniej napakowany, chyba nazywał się Albert.
- Dużo mnie to obchodzi.
- Idź sobie, jeśli ci życie miłe - powiedział Albert.
- A co jeśli nie pójdę? - Czasami za dużo gadam, jakbym wiedziała wtedy jak to się skończy to poszłabym prosto do sklepu.
- Wtedy będziemy musieli się tobą zająć. Albert skinął na tego większego i kazał mu mnie złapać.
Szybki był, doskoczył do mnie i złapał za nim zdążyłam zareagować. Potem przywiązał mnie i Danny'ego do drzewa
- Co chcecie zrobić? - zapytałam.
- Pozbyć się światków. - Albert zdecydowanie potrzebował pomocy psychologa.
Wyciągnął zapałki.
- Yyyyy, Albert? Może to przedyskutujemy? - powiedział ten większy, którego imienia nie pamiętam.
- Zamknij się, Bernard! Lepiej przynieś benzynę.
Aaaaa, to jest Bernard. Kolejne beznadziejne imię. Albert podpalił zapałkę, a ja zrozumiałam co on chce zrobić. On chce nas spalić żywcem... Bernard przyniósł kanister i oblał nas jego zawartością. Albert z fascynacją patrzył się na płomień. Bernard ze smutną miną odsuną się od nas robiąc miejsce Dla tego pieprzonego piromana. Spojrzałam na Danny'ego, był sparaliżowany strachem, ale zdołał wykrztusić z siebie kilka słów.
Zniszczę cię. powiedział do Alberta
- Hahahahahahahahahahahaha!!! - Albert roześmiał się jakby to była zabawa. - Życzę powodzenia!
I rzucił zapałkę. Ból był niewyobrażalny. Albert wpatrywał się w płomienie pochłaniające nasze ciała, a potem zrobił coś niespodziewanego. Mianowicie wepchną Bernarda do ognia. Potem pamiętam tylko szaleńczy śmiech Alberta, krzyki Danny'ego, Bernarda i moje oraz ból, dużo bólu.
Oczywiście potem zamiast w spokoju umrzeć musieliśmy się odrodzić. I teraz jesteśmy skrzatami. Danny spełnił swoją groźbę i zabił Alberta. Właściwie bycie skrzatem nie jest takie złe. Możemy się teleportować i wchodzić do wszystkich urządzeń typu telefon, laptop, komputer, itp. Ale chciałabym dalej normalnie żyć.
CZYTASZ
❝i'm sorry❞ jeff the killer fanfiction (re-upload)
FanficZanim zaczniesz czytać musisz się przygotować na dziwne rzeczy takie jak: miłość do gofrów, pijanego Jeffa, Amy gapiącą się w sufit i wiele więcej :D ❗❗fanfik pisany przez czternastoletnią mnie w 2016 lub 2017 roku, brakuje kilku ostatnich rozdziałó...