0

1.6K 53 2
                                    

Wiatr rozwiewał nasze włosy, a słońce opalało twarze i ramiona. Pokonywaliśmy kolejne kilometry kabrioletem chevroleta z lat 90, którego Abby tak bardzo lubiła.

Kątem oka spojrzałem na niewielką blondynkę, która powinna być na fotelu pasażera, a tymczasem nieźle bawiła się siedząc na jego zagłówku.

-Kotku, usiądź normalnie.- mruknąłem wracając wzrokiem do drogi przed nami.

-Rozluźnij się, Mikey.- zobaczyłem w lusterku jak wywraca oczami i lekko się uśmiechnąłem.

~*~

Zaparkowałem samochód na skraju lasu i podszedłem do bagżnika by wypakować wszystkie potrzebne rzeczy.

-Gdzie my jesteśmy?- Abby lustrowała widok przed nami.

Zignorowałem jej pytanie i zarzuciłem torbę na plecy.

Chwilę później przemierzaliśmy gąszcz drzew trzymając się za ręce.

Było ciekawie, zwłaszcza, że Abby krzyczała za każdym razem kiedy zobaczyła owada (które do rzadkości w lesie nie należą). W końcu nie wytrzymałem i od połowy drogi niosłem ją na rękach.

~*~

-Podoba Ci się?- zapytałem siadając na kocu, który przed chwilą rozłożyłem.

-Jest genialnie.- odparła zajmując miejsce obok mnie.

Wyciągnąłem z plecaka przygotowane w domu jedzenie i rozłożyłem je przed nami.

Czas płynął szybko. Jedliśmy, rozmawialiśmy, słuchaliśmy muzyki z naszych telefonów, wiliśmy wianki i robiliśmy sobie zdjęcia polaroidem Abby.

Nawet nie zauważyłem kiedy zrobiło się ciemno, a na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy.

-Chyba czas na główną atrakcję wieczoru.- szepnąłem do ucha dziewczyny i otworzyłęm szampana. Napełniłem nim dwa kieliszki i wręczyłem jeden blondynce.

Objąłem ją, a ona położyła głowę na moim ramieniu. Trwaliśmy w takiej pozycji kilka minut. Cisza między nami nie była uciążliwa, to był jeden z tych momentów gdzie słowa są po prostu zbędne.

-Chciałabym, żeby tak było już zawsze.- szepnęła po kilku, może kilkunastu minutach, a we mnie uderzyło poczucie winy.

-Abby...Ja chyba, chyba muszę ci coś powiedzieć.- wyjąkałem i spuściłem wzrok na swoje palce owinięte wokół kieliszka.

Mimo, że nie widziałem jej twarzy czułem na sobie zmartwiony wzrok.

-Jedziemy w trasę.- westchnąłem po kilku minutach i odważyłem się na nią spojrzeć.

-To nic wielkiego, Michael.- powiedziała z wyraźną ulgą.- Już nie raz byłeś w trasie.

-Nie, Abby.- pokręciłem głową.- To nie będzie kolejna trasa po Ameryce. Ruszamy w światową trasę i nie będzie mnie co najmniej sześć miesięcy.

Wyrwało jej się ciche "oh", a zawartość kieliszka, który przed chwilą upuściła poplamiła koc.

Przytuliłem ją i nie wiadomo kiedy oboje zaczęłiśmy płakać.

-Przepraszam, Abigail.- wyjąkałem pociągając nosem.- Tak cholernie przepraszam.

⭐️⭐️⭐️

Prolog jest kiepski, ale bez niego nie pójdziemy dalej. Reszta rozdziałów jest lepsza (i krótsza), promise.

CAS będzie aktualizowane codziennie :)

close as strangers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz