3.

2.2K 92 49
                                    

Siódma piętnaście. Budzik. Oberstdorf. Kwalifikacje. Turniej Czterech Skoczni.

Obudziłam się z takimi myślami. A raczej obudził mnie jęczący Domen, że chce jeszcze spać. 

Ubraliśmy się i zeszliśmy na dół. Było kilka minut po ósmej, dlatego przy wielkich stołach siedziało już dużo osób. Ze słoweńskich skoczków siedział tylko Bor i Timi. Wcale nie zdziwiłabym się, gdyby Semenič jeszcze spał. Z daleka zobaczyłam wchodzącego Petera, Jerneja i Halvora z Robinem. 

Nie głowiłam się jednak, kto jest, a kogo nie ma tylko podeszłam do baru i chwyciłam talerz, na który nałożyłam sobie jajecznicy i wzięłam kromkę chleba. Może się najem, a jak nie to przecież nie umrę z głodu do obiadu.

Nie byłabym sobą, gdybym nie wpadła na kogoś. Tym razem był to wysoki blondyn z długimi włosami. Ubrany był w dres i skarpetki z klapkami. Zmarszczyłam brwi. Daniel Andre Tande.

- Przepraszam - mruknął, po czym uśmiechnął się.

- W porządku, przynajmniej jedzenie nie ucierpiało - odpowiedziałam - powodzenia w kwalifikacjach, Daniel - dodałam i odwróciłam się w stronę stołu.

- Dzięki nieznajoma dziewczyno - powiedział na tyle cicho, ale zdążyłam usłyszeć.

Mam nadzieję, że już naprawdę na nikogo nie wpadnę i uniknę robienia z siebie głupka.

Usiadłam obok zajadającego się płatkami Domena i zaczęłam konsumować swoje śniadanie. Na stołówce panowała ciepła atmosfera. Na przeciwko, kilka miejsc ode mnie usiadł Halvor. Uśmiechnął się w moją stronę, po czym zaczął jeść owsiankę. Połowa skoczków jadła na śniadanie właśnie to danie. Nie rozumiem jak można się tym najeść. 

W połowie śniadania wszedł Walter Hofer i prosił o ciszę, ponieważ chce się skupić. Razem z Domenem próbowaliśmy się nie śmiać, ale zdecydowanie nam nie wyszło. Jednak reszta śniadania minęła już w przyjemnej ciszy. Już chyba rozumiem o co chodziło Hoferowi.

Wróciliśmy do pokoju pół godziny później, gdyż mój przyjaciel stwierdził, że powinnam mu zrobić zdjęcie przed hotelem. Oczywiście nie podobała mu się pierwsza fotografia, dlatego zrobiłam mu ich milion, w różnych pozach i pod różnym kątem. Domen zdecydowanie potrafi zmęczyć człowieka. 

- Jestem umówiona na spacer z Andreasem - powiedziałam kilka minut potem odkąd weszliśmy w drzwi.

- Jakiś Wellinger chce mi odbić przyjaciółkę? - spytał Domen odrywając wzrok od telewizora. 

Niemieckie kreskówki mu nie służą.

- Jakiś Wellinger to ma chyba dziewczynę - wystawiłam mu język.

- Zawsze my możemy zostać parą - mruknął bardziej do siebie, niż do mnie. Mimo wszystko usłyszałam.

- Do zobaczenia Domen - powiedziałam ze śmiechem i ruszyłam do przedsionka, aby nałożyć kurtkę i zmienić buty. 

Jak przypuszczałam Andi czekał na mnie przed hotelem. 

- Wciąż nie mogę się przyzwyczaić, że nie nosisz czapki z Milki - powiedziałam uśmiechając się do niego.

- Cześć Nika - mruknął.- Red Bull mi chyba jednak nie służy, a miał - dodał jeszcze.

- Będę trzymała za Ciebie dzisiaj kciuki - powiedziałam - ruszamy?

- Tak, znam świetne trasy dookoła miejscowości. Przy okazji możemy natknąć się na innych skoczków - powiedział Wellinger.

Blondyn faktycznie miał rację, bo kilkaset metrów dalej spotkaliśmy truchtających Polaków. Andreas cały czas opowiadał mi historie z jego życia, ale i zadawał mi wiele pytań. Niemiec jest naprawdę super chłopakiem i zdecydowanie powinnam się obtaczać tak pozytywnymi ludźmi.

I can // Halvor GranerudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz