i cope smothered in smoke

2.3K 271 19
                                    

。。。。。

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

。。。。。

Kenma zmarszczył brwi w dość gniewnym, jak na niego, geście. Rzucił piłką o ziemie, a ta odbiła się i poszybowała w kierunku zdziwionego Leva. Miał dosyć. Czuł się zmęczony, zużyty i na ten moment całkowicie bezużyteczny. Jak miał nauczyć czegokolwiek tego idiotę, skoro na każdą jego uwagę tylko kiwał głową z zapałem, by później zrobić dokładnie to samo co wcześniej?

Naprawdę nie przepadał za ich pierwszorocznym środkowym. Był głośny i wszędzie go było pełno, przez co, przebywając koło niego, Kozume odnosił wrażenie, że ma na głowę nasunięty ul pełen brzęczących pszczół. Odrobinę podobne odczucia wywoływał w nim Hinata, ale jego akurat potrafił znieść. Ba, nawet polubić. Krewetka z Miyagi miała od dawna określony cel, do którego sukcesywnie dążyła, a blondwłosy rozgrywający naprawdę to doceniał. W końcu on sam nigdy nie traktował siatkówki na poważnie. Był tam tylko dla Kuroo.

— Kenma-san? — zawołał za nim Lev, nie rozumiejąc, czemu drugoroczny kieruje się ku ławkom.

Jednak Kozume nie odpowiedział, nawet nie zaszczycił go jednym spojrzeniem. Zamiast tego zarzucił na plecy klubową bluzę i odkręcił w połowie pustą butelkę wody przyniesioną oczywiście przez Tetsurō – o wzięciu swojej z domu, rzecz jasna, zapomniał.

— Musisz się zacząć słuchać, Lev — stwierdził autorytarnym głosem kapitan. — Za chwilę kolejny etap, a twoje zagrywki nadal nie są zbyt udane. Poza tym musisz zacząć respektować naszego rozgrywającego. To nie jest tak, że ty mu będziesz byle jak podawać, a później oczekiwać, że dostaniesz idealną wystawę. Żadna sztuka przypieprzyć piłką w parkiet, jak ktoś ci świetnie poda. Chyba znasz naszą maksymę?

Lev gorliwie pokiwał głową na znak, że tak, zna ją na pamięć i śni mu się po nocach, ale Kuroo już nabierał powietrza, by zakrzyknąć:

— Jesteśmy krwią organizmu! Przepływamy płynnie i cyrku...

— Wszyscy znają twój idiotyczny tekst, Kuroo, możesz sobie darować — mruknął Kenma na tyle głośno, by wszyscy obecni na sali zdołali go usłyszeć.

Reszta drużyny cicho parsknęła na jego słowa, a brunet prychnął.

Trening skończył się po następnych czterdziestu minutach. Kozume wrócił na boisko, ale na szczęście nie musiał już wystawiać ani jednej piłki w kierunku Leva.

***

Ich powroty po szkole w zasadzie nigdy nie były odprężającymi chwilami, spędzonymi na miłych rozmowach, gdybaniach i przekomarzaniu. Nie mieszkali szczególnie daleko, ale zbyt blisko też nie. W każdym razie większą część drogi mogli przebywać zatłoczonym metrem, by dopiero ostatnie dwadzieścia minut przedzierać się przez zalewający ulice tłum.

Kuroo wepchnął się z niemałym trudem do przepełnionego wagonu, ciągnąc za rękę Kenmę. Blondyn nienawidził całą duszą i sercem tych przerażających mas ludzi. Zazwyczaj na ich stacji metro było skrajnie przeładowane. Czasami nawet nie udawało im się wcisnąć do środka. Ta konieczność oddychania tym samym powietrzem co parędziesiąt innych osób na zaledwie parunastu metrach kwadratowych napawała go swego rodzaju odrazą. W tokijskiej komunikacji miejskiej szło się zmęczyć prawie jak na kilkugodzinnym treningu.

Narzucił na głowę czerwony kaptur, by jak najbardziej ogrodzić się od otaczających go pasażerów. Plecak położył na ziemi, by dodatkowo nie zajmował cennej przestrzeni, i wlepił w niego wzrok.

Jeszcze pół godziny. Jeszcze pół godziny i będzie w domu. Nie ma co narzekać. To tylko odrobina poświęcenia. Sam nie do końca wie, dla kogo to całe poświęcenie. Dla siebie? Dla matki i ojca? Dla Kuroo? To chyba bez znaczenia. Pół godziny. Jeszcze tylko trochę.

Tetsurō przyglądał mu się z typowym dla niego życzliwym zainteresowaniem. Przepuścił go, by stał przy oknie i nie musiał mieć z każdej strony tych wszystkich ludzi. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak źle przebywanie w tłoku wpływa na młodszego. Gdy zaczęli chodzić do gimnazjum i dojeżdżać samodzielnie, robiło mu się czasami słabo, przez co musieli wysiadać kilka przystanków wcześniej, bojąc się, że Kenma zemdleje, co zresztą raz prawie się stało. Od tamtych sytuacji minęło parę lat, ale Kuroo nadal miał je bardzo wyraźnie wyryte w pamięci.

— Jutro naprawdę masz sprawdzian. Lepiej się trochę poucz — odezwał się pierwszy raz, odkąd wkroczyli do wagonu.

Kenma skinął głową. Rzeczywiście, o tym sprawdzianie akurat pamiętał. Nawet się na niego odrobinę przygotowywał. W końcu informatyka była jedynym przedmiotem, który rzeczywiście dość lubił i z którego był naprawdę dobry. Planował po zakończeniu liceum złożyć papiery na uniwersytet i zostać właśnie informatykiem albo programistą. Kuroo zawsze twierdził, że to świetny pomysł, w końcu nie znał nikogo innego, kto orientowałby się w tych wszystkich śmigających po ekranie cyferkach i kolorowych kabelkach, jak jego jasnowłosy przyjaciel.

— Uczyłem się — mruknął niezwykle cicho Kenma. Przeraźliwe nie lubił rozmawiać w metrze.

Środkowy Nekomy uśmiechnął się lekko, tym razem mu wierząc. Dobrze wiedział, kiedy Kozume kłamał, nawet jeśli ten nie pokazywał tego szczególnie po sobie. Znali się naprawdę długo i to była jego zdaniem bardzo udana przyjaźń. Może Kenma nie był tak towarzyski, energiczny i dowcipny jak jego drugi dobry przyjaciel, Bokuto, ale działał na niego w zupełnie inny, uspokajający sposób. Czuł się przy nim naprawdę spokojnie, a kiedy blondyn się odrobinę otworzył, mogli rozmawiać długie godziny i to rozmawiać całkiem sensownie, bo Kozume był naprawdę beznadziejny w ciągnięciu pogawędek o niczym. Mieli swoje własne poczucie humoru, przyzwyczajenia, drobne tradycje. I choć blondyn nie wybuchał śmiechem zbyt często, a jak już to nie tak entuzjastycznie, to te krótkie chwile były dla niego na wagę złota. Śmiech Kenmy, małe, niedocenione diamenty.

me and my friends are lonely |•| kuroken √Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz