07

3 0 0
                                    

~Josephine
-cześć - syknęłam
-widzę jak się cieszysz na mój widok.. wybacz że się nie odzywałem.
-cieszę się że chociaż ta suka do której uciekłeś jest szczęśliwa - gdyby spojrzenie mogło zabijać, Cole leżałby już martwy.
-nie jestem z nią, ile razy mam powtarzać że to był błąd!
-tak?! Mogłeś pomyśleć tak przed faktem! Teraz to możesz mi podskoczyć karaluchu!
-przestań! Nie będę.. - nagle stanęły między nami Clarisse i Nikki.
-to chyba nie jest moment na tego typu kłótnie - powiedziała Clarisse patrząc mi w oczy.
-żyjecie wieki a kłócicie się jak dzieci, może zaczelibyśmy myśleć o wilkołakach? Albo o tym jak ich przekonać bo z tego co wiem to was nie lubią!
-wiesz do czego jest potrzebna Nikki? To ci wyjaśnię. Wilkołaki są tylko dla wsparcia ponieważ Veronica jest naprawdę silna a Nikki potrzebujemy by "wyciągnęła czarną magię z Vero" -zrobiłam cudzysłów palcami w powietrzu by Clarie załapała o co mi chodzi.
-chcesz mi powiedzieć że ją wykorzystacie i znowu wróci do piachu!? - widziałam furię w jej oczach, musiałam jej wytłumaczyć ale nie zdążyłam.

~Clarisse
Czułam przeogromny gniew, dopiero co odzyskałam siostrę, na dodatek muszę ją znowu stracić żeby Josephine odzyskała swoją!
Podeszłam do Nikki, otwierałam usta żeby powiedzieć że nie pozwolę jej odejść gdy nagle znikąd poczułam przeszywający ból. Potem było tylko ciemno.

Obudziłam się w nieznajomym mi mieszkaniu, nade mną wisiała Nikki a obok niej Nick.
-co się stało? - zebrałam się żeby się podnieść.
-straciłaś przytomność, nie wiemy dlaczego ale wydaje nam się że z nerwów. - w momencie gdy Nikki skończyła zdanie przypomniałam sobie co się stało, szybko podniosłam koszulkę do góry by spojrzeć na brzuch.
Miałam na brzuchu bliznę, to był jakiś symbol.
-widzicie to? - spojrzałam na moich towarzyszy a oni zrobili kwaśne miny.
-nic tu nie ma - stwierdził Nicolas a ja z wrażenia otworzyłam usta.
-no jest jakiś znak!
-mam pomysł ale to może być przez chwilę nie przyjemne - powiedziała niepewnie moja siostra.
-co masz na myśli? - twarz Nicka wygięła się w trasie niezadowolenia.
-użyje zaklęcia które złamie inne zaklęcie. Te przez które nie widzimy tej blizny. - położyłam się na łóżku i kiwnęłam głową do Nikki by zaczynała.

Po około 20 sekundach poczułam ból, z sekundy na sekundę stawał się coraz gorszy. Zaczęłam krzyczeć, Nick widząc to zaczął szarpać Nikki, w końcu Nikki skończyła.
-oszalałaś?! Przecież mogłaś jej coś zrobić! - w oczach Nicka widać było gniew. Wstałam i podbiegłam do niego, wzięłam jego twarz w dłonie i spojrzałam mu w oczy
-Dziękuję. Dziękuję za wszystko Nick. -włożyłam twarz w zagłębienie jego szyi. Miałam dziwne wrażenie że wącha moje włosy przez co cicho się zaśmiałam.
-z czego się śmiejesz? - zapytał a ja bez wahania mu odpowiedziałam.
-z Ciebie, sztachasz się mną - zaśmiał się cicho patrząc mi w oczy. Staliśmy tak jeszcze chwilkę ale Nikki dała o sobie znać.
-to pokażesz ten brzuch? - podeszła do mnie. Przejechała palcem po bliźnie i wciągnęła głośno powietrze.
-zadzwońcie do Leili. Veronica nie działa sama.
-wiesz z kim? - zapytałam zdezorientowana.
-jest taki sabat czarownic i czarowników, znaczy jakby to wytłumaczyć. Kiedyś czytałam o odłączonych osobach z każdego sabatu i widziałam ten symbol.
-czyli Veronica działa z sabatem kilku rodów? Czy jak? - wtrącił Nick
-tak jakby, ale nazwałabym to pokoleniem nowego sabatu. Chociaż nie wiem dlaczego nowe, nie wiadomo od jak dawna działają. - teraz zostało tylko wyjaśnić dlaczego ja zostałam naznaczona, Veronica widziała mnie i wie że nie jestem Josephine. Nick chyba też się nad tym zastanawia, zabawnie to wygląda gdy wampir który żyje ponad wiek nie wie co ma zrobić.
-wiesz co zrobić z tą blizną? - zapytałam Nikki.
-nie mam pojęcia.. - dobra teraz się zdenerwowałam. Co jeśli nie można mi pomóc?
-umrę? - wypaliłam z miną ogłupiałego osimiolatka. Nikki i Nick spojrzeli po sobie i zaczęli się śmiać.
-ja tu nie widzę powodu do śmiechu!!
-nie możesz umrzeć - no nie wierzę hahaha ale zabawne - że Co niby? - powiedziałam a moja twarz wyrażała jedno wielkie 'XD'
-naprawdę, jesteś klonem Josephine, twoja krew jest niesamowicie ważna i będzie im potrzebna, dlatego też musimy być przygotowani.
-i przez moją krew mnie oszczędzą, super. - rzuciłam się plecami na łóżko opadając z uczuciem desperacji. Dlaczego ja? Te pytanie będę powtarzała sobie do końca życia... żebym to ja jeszcze chciała być klonem! Postanowione. Zmieniam swój imidż. Przyjaciele widząc co robię zapytali gdzie idę odpowiedziałam że muszę coś załatwić, nie dociekali więcej i wyszłam.

Po drodze spotkałam Josephine z Colem, wyglądali na wściekłych. Pewnie tak było.

~Josephine
Weszliśmy do pokoju Clarie i ku mojemu zdziwieniu Nikki siedziała nad księgą zaklęć a Nicolas szukał czegoś w książkach.
-gdzie poszła Clarie? - zapytałam aby zwrócić ich uwagę na nas.
-wyszła załatwić parę spraw a co?
-kiedy ją mijałam myślała o włosach.
-pewnie poszła do fryzjera. - rzuciła Nikki.
-nie ma kiedy chodzić do fryzjera - powiedział pod nosem oburzony sytuacją Nick.
Zaczeliśmy sprawdzać zaklęcia obronne, namierzające i tym podobne. Po kilku godzinach pracy do pokoju weszła Clarie, miała proste ciemno brązowe włosy i mocny makijaż.
Na twarzy Nicka pojawił się ledwie widoczny zachwyt, to coś znaczy. Nikki pospiesznie podeszła do Clarisse i zaczęła dotykać włosów pytając się kiedy to zrobiła.
-dlaczego taka zmiana? - zapytałam, trochę kiepsko że zmienia się bo przeszkadza jej że wyglądamy praktycznie identycznie.
-bo jestem klonem, może jak zmienię wygląd Veronica więcej nie zrobi mi krzywdy. - zabolało. Uważa że mając z nami kontakt i ogólnie jest narażona na śmierć.
-i bez nas byłabyś narażona na śmierć, zaczynając od Vero a kończąc na jakiś wiedźmach - wzruszyłam ramionami i usiadłam.
-jeśli nie chcesz żebyśmy Ci pomogli możemy wyjść. - mina dziewczyny diametralnie się zmieniła.
-mi pomóc? To wy chcecie sobie pomóc! Wskrzesiliście moją siostrę, używacie jej jako narzędzia obrony! Bo sami nie dacie rady.
-jasne! Mogliśmy zostawić Cię po atakach samą ale zawsze ktoś Cię ratował!
-może byłoby lepiej gdybyście mnie nie ratowali, nie potrzebuje waszej ochrony. - wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. Słyszałam potem tylko jak mama Clarisse pyta się o co chodzi a potem trzask drzwi wejściowych.

~Clarisse
Bezczelna.. niby ma ponad tysiąc lat a próbuje wmawiać mi bajki.  To aż czuć że robią to tylko dla siebie.

Szłam przez las z prądem rzeki, obserwowałam ptaki, nasłuchiwałam ich śpiewu. Nagle coś przyciągnęło moją uwagę, na kamieniu leżało małe srebrne pudełko. Modliłam się otwierając je żeby nie było tam żadnego serca albo palca, jakie było moje zdziwienie jak zobaczyłam piękny wisiorek z czymś w kształcie deltoidu na końcu. Miało fioletowy kolor i jakby małe czarne gałązki ten kształt oplatały.
-co mi szkodzi - szepnęłam i założyłam go, po odwróceniu się poczułam ból. Ostatnio ciągle go czuję.

Obudziłam się przywiązana do jakiś noszy. Dookoła było ciemno i możnaby wyczuć zgniłe mięso. Uniosłam głowę i zobaczyłam że wisiorek zmienia co chwilę kolor, z fioletowego na czerwony. Tak jakby wyczuwał niebezpieczeństwo lub strach... zaczęłam się szarpać ale to tylko narobiło mi piekących ran na nadgarstkach. Modliłam się żeby ktoś mnie teraz uwolnił, moje modlitwy chyba nie zostały wysłuchane dobrze. Do pomieszczenia wszedł jakiś mężczyzna a z nim Veronica.

Super. Zaraz umrę.

Mężczyzna podszedł do mnie z igłą, energicznie wbił mi ją w tętnice przez co zaczęłam krzyczeć aby chwile potem oddać się ciemności.

Nevermoor Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz