Estera zerwała się na równe nogi, gdy tylko poczuła smak piasku w ustach.
- A więc leżę na ziemi... - szepnęła do siebie - Spadłam z budki Jano. Czyli...
Zamyśliła się.
- Tamta kamienica, pokój i tłum ludzi to tylko... Sen! Ha!
Zaczęła tańczyć i skakać, ciesząc się na myśl, że ten okropny widok kilkudziesięciu zawiedzionych twarzy był tylko wizją.
Beztroski stan przerwała jednak jedna myśl.
- A co jeśli ten sen był proroczy? - zastanawiała się.
Ale od razu odrzuciła od siebie te myśl. Plac odzyskają razem z Boką i Nemeczkiem. Plac będzie wolny.
No właśnie. Wolny. Jak trudno go będzie uwolnić!
Furtka zamknięta, jeśli ktoś się dowie, że ktoś jest w środku, założy wysokie ogrodzenie. Ciężko będzie go odzyskać z rąk robotników.
Powoli wdrapała się na budkę ponownie, przy okazji wbijając sobie kłujące drzazgi w dłonie. Zeskoczyła po drugiej stronie na beton, obcierając sobie kolana, na których po chwili pojawiła się krew. Otrzepała spódnicę i podniosła się.
Lekko kulejąc, wyruszyła w drogę do domu. Trzeba będzie poważnie przemyśleć plan odzyskania Placu. Estera była w stanie zrobić dla niego wszystko.
Niedaleko ujrzała znajomą postać. Zmrużyła oczy.
- "To Boka! Nie chcę teraz z nim gadać. Jutro mu opowiem, co się stało."
Skręciła więc w boczną uliczkę i uciekła do domu.Dzień później
Estera zapukała do drzwi. Nikt nie otwierał.
- Halo? - niecierpliwiła się.
Po chwili drzwi otworzył czternastoletni chłopak. Estera splotła palce u rąk i wyprostowała się. Skrzywiła twarz z bólu, bo poczuła pieczenie w kolanach - wczorajsza rana nie została przemyta i piekła. Ale dziewczynie nigdy nie wdawały się zakażenia; w ogóle nigdy nie chorowała.
- Proszę, wejdź - zmieszał się przyjaciel, wskazując wnętrze domu.
Estera prędko wparowała do środka i usiadła na wyznaczonym przez chłopaka fotelu. On sam usiadł na parapecie od okna.
Boka spojrzał na dziewczynę wyczekująco.
Estera odchrząknęła.
- A więc - uroczyście zaczęła. - Wczoraj byłam na Placu.
Boka wyraźnie ożywił się na wzmiankę o ukochanym miejscu zabaw.
- I zamknęli furtkę. Nie da się przez nią wchodzić. Ale spokojnie - da się łatwo wdrapać po budce Jano i przeskoczyć do środka. Poza tym, że okropnie wbijają się drzazgi. A więc myślałam jak odzyskać Plac i...
Boka z każdym słowem coraz bardziej się czerwienił. Tak jakby coś ukrywał.
- Estera - przerwał wojskowym tonem jej długą wypowiedź.
Dziewczyna wzdrygnęła się.
- Myślę, że... Myślę, że lepiej... Nic już nie robić.
- Nic? - niepewnie odparła. - Nic a nic? Nie rozumiem...
Boka jakby dostał dużą dawkę pewności siebie.
- Sama widzisz. Napisy pogorszyły sprawę. Jeśli będziemy dalej cokolwiek robić, będzie tylko gorzej!
Estera nie wierzyła własnym uszom.
Janosz Boka - wielki dowódca chłopców, walczący niegdyś za Plac, nie stara się go odzyskać!
Estera że złości i niedowierzania poderwała się z fotela.
- Jak to... Przecież z tego, co mi mówiłeś wynika, że przyrzekałeś, że będziesz bronił Placu Broni choćby nie wiem co. Czemu więc odpuszczasz przez głupie zamknięcie furtki?!
W dziewczynie buzowały emocje. Miała w tamtej chwili ochotę rozszarpać chłopaka na drobne kawałki. Jak on może?!
Estera domaszerowała do drzwi. Otworzyła je.
- Dobrze. Skoro ty wyrzekasz się Placu - Estera czuła, że Boka smaży się że wstydu. - Ja sama go odzyskam.
Trzasnęła drzwiami. Krzyknęła jeszcze w biegu "Zobaczysz!".
Estera płakała.
Pierwszy raz od dawna.
Nie była wrażliwym dzieckiem, nawet na pogrzebach nie uroniła ani jednej łzy.
Teraz jednak zawód był tak silny, że pozwoliła mu nią zawładnąć i wypływać w postaci słonych łez.
I co teraz? Szanse na odzyskanie Placu maleją, ale jeszcze nie dosięgły zera.
CZYTASZ
Chłopcy z Placu Broni › Einstand
FanfictionBudapeszt, czerwiec, rok 1889 Skrzyżowanie ulicy Marii z ulicą Pawła. Mija kilka miesięcy odkąd Chłopcy z Placu Broni dowiedzieli się o utracie ich małej ojczyzny. Ale czy oby na pewno wszystko stracone? A może jest jeszcze jakiś sposób na odzyskani...