IV (pisanko zapierdalanko o 06:57)

62 7 18
                                    

*** Per. Paul***

Aktualnie stoję sobie na korytarzu. Nie wiem czemu jest moja perspektywa, przecież nic tu takiego ciekawego się nie dzieje.

***Per. Tom***

"Czy z Eddem i Mattem wszystko dobrze? Są chorzy? Nic im nie jest? Czy oni są razem? Pieprzą się? Jeśli coś im się stało to nie ręczę za siebie." tylko takie myśli miałem teraz w głowie, ciągle myślałem nad tym, "Co zrobiłby Edd?", już wiem! Ucieknę gdy będziemy iść do tego "lekarza", porwali mnie, to chyba mam prawo uciec, tak?

Po chwili do pomieszczenia wszedł Paul, zaczął szukać klucza, ahh... Pewnie nasz piękny i szanowny Leader zapomniał dać mu klucz do klatki...

– Gdzie on jest...?!– Mówi do siebie zestresowany.

– Na górnej szafce.

– Skąd ty to... A zresztą, nieważne. Tak Ci się spieszy by pójść na badania?

– Im szybciej, tym lepiej. – Szczególnie jeśli chodzi o ucieczkę.

– Pozwolisz że zapytam...

– No?

– Ile znacie się z Tordem?

– Jakieś... No nie wiem... 16-19 lat... Szczególnie że jest starszy o trzy lata, więc trudno mi powiedzieć.

– Ale... Znacie się od siódmego roku życia, tak?

– Nie. Znamy się od przedszkola, od czwartego roku życia, a czemu pytasz?

– Nieważne. – W końcu zaczął otwierać tą pieprzoną klatkę. (W między czasie rozmowy sięgał po klucz)

Wyszedłem z klatki, Paul złapał mnie za rękę i ciągnął w stronę gabinetu lekarskiego, lub sali operacyjnej, zależy czy chcieli taki "wywiadzik" przed badaniami czy nie.

Jak byliśmy w połowie drogi wyrwałem swoją rękę i patrzyłem czy nikogo nie ma. na szczęście była pora śniadaniowa, więc wszyscy, jak mniemam są na śniadaniu.

Zacząłem uciekać, chuj wie gdzie, bo nie znałem bazy. Po prostu biegłem jak poparzony, zobaczyłem wysokie, szerokie, czerwone drzwi, obok nich było dwóch żołnierzy, kurwa. Muszę się jakoś przemknąć obok nich.

Zauważyłem drzwi z plakietką na której był napis "RICK'', to pewnie pokój tego sukinsyna. Powoli wszedłem do środka i zauważyłem tam mundur, szybko się w niego ubrałem i wyszedłem z pokoju, jeszcze szybko wziąłem karabin, który, o dziwo, stał obok wieszaka.

Zamknąłem za sobą drzwi i szedłem w stronę głównych drzwi. Gdy mężczyźni mnie zobaczyli zapytali się czy jestem nowy, ja nic nie odpowiadałem tylko pokazywałem na swoją szyję, że niby jestem nie mową.

Przepuścili mnie, szybko wybiegłem z bazy i ruszyłem w stronę lasu. Kilka razy się potknąłem o krawężniki, nie mam pojęcia, kto normalny stawia krawężniki w lesie, może to jakiegoś typu... No nie wiem... Pułapka?

W końcu wybiegłem z lasu, ruszyłem prosto w stronę naszej kryjówki. Mojej, Edda i Matta.

***Per. Tord***

Właśnie ide sobie korytarzem i...

O MATKO BOSKA PAUL BIEGNIE!

zacząłem uciekać jakby zaraz miało tsunami mnie zabrać, biegłem do swojego gabinetu by nie musieć słuchać jego zbędnej paplaniny.

Potknąłem się, zauważyłem krawężnik z plakietką "Pan Zatrzymywacz", CUDOWNIE. Krawężnik jest w wojsku, a ja o tym nie wiem.

– SIR! SIR!

–... Tak Paul?– Przeciągliwie spojrzałem na niego.

– Th- Thomas Ridgevell uciekł.

– Jak mogłeś do tego dopuścić?

– Po prostu... Zagapiłem się i...

– Nic nie mów. Mam opanowaną sytuację. Za jakieś czterdzieści trzy minuty przed bazą, zwołaj najlepszych żołnierzy.

– Tak jest, sir! – po prostu wydarł mi się do ucha, nawet nie zasalutował tylko uciekł.

***

Wyszedłem przed bazę, zdziwił mnie widok, kilku żołnierzy-krawężników i wielu normalnych, no... Paul się spisał. Było ich kilkadziesiąt. Dział lotniczy nawet się zjawił.

Wszyscy zasalutowali gdy zobaczyli moją osobę.

–Witam wszystkich.

– WITAM SIR!– Wszyscy odpowiedzieli jakby brali udział w konkursie "kto głośniej krzyknie" lub " kto szybciej mnie ogłuszy"

–Jak wiecie, lub może nie... Uciekł nam projekt badań 0769, którego DNA potrzebujemy, na szczęście przewidziałem to, poszukiwano jeszcze dwóch jego przyjaciół. Dzięki nadajnikowi którego wszczepiłem mu w rękę, znajdziemy ich. Wszystkich. Podobno są też inni ludzie, tworzą własną cywilizację. Macie ich zabrać do cel. Cele od numeru dwieście, do czterysta są wolne. Tam ich zamkniecie.

Kilku żołnierzy podniosło rękę.

– A jeśli będą się bronić?

– Co jeśli kilku ucieknie?

– A jeśli będzie ich więcej niż dwustu?

– Wasze pytania są zbędne – Odpowiedziałem. – my mamy armię, oni... Nic. Waszym zadaniem jest wyłapać WSZYSTKICH. Wtedy niektórych pozabijacie, lub wypierzemy im mózgi, co trochę może potrwać.

–Jeszcze jakieś pytania?– zapytałem, odpowiedziała mi cisza– Świetnie. Za trzy minuty wszyscy macie być gotowi, na mój sygnał ruszamy, oczywiście wszystkim wyśle drogę do celu.

Po mniej niż minucie wszyscy żołnierze byli gotowi zaatakować ich kryjówkę. Tylko czekali na mój sygnał.
Machnąłem ręką na znak, że mogą ruszać. Szybko wbiegłem do randomowego samolotu, pilotami byli Paul i Patryk, znowu na nich trafiłem...

– Ruszajcie.

Zacząłem mówić do "dyktafonu" w mojej ręce, tylko ten komunikował się ze wszystkimi samolotami, czołgami i żołnierzami w wojsku. Pewnego typu komunikator.

– Wszyscy macie wyłapać ludzi, ja zajmę się projektem 0432. Zrozumiano? – Powiedziałem do swojej metalowej ręki, wyłączyłem ten "komunikator" i patrzyłem przez szybę. Byliśmy blisko...

--------------------
07:35 kończę z 769 słowami... >:0
69... Następny rozdział będzie z 18+... (͡° ͜ʖ ͡°) sami możecie (nikt tego nie czyta.) ocenić czy potrafię je pisać czy nie. Oczywiście będzie pisana taka scena "akcji" i "wojny" >:^

Nie potrafię pisać książek wiem >:0

ʟ ᴏ ɴ ᴇ ʟ ɪ ɴ ᴇ s sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz