1

6.8K 272 208
                                    


  Letnie, sobotnie popołudnie. Dzisiaj Nile zrobił nam dzień wolny, więc miałam trochę czasu dla siebie.

  Wcześniej wspomniany dowódca kilka dni temu bardzo mnie zdenerwował (nie poraz pierwszy); do tego stopnia, że myślałam nawet o odejściu z tego korpusu. Cały dzień przesiedziałam sama na dworzu, wpatrując się w jezioro. Od dziecka uwielbiałam wodę; uspokaja mnie. Gdy zaczęło się ściemniać, zaczęłam się kierować w stronę kwatery. Nagle usłyszałam za sobą głośne krzyki ludzi. Nieco przerażona sytuacją odwróciłam się, i ujrzałam kilkuosobową gromadkę ludzi uciekających przed idącym za nimi, na oko 5-metrowym tytanem.

Skąd to tu się wzięło?! - pomyślałam, po czym zaczęłam wiać ile sił w nogach, doganiając uciekających cywili. Na mojej dordze pojawiła się duża, pusta beczka do której wskoczyłam. Gdy monstrum się oddaliło wyjrzałam ukradkiem z kryjówki, by sprawdzić teren. Poza wcześniej wspomnianym 5-metrowcem nie zauważyłam żadnego innego tytana.

  Pierwsze co mi przyszło do głowy - Zawiadomić zwiadowców. Dlaczego zwiadowców, a nie żandarmerię do której należę? Odpowiedź jest chyba oczywista, ale jeżeli ktoś się nie domyślił to podam podpowiedź - nikt by z tym nic nie zrobił.
 
  Zwiadowcy bardzo mi imponują, i sama wstąpiłabym w ich szeregi gdyby nie to, że moim zdaniem jestem po prostu za słaba psychicznie i fizycznie. Zaczęłam biec w stronę ich kwatery. Po drodze spotkałam jeszcze kilku tytanów, ale na szczęście udało mi się nie rzucić im w oczy. Już miałam otwierać drzwi do kwatery, gdy nagle pojawiła się w nich krótko-włosa szatynka ze sprzętem do manewrów przestrzennych w rękach.
- Zakładaj. - Wepchnęła mi sprzęt.
- Ale ja.. - zaczęłam, ale spanikowana dziewczyna mi przerwała.
- Zakładaj! - krzyknęła po czym wybiegła z budynku, a za nią kilka kolejnych osób.

Z jednej strony mogę zginąć z rąk tytanów.. z drugiej strony też, ale okazja, by pobawić się w zwiadowcę może się już więcej nie powtórzyć!

  Uśmiechnęłam się pod nosem i założyłam sprzęt (nie wiem nawet czy poprawnie) i ruszyłam w tym samym kierunku co wcześniej spotkana dziewczyna. Tych bestii było więcej, niż się spodziewałam.             

Kompletnie nie wiedziałam jak się posługiwać tym sprzętem, dopiero po jakiejś minucie podejrzałam tą technikę u jakiegoś blondyna obok. 
Jedyne co wiedziałam, to to, że aby zabić tytana muszę rozciąć mu kark.

  Wystrzeliłam hakiem ze sprzętu w dach budynku na którym stała jakaś brunetka w okularach, ale nie zdążyłam z nią zamienić nawet zdania, gdyż po chwili chwycił ją ten sam co wcześniej przeze mnie spotkany, 5-metrowy tytan. Byłam przerażona tym widokiem, jednak bezzwłocznie wskoczyłam na bestię i ostrzem rozcięłam jej kark, tym samym uwalniając brunetkę, która razem z ciałem tytana upadła na ziemię. Szybko zeskoczyłam w jej kierunku.

- Wszystko w porządku? - zapytałam głośno pomagając jej wstać.

- Poraz pierwszy prawie mnie zeżarł! Odjazd! - krzyknęła podekscytowana, co mnie poniekąd przeraziło.

- A ty to kto? - zapytała zmieniając podekscytowaną minę na zdziwioną. -  Nie kojarzę Cię.

