- I będziemy mieć dwa... nie! Trzy maluszki! Dwóch chłopców i dziewczynkę. Będę ich ślicznie ubierać! Chłopcy będą się nazywać... Jimin Junior i Jungkook Junior... a dla dziewczynki się jeszcze wymyśli. - Jimin wyliczał na palcach, chichocząc co moment jakby sam był dzieckiem.
Tymczasem uznał, że skoro Jungkook zaprosił go na domówkę to nie ma już co czekać, bo do ślubu im przecież niedaleko w takim razie.
- Jimin, a tak czysto hipotetycznie; zastanawiałeś się może nad tym, że Jungkook po prostu zaprosił cię na imprezę i że nie ma to ŻADNEGO znaczenia matrymonialnego? - wstrzelił mu Jung, biorąc łyk kawy przez rurkę.
- Hoseok... ty zazdrosna i ignorancka kurwo. - Park uśmiechnął się, machając ręką. - Oczywiście, że ma znaczenie matrymonialne. Przecież wspomniał moje imię.
Rozsiadł się jak pan i władca wszystkiego. Podczas gdy Hoseok zacisnął brwi, żeby mu się jakoś odgryźć za to okrutne znieważenie jego osoby.
- Dobra zamknijcie się już. - ucieszyłem ich, zanim śpiący właśnie na stoliku Taehyung to zrobił.
Jimin zaczął pić kawę, a Hosiek wcinać pączka. Jin zaśmiał się, widząc naszą grupową nieporadność. A ja przekręciłem oczyma. Debile.
***
- A na pewno przyjedzie? - spojrzałem na telefon po raz kolejny, widząc już nie 15:03, a 15:04 tym razem. - Spóźnia się już 4 minuty. - napomknąłem.
- Yoongi... gdyby tylko tyle... - Taehyung westchnął, śmiejąc się i klepiąc mnie w ramię.
No tak. Słyszałem dużo o komunikacji miejskiej, ale jako że nigdy sam nie miałem z nią bezpośredniej styczności to jakoś nie miałem okazji się na własnej skórze przekonać.
Cieszyłem się w duchu, że Tae był obok. Gdybym był sam to spinałbym dupę 10 razy bardziej.
- O, widzisz. - szturchnął mnie, przez co spojrzałem na niego. A konkretniej to na jego dłoń, pokazującą na rydwan o czterech kołach. - 113 jak malowany.
Taehyung wziął torbę z ławki i wstał, postępując o kilka kroków do przodu. Jako że w tamtym momencie był moim duchowym przewodnikiem komunikacji miejskiej, postąpiłem tak jak on, tyle że ja już wcześniej byłem na równych nogach.
Autobus zatrzymał się, a my weszliśmy do środka, rozglądając się za wolnymi miejscami. Taehyung skinął głową na jakieś, po czym zbliżył się do mnie i wyszeptał.
- Dobra Yoongi, teraz tak... autobusy to bardzo brutalne miejsca, w których rządzi prawo dżungli; silniejszy wygrywa. O spójrz... - wskazał w jakimś kierunku. - ...widzisz, ta staruszka myśli, że sobie tam usiądzie i rozłoży bagaże, ale wiesz co Yoongi? Te miejsca są nasze, Yoongi. Dlatego ty idź kupić bilet, a ja idę zawalczyć o to co nam się należy. Patrz i się ucz. - klepnął mnie w ramię i poszedł.
I spoko, ja też nie mam pojęcia co powiedział, ale to Taehyung, a ja nie rozumiałem co on do mnie mówi przez większość czasu, więc jakoś się tym nie przejąłem.
Podszedłem do... biletomaszyny [?] i wtedy to dopiero się złapałem za głowę. Zdałem sobie sprawę, że Tae za szybko mnie opuścił, bo to co tam widniało było dla mnie niczym mezopotamskie hieroglify. Po prostu nie umiałem kupić biletu w autobusie. Nie było przycisku 'kup bilet', a jedynie jakieś szyfry, które rozumieli tylko ludzie pokroju Taehyunga. I nie chcę obrażać tutaj osób jeżdżących autobusami, po prostu mówię o ich stałych bywalcach.
CZYTASZ
everyday everyday [jikook, namjin, vhope]
أدب الهواةJin codziennie toczy wojny na spojrzenia z cheerleaderkami, które nie przyjęły go do drużyny. Jungkook ma dziewczynę, a do tego jest sławny i bogaty jak mało kto. Namjoon gra w koszykówkę i szuka sposobu, żeby zostać kapitanem szkolnego zespołu. ...