Był ciepły, czerwcowy dzień. Słychać było wokół krzyki dzieci, które właśnie powróciły ze szkoły. Słońce grzało dość mocno i wiał do tego przyjemny, letni wiatr.
Boka leniwie podszedł do stoiska ze słodyczami i kupił od Włocha duży kawałek chałwy owinięty w białą serwetkę za 2 grajcary. Podziękował uprzejmie i oparł się o starą kamienicę, na przeciwko Placu Broni. Cały dzień rozmyślał o Wojnie, jaką przetoczył razem z innymi chłopcami przeciwko Czerwonym Koszulom i o tym, jak później stracili ich ukochaną Ojczyznę.
Zaczął jeść słodki przysmak, odwijając biały papier.
- Einstand! - usłyszał krzyk w pobliżu Placu
Ocknął się. Obrócił głowę w stronę źródła dźwięku.
Przed murem, kilka metrów na prawo od bramy, siedziała niska dziewczyna. Włosy krótko ścięte, do brody, ciemne jak węgiel. Delikatna grzywka opadała na czoło. Na twarzy lśniły bardzo jasne, lekko skośne oczy, a pod nimi brzoskwiniowe rumieńce. Jej twarz zdobiły drobne piegi.
Ubrana była w śnieżnobiałą, pogniecioną koszulę z falbaną. Na to narzucona była sztruksowa, brązowa, ale miejscami ubrudzona trawą i piachem sukienka na szelki.
Kolana i łokcie zdarte, a we włosach piach.
Przed nią leżało kilka kawałków kolorowej kredy.
Stali przed nią dwaj chłopcy, dużo starsi od niej i od samego Boki. Rzucali na dziewczynę dwa podłużne cienie.
"To nie Pastorowie" - pomyślał Boka - "Chyba sobie żartują, że uderzą lub okradną dziewczynę".
- Nie - odpowiedziała chłopcom drwiąco dziewczyna, przekrzywiając głowę na bok i chowając za plecami kawałek kredy, który akurat trzymała.
"Odważna jest" - stwierdził Janosz.
- Nie słyszysz?! Einstand!!! - ryknęli napastnicy
- Nie słyszeliście, co odpowiedziałam? Nie! Zresztą po co mam wam oddawać MOJĄ kredę? - oznajmiła spokojnie dziewczyna
I wtedy jeden z chłopców zrobił to, czego ani Janosz, ani dziewczyna się nie spodziewali.
W mgnieniu oka napastnik pięścią uderzył w bok głowy dziewczynę.
Serce podskoczyło Boce do gardła. Natychmiast zgniótł serwetkę po zjedzonej już chałwie i wcisnął ją do kieszeni. Zaczął oglądać tą straszną scenkę z zapartym tchem.
Po krótkiej chwili po ciemnych ustach dziewczyny spływała cienka strużka krwi.
Jeden z braci spojrzał oczekująco na drugiego. Wykorzystując sytuację, w której dziewczyna ociera krew z nosa dłonią, chłopak kuca, by zabrać jej kredę. Ale wtedy ona wstaje i przydeptuje mu celowo rękę.
Złodziej zaczął wyć z bólu.
- Przemoc, albo kreda - rzekła dostojnie dziewczyna.
I w tym momencie zabrała swojego buta z zaczerwienionej ręki napastnika, który razem ze swoim bratem - nareszcie - dał jej spokój i odszedł bardzo powoli, jeszcze oglądając się za siebie co kilka kroków.
CZYTASZ
Chłopcy z Placu Broni › Einstand
FanfictionBudapeszt, czerwiec, rok 1889 Skrzyżowanie ulicy Marii z ulicą Pawła. Mija kilka miesięcy odkąd Chłopcy z Placu Broni dowiedzieli się o utracie ich małej ojczyzny. Ale czy oby na pewno wszystko stracone? A może jest jeszcze jakiś sposób na odzyskani...