W momencie, gdy chciałam się jej przedstawić przerwała mi stopa innego tytana, która omało nas nie zmiażdżyła. Olałam brunetkę i pobiegłam dalej rozcinać karki. Nie ukrywam, że spodobało mi się to (zabijanie istot mi się spodobało, super). Rozcinałam je jeden po drugim, aż nagle na jednej bestii zetknęłam się z każdemu dobrze znanym kapralem - Levi'em. Popatrzył na mnie przez chwilę obojętnie.
- Kim ty jesteś? - zapytał
- Czy to serio jest teraz istotne? - zapytałam go, wyciągając ostrze i rozcinając kark tytana na którym obaj się znajdowaliśmy. Uskoczyliśmy na ten sam dach.
- Mogę narazie zdradzić tyle, że jestem z korpusu żandarmerii. - palnęłam, na co chłopak lekko uniós brwi. Nie zwracając na niego uwagi podbiegłam do kolejnych tytanów.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

  Zastawić kawałek muru maria i usunąć szkodników udało się w niecały dzień. Nikomu nie chwaliłam się swoim udziałem w wybiciu potworów jako zwiadowca, bo jedyne co mogłam za to dostać to opiernicz za "zdradę". Przynajmniej tylko o takich konsekwencjach myślałam, dopóki przed południem do kwatery żandarmerii nie przyjechali..zwiadowcy? Gdy owi goście byli już w centrum uwagi całego obecnego na dworzu korpusu żandarmerii Kapral zszedł ze swojego konia i podszedł do Nile'a głośno prosząc o rozmowę z niską [kolor i długość włosów] dziewczyną o [kolor] oczach. 
  Nile odrazu się połapał, że chodzi o mnie. Zdziwiony zawołał mnie po nazwisku, na co podeszłam do niego z obojętnym wyrazem twarzy, przerywając moją aktualną czynność jaką było czesanie mojej klaczy. 
- [twoje nazwisko]... - wyszeptał kapral, na tyle głośno, że każdy był w stanie je usłyszeć. - A imię?
- [t/i] - odpowiedziałam. - Stało się coś?
- W skrócie: po ostatnim popisie, chciałbym żebyś dołączyła do korpusu zwiadowców. Przydałabyś nam się. - powiedział Levi patrząc mi prosto w oczy.
- Jakim popisie?! - podniósł w moją stronę głos i odruchowo rękę Nile. Omałoby mnie nie uderzył. Na szczęście Kapral powstrzymał go łapiąc jego przedramię w ostatniej sekundzie.
- Nie zagalopowałeś się? - zapytał kobaltowooki nie puszczając ręki Nile'a. Wszystkich zamurowało.

  Przez myśl przeleciało mi tylko jedno - Zostanę zwiadowcą.
- Zluzuj majty staruchu. - powiedziałam głośno do Nile'a odwracając się w stronę wejścia do kwatery śmiejąc się pod nosem. - Zabieram swoje graty, konia i gwarantuje Ci, że mnie więcej tu nie wrócę.

  Po kilku minutach wyszłam z torbą z budynku i wsiadłam na [imię klaczy] oddalając się razem ze zwiadowcami. Nile coś tam jeszcze pokrzyczał za nami, ale niespecjalnie się temu przysłuchiwałam.

- Witamy w naszych szeregach! - podniósł głos jakiś drobny blondyn, na co posłałam mu uśmiech. - Levi mi o tobie mówił! Podobno zauroczyłaś go swoją techniką walki. - mrugnął do mnie, na co parsknęłam śmiechem.
- Co ty dziewczyno robiłaś w żandarmerii?

- Byłam zdania, że tylko tam się nadaje. - zaśmiałam się w odpowiedzi. 
- Dziewczyno, ty jesteś lepsza niż my wszyscy razem wzięci! - dogoniła mnie na karym koniu brunetka w okularach, którą kilka dni temu uratowałam przed pożarciem. - No.. może oprócz Levi'aja, ale on to już wyższa półka. Przyjechałam tu z nimi po Ciebie głównie po to, by Ci podziękować za ocalenie mi życia. Tak w ogóle, to jestem Hanji.
- Moje imię już znasz. Nie zachwalajcie mnie już tak, bo ja na prawdę nie wiedziałam co robię, nie wiedziałam nawet jak używać sprzętu do trójmanewru, dopiero po wyjściu na "pole bitwy" podejrzałam u Ciebie jak się to ustrojstwo obsługuje. - wskazałam na blondyna, z którym przed chwilą rozmawiałam.
- Wątpię. - powiedział Levi wolno stąpając na wierchowcu kilka centymetrów ode mnie. Popatrzyłam na niego przez chwilę dziwnym spojrzeniem, a potem skupiłam je na drodze. Odniosłam wrażenie, że rzucił tym tekstem tylko po to, żeby się wtrącić do rozmowy. Po dotarciu na miejsce dostałam własny pokój obok pokoju Hanji i jakiejś innej dziewczyny, oraz strój na przebranie. Po przebraniu wcześniej poznana brunetka w okularach zawołała mnie na obiad do jadalni.

❤❤❤❤
No hejcia ^^ Moje pierwsze opowiadanie ever lololol wiem, że wstęp nie jest jakiś wybitny ale gwarantuje wam, że to się z czasem rozkręci xD Następny rozdział postaram się wstawić w tym tygodniu!
❤❤❤❤

ZWIADOWCY [Levi x Reader]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz