01

145 7 0
                                    

「 Life can tear us apart too 」

Pierwszym, co rzuciło się Jiminowi w oczy, była przytłaczająca biel pokoju. Jasne ściany, śnieżna pościel, nawet wyposażenie w kolorze tego chorobliwego, sklepowego mleka - i wszystko to skąpane w świetle wpadającego przez okna słońca. Musiał zamknąć oczy, aby być szybszym od nadchodzącej migreny i dopiero w momencie, kiedy naciągnął na siebie wykrochmaloną kołdrę, zdał sobie sprawę z tego, jak było mu zimno. Czy to słońce nie powinno dawać choć odrobiny ciepła, a nieagresywna barwa przynajmniej imitować uczucie bezpieczeństwa?

Tymczasem było zupełnie odwrotnie. Przyzwyczaiwszy się do chłodu i jasności, Jimin próbował sobie przypomnieć, co się stało. Jedynym, co pamiętał, było przygotowanie do porannych zajęć, charakterystyczny hałas i tłok. Potem była już tylko pustka i rażąca biel obcego miejsca. Ze strachem musiał przyznać, że taka właśnie wydawała się być jego codzienność już od dłuższego czasu.

Nie chciał wracać myślami do przeszłości, skoro zdezorientowanie nie potrafiło mu nawet wyjaśnić, co się stało. Zacisnął dłonie na pościeli, czując, że bardzo nie ma ochoty tam być. W końcu, powoli podnosząc się na łokciu, rozejrzał się dookoła.

Nie miał nawet kogo zapytać o jakiekolwiek informacje. Pozostałe cztery łóżka były wolne, co z jednej strony Jimina uspokajało, a z drugiej napawało niepokojem. Jedynie pojedyncza żarówka, wzbudzając jego uwagę co i raz migała, chcąc najwidoczniej prędzej doprowadzić go do zawrotów głowy. Jednoczenie płyn w kroplówce obok w głuchej ciszy jednostajnym kapaniem dawał o sobie znać. Nic odprężającego.

Jednak to wciąż nie pomogło znaleźć chłopakowi odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób i dlaczego znalazł się w szpitalu.

Chwilę później pojawiły się u niego pierwsze ostrzegawcze myśli. Co zdążyli mu zrobić? Czego się dowiedzieli? Jeśli posiadali już sporą wiedzę na jego temat, jak wiele dowiedzieli się z zapisanych gdzieś informacji, a ile odkryli sami? Nie wiedział nawet, kogo określał zwięzłym i enigmatycznym zwrotem "oni". Sam nie miał pewności, czy kieruje to słowo do jakiejś określonej grupy osób, czy jego chaotycznych emocji.

Powoli rozkojarzenie znikało, a umysł Jimina wyjaśniał na tyle, że mógł spokojnie ocenić sytuację. Znajdował się w szpitalu, tego był pewien. Nienawidził szpitali, czego był przekonany jeszcze bardziej. Nie znalazł u siebie żadnych ran ani śladów ingerencji w jego ciało, co znaczyło, że poza kroplówką i podstawowym badaniem krwi nic mu nie zrobili. A jednak już to było za wiele. Jak mogli reagować w jakikolwiek sposób bez jego zgody? I najważniejsze, co zmusiło ich do zabrania go na tą salę?

Jak na zawołanie drzwi do pomieszczenia otworzyły się, wpuszczając do środka falę dźwięków z zewnątrz oraz odrobinę cieplejszego powietrza. Jimin krótko wstrzymał oddech, jakby do tego czasu był przekonany, że znajduje się w budynku sam.

Na widok mężczyzny w dobrze znajomym kilcie prowadzącym przed sobą chłopaka z rozjaśnionymi włosami Jimin instynktownie cofnął się lekko. Nie chciał pozwolić się oszukać sztucznemu uśmiechowi, ponieważ fałszywa troska, z jaką pomógł postaci usiąść na łóżku na przeciwko niego, była niemożliwa do pomylenia z czymkolwiek innym.

Chciał zaprotestować. Już otwierał usta, by zapytać, co się dzieje i co zamierzają z nim zrobić. Ale jego wrodzona uprzejmość kazała mu milczeć. I dziękował sobie za nią w myślach. Przynajmniej nie wpadnie w żadne tarapaty.

- Obudziłeś się, Jimin. - Jego głos był tak samo chłodny jak powietrze na sali. Park postanowił milczeć i zaczekać aż mężczyzna powie coś przydatniejszego od tego oczywistego stwierdzenia. - Jak się czujesz?

- Co się stało? - rzekł nieco zbyt zadziornie. Rozważał wypowiedzenie tego pytania ledwo dosłyszalnym tonem, jednak uznał, że to zbytnio wzbudziłoby ciekawość nieznajomego. Nie mógł wyglądać na słabego.

- Zemdlałeś przed lekcją, więc twoja nauczycielka zdecydowała się zadzwonić na pogotowie. - Park, nie zdejmiwszy z niego wyzywającego spojrzenia, liczył na złapanie kontaktu wzrokowego, ale lekarz jedynie przeniósł spojrzenie na podejrzaną podkładkę w swoich dłoniach. - Jadłeś coś?

Dwa niepozorne słowa sprawiły, że serce chłopaka na sekundę się zatrzymało. Czy on coś podejrzewał? A może ktoś ukierunkował go w tą stronę? Dlaczego wszyscy się na niego uwzięli? Jimin doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak cienka była granica i wielu nie wiedziało nawet, kiedy ją przekroczyło, ale on przecież nic sobie nie zrobi. Potrafił się kontrolować. Taki incydent zdarzył mu się pierwszy raz i już zdążył się za niego przekląć w myślach. To się nie powtórzy, naprawdę, więc po co się martwić?

- Tak - skłamał.

Choi Minseok, jak głosiła plakietka z nazwiskiem na piersi mężczyzny, w zamyśleniu pokręcił głową. Obrzucił Jimina przelotnym spojrzeniem, jakby był niegodną jego uwagi reklamą w gazecie, po czym wrócił do swojej tabelki.

- Wygląda na to, że będziemy musieli cię zatrzymać trochę dłużej. Ludzie nie mdleją bez powodu.

Mężczyzna skinął jeszcze na obcego blondyna, po czym zaaferowany opuścił salę. Jimin spojrzał na niego - teraz był jego najlepszym, jak również jedynym, źródłem informacji. Zanim zdecydował się zadać jedno z dziesiątek chodzących mu po głowie pytań, obojętnie obrzucił wzrokiem całą salę. Nie wyglądał na rozmowną osobę, co kazał Jiminowi zachować dystans.

Nie minęła chwila, jak drzwi ponownie się otworzyły, by wpuścić do środka jedną z drobnych pielęgniarek, niosącą kilka prywatnych przedmiotów. Chłopak skinął jej głową w podziękowaniu, a kobieta z uśmiechem zadała mu kilka prostych pytań. Gdzieś między nimi przemknęło imię chłopaka. Namjoon-ssi.

Gdy tylko wyszła, pomieszczenie znów pogrążyło się w głuchej ciszy. Chłopak bez słowa sięgnął po książkę z prostą okładką, która przywodziła Jiminowi na myśl poezję. Zanim zdążył otworzyć ją na odpowiedniej stronie, Park zdobył się na odwagę by wypowiedzieć jedno, krótkie zdanie.

- Długo tu jesteś?

Namjoon podniósł na niego wzrok znad książki. Serce Jimina w zdenerwowaniu zabiło mocniej. Nie lubił takich ludzi. Chłopak miał w sobie charyzmę, której nie dało się ukryć. Tacy ludzie zawsze byli przeciwko niemu.

- Kilka dni - odpowiedział obojętnie. Widocznie widząc, że twarz Jimina blednie albo pokrywa się niezdrowym rumieńcem - ciężko było mu to określić, nie widząc swojego odbicia - posłał mu lekki uśmiech. - Jestem Namjoon.

- Jimin - odrzekł krótko Park. Nie chciał już z nikim dzielić się żadnymi informacjami, jednak uznając Namjoona za swoją ostatnią nadzieję, zdecydował się mu to jednak powiedzieć. - Ktoś jeszcze jest na tej sali?

Namjoon rozejrzał się dookoła, jakby osobiście chcąc sprawdzić, czy nikogo nie przeoczył. Widocznie miało to stanowić ostentacyjną odpowiedź.

- Z tego, co mówiła mi pielęgniarka, nie ma nikogo poza nami. Na naszym oddziale są całkiem przyjemni ludzie. - Jiminowi nie spodobał się fakt, że Namjoon użył stwierdzenia "nasz". Nie chciał zostawać tam ani chwili dłużej. Przerażenie stałe narastało w jego klatce piersiowej, niemal utrudniając mu oddychanie. Nawet obecność chłopaka mu w tym nie pomagała, a może nawet przyczyniała się do tego stanu. - Wcześniej sąsiadowałem z wyjątkowo miłym chłopakiem - dodał z wzruszeniem ramion. Gdy widocznie przypomniał coś sobie, na jego usta wstąpił niechciany uśmiech. Jimin, choć powinien to uznać za wyraz sympatii i spoufalenia, zupełnie przeciwnie został przy ogromnej czujności. - Boże. Uśmiecha się jak szalony. Sam nie wiem, skąd ma w sobie tyle radości.

To zdanie widocznie przesądziło o dalszej rozmowie, ponieważ Namjoon od razu wrócił do lektury. Jiminowi i tak to wystarczyło. Jeśli udałoby mu się nawiązać znajomość z kimś spoza pokoju, najprawdopodobniej szybciej zebrałby informacje, chociaż i tak to na razie nie było najważniejsze. Priorytetem było szybko i bez szwanku wrócić do domu i, oczywiście, nie pozwolić nikomu dowiedzieć się o tym, co się stało. Choć chyba adekwatniejszym określeniem byłoby - to, co się działo, ponieważ Jimin wiedział, że to jeszcze nie koniec.

1184 słowa.

𝓐 𝔀𝓮𝓮𝓴 𝓪𝔀𝓪𝔂 𝓯𝓻𝓸𝓶 𝓗𝓮𝓪𝓿𝓮𝓷 ✨ JiHope v1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz