#5

232 12 2
                                    

-Cześć,  jestem Arek,  a to jest Krystian- powiedział jeden z facetów.

-Fajnie,  a ja mam to w dupie- rzekłam

-Maja- skarciła mnie mama.

-Co- syknęłam.

Oni odczepili mi ręce,  a ja chwyciłam za nadgarstki.

-Choć - powiedział ten drugi typek

Spierdalaj- pomyślałam

Wstałam z łóżka i poszłam do drzwi.  Skierowałem się w stronę wyjścia a oni za mną szli. Nie ma opcji,  w życiu się na to nie zgodzę.

Wyszłam ze szpitala i zobaczyłam samochód do którego miałam wsiąść. Miałam. Dobre słowo. Chyba zobaczyli że idę bez problemów więc gdy już byliśmy na tyle blisko by udało mi się zrealizować mój plan,  pobiegłam w lewo ile sił miałam w nogach. Obiegłam dookoła pół szpitala. Płotek. Kurwa. Zobaczyłam ich,  pobiegli za mną. Szybko się na niego wdrapadłam i biegłam dalej,  byłam już blisko zakrętu,  tam założyłabym kaptur i poszła w druga stronę lecz na kogoś wpadłam.

-Kurwa- syknęłam wstałam i zrobilam krok,  lecz zaraz się cofnęłam ponieważ facet na którego wpadłam mnie zatrzymał.

-Nie jesteś jedyna,  która próbuje uciec. Nie zabiją cię tam. Spokojnie,  oni chcą..

-Tak tak wiem. Chcą mi pomóc. A ja nie chce tej pierdolonej pomocy.

-Będziesz szła normalnie? 

-Tak- nigdy w życiu. Kolejny idiota.

-To zapraszam- powiedział i wskazał ręką kierunek.

Poszłam kilka kroków.  Uliczka w prawo,  szybko przechyliłam się w tamta stronę i zrobilam dwa kroki,  bo facet z tyłu znowu mnie złapał.

-No cóż. Miałaś szansę- powiedział i podszedł do niego inny typ który miał w ręce jakiś biały materiał. Czy to jest..  Japierdole.

-No wy sobie chyba żarty robicie.

-Wykorzystałaś szanse.  Nawet dwie

-Ale nie jestem wariatką,  żeby mnie w kaftan bezpieczeństwa zawijać!  No kurwa!

-Nie szarp sie- powiedział jeden z typków

Czułam się jak gówno,  wygladalam jak nienormalna,  zachowywałam się jak... Hmmm...  Osoba potrzebująca psychiatry? 

Weszliśmy do auta,  było mi bardzo niewygodnie. Odjeżdżając widziałam wzrok mamy. Taki smutny.

Dojechaliśmy do tego szpitala i wysiadłam a ten gość mnie prowadził. Nie chciałam już uciekać. Z resztą nie udało by mi się to,  bo facet mnie trzymał. Po prostu szłam.

w-Puść mnie w końcu. Bardziej mnie nie zabezpieczysz.

-A nie uciekniesz?

-A myślisz że mam jak? 

Puścił mnie a ja dalej szłam do szpitala. Weszłam do środka wielkiego białego budynku.

-Rozepniecie mnie już?  Nie ucieknę.

-No nie wiem- zawahał się

-Ile mnie tu będziecie trzymać? 

-Tyle ile potrzeba.

-Czyli? 

-Około 3 miesiące,  to zależy.

-Proszę,  nie ucieknę,  zdejmij to.

-Jeśli będziesz chociaż próbować juz tak łatwo się tego nie pozbędziesz.  Zgadzasz się na to? 

-Tak

Arek zdjął to kurtkę a ja poszłam dwa kroki a ten mnie złapał.

-Chcesz ją z powrotem? 

-Idę tylko usiąść na krześle- powiedziałam a mężczyzna puścił mnie.

Usiadlam tam i czekałam na jakieś polecenie. Wiadomo że jakoś się z tąd wydostanę. Ja napewno to zrobię

psychiatryk || Marcus and Martinus Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